sobota, 27 lutego 2016

4# Miniaturka "Kin Herondale" + Epilog

Podobają wam się takie krótkie miniaturki?
 Chcielibyście z kim innym? 
Wywołały jakieś emocje u was ta krótka historia? :3
Nie będę was męczyć, zapraszam do czytania!
Nie sprawdzony.  Wina Autorki xD 
Bez wiedzy wstawiła miniaturkę :D

JACE
Burza dawała sobie we znaki. Alicante nie była teraz taka piękna jak na obrazkach.  Pogoda drwiła z niego. Pewnie jak wszyscy.
  Rozgrzewające runy po jakimś czasie znikają, zostawiając przenikający chłód do szpiku kości.  Deszcz bił go po plecach i twarzy. Ubranie ciężkie od nasiąkniętej wody. Kończyny zdrętwiałe.   Dłoni już nie odczuwał. Nie miał ochoty wyciągać steli, tylko patrzeć w przestrzeń. Jak pioruny wpadają do Jeziora Lyn.
  Cała złość wyparowała, zostało zmęczenie.  Jonathan Christopher Herondale brakowało odwagi, aby wrócić do przyjaciół. Co by sobie pomyśleli? Stchórzył przed okrutną prawdą. Zawiódł.
Nie powinien być już nocnym łowcą. Jest słaby jak przyziemny. Nawet gorzej. 
Miał plan.
Odejdzie.
Najgorzej będzie zostanie ukochanej, dla której mógłby zrobić wszystkie. Nie zniesie rozrywającego bólu, który zawita go widząc pełne bólu spojrzenia jak odchodzi.
Nie może tego zrobić.
Musi.
KIN
Koń zadrżał niespokojnie. Błoto pod jego kopytami chlubotało niebezpiecznie.  Dziewczyna musiała uważać, aby nie zranić Błyskawice. Niedawno miała skręconą kostkę.  Mogła wsiąść Strzałę ale ona nienawidzi  terenów otwartych i ma do niej uraz po tym przyszła z Cerber (aktualnie jest zamknięty w gabinecie staruszka. W czasie procesu, warczał na starego konsula, dziewczyna całkowicie o nim zapomniała. ) do stajni.  Zatrzymała konia i zmrużyła oczy. Świeżo nałożona runa pozwalała jej dostrzec rzeczy, których gołym okiem nie widać. Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Krople boleśnie biły ją po plecach.
Rozejrzała się.  Czarna chmura pokryła cały Idris. Piorun przerażające a zarazem piękne trafiały w jezioro Lyn. Na łąkach błoto za błotem. Zmrużyła oczy.  Zamrugała kilkakrotnie.  Czy na samym początku lasu coś leżało?
Czy mi się coś przywidziało?!
A może to wilk?
Pisnęła radośnie.  Koń prychnął. Nerwowo stukał lewym kopytem.  Walnęła w boki. Zmuszając do galopu. Nie zwracając uwagi na niezadowolone, które będzie ją gorzko kosztować.
 Żałowała, że nie ma telefonu (chociaż nie umie z jego korzystać, mieszkała całe życie w Idrisie) mogła  zadzwoniła by do  mieszkańców, że chyba znalazła zgubę.  Chyba, ze to kojot. To byłoby brzydko. Była osłabiona. Przeklęty konsul i jego procesy.  Schyliła się ratując przed atakującym deszczem. Cel coraz bliżej. Serce skakało z radości.  Błyskawica nerwowo próbowała wyrwać lejce. Spojrzała na niego zaskoczona. Nie mogła zrozumieć  zachowania zwierzęcia.  Na szczęście się nie zatrzymywało.   Gdy była pewna, że to Jace (włosy blondyna nie trudno dostrzec ), koń stanął dęba.  Zaskoczona puściła lejce i upadła tuż na tylnie kończyny.
 Wrzasnęła.
  Natrafiła na kamienia w błocie.  Zasłoniła się rękami, jak kopyta zamachnęły się w jej stronę. Po polu przeszedł nieprzyjemny dla ucha trzask  łamanych kości.  Błyskawica pobiegła do najbliższego drzewa, kryjąc się przed deszczem.
Przegryzła wargę. Po jej policzkach spływał gorące łzy. Oczy ją oszukiwały, widziała tylko rozmazany obraz.  Ból oszołomił ją na tyle, że nie zauważyła podbiegającego brata. Jedynie słuch pozwalał jej jakoś działać.
-Na Razjela!- krzyknął Jace.
Delikatnie złapał złamaną kończynę, syknęła z bólu.
-Wybacz ale muszę to zrobić- nie do końca zrozumiała o co mu chodzi.
Wrzasnęła z bólu, gdy przestawił jej kości na odpowiednie miejsce. W duchu przeklinała go od najgorszych.
-Musiałem. Iratze wtedy byłoby głupotą bo kości źle by się zrosły.
-Idź do diabła- wydusiła w końcu.
Zrobił jej temblak i pomógł wytrzeć łzy.  Pomiędzy nimi nastała cisza. Myśleli o tym samym.
-Jesteś moją siostrą.
-A ty moim tępym bratem. Co sobie myślałeś do cholery aby uciekać?! Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! Wiesz? Mam ochotę cie walnąć w ten tleniony łeb!
-To mój naturalny blond.- obronił się
ALEC
Salon u Lightwood był pełen ludzi. Wszyscy z napięciem oczekiwali powrotu Herondale.  Każdy próbował czymś się zając. Od stukania w mebel do machania nogą.    W kominku paliło się wesoło ogień, ogrzewając mieszkańców.  Pogoda za oknem  nie wróżyła niczego dobrego. Alec nie wytrzymał.
-Nie mogę tak siedzieć jak oni są na dworze!- zerwał się z sofy.
-Wiem, dajcie jej czas. Może właśnie wracamy. Rozdzielając się. Musimy czekać- powiedziała stanowczo Maryse.
-A mogło… mogło im się coś stać!- zaczął się kierować w stronę wyjścia.
Wszyscy zatarasowali mu wyjście. Warknął i wrócił na swoje miejsce.
-Przyznaj, że bardziej oczekujesz powrotu Kin niż Jace- Izzy z natury była ciekawska, więc nie mogła sobie odpuścić dręczenie pierworodnego.
Na jego twarzy zagościł rumieniec.
-Martwię się…- chrząkną- … o obojga.
-To nie będziesz cieszył się z powrotu siostry Jace?
-Izzy…- szepnął Simon.
Próbował przybrać poważny wyraz twarzy, ale purpurowe rumieńce zdradzały go. Wszyscy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
-Jest dla jak.. jak.. jak… siostra.
KIN
-Nie zmieniaj tematu! Czemu do jasnej cholery wyszedłeś sobie na dłuższy spacer, który trwał sześć godzin?!
-Nie chcę rozmawiać o tym. Dobra? Miałem zły dzień.
-No s-o-o-orry- nie odpuszczała-Nie wiedziałam, że dowiedzenia się o swojej siostrze to zła nowina.- przewróciła oczami, jego złote oczy zabłysnęły złoto wrogo.
-USPOKÓJ SIĘ DO JASNEJ ANIELKI- wrzasnął.
Wziął głęboki  i powiedział spokojniejszym tonem.
-Stchórzyłem. Nie rozumiesz. Kiedyś ktoś mi namieszał, że mam siostrę w której się kochałem. Jak chłopak dziewczynę. Nie mogłem jej dotknąć bo jedna głupia myśl mi to przeszkadzała. Wiele wycierpiałem.  – westchnął, siostrze zrobiło się żal. Nie zdawała sobie sprawy co jej brat czuł w ostatnim czasie- Rozumiesz?  Złe wspomnienia! Nigdy takich wspomnień, których chciałabyś się pozbyć?- nagle posmutniała.
-Mam takich kilka- westchnęła- To jest godzina zwierzeń?- parsknął.
-Jak wolisz ja wolę to nazwać „luźną” pogawędką. Mów zrobi ci się lżej na sercu.
Wzięła głęboki oddech.
-Jak wiesz połowę życia spędziłam w sierocińcu. Nikt mnie nie chciał. Kto był chciał dziewczynkę z wyglądem anioła a charakterem diabła?  Jako jedyna nie zostałam zaadoptowana ze wszystkich dzieci.  Pomocnice mnie nie lubiły, szydziły ze mnie. Robiło wszystko aby uprzykrzyć mi życie. Podstawiały nogę, wylewały gorący napój na gołą skórę, ciągały za włosy…
Wzdrygnęła na to wspomnienia Zerknęła na brata, który napiął mięśnie, bardzo dobre wiedziała o czymś  Jace myśli. Żałował, że go tam nie było
-  Jeszcze wiele okropieństw ale nie chcę o nich mówić. Wracając. Nagle jak z niebios pojawił się konsul.  Przypadkowo pokazałam swoje moce, czyli wystarczy dotyk aby podziemny mówił prawdę. Zabłyszczały mu wtedy dziwnie oczy. Nie przejmowałam się. Bo po co? Wreszcie ktoś mnie zechciał. Wszystko miało ułożyć. Nadzieja matki głupich- prychnęła-  Gdy przyszłam do nowego domu akurat była cała wymiana  mebli. Nie wytłumaczył mi czemu. Udało mi się przekraść zdjęcie Maryse z niemowlakiem. Teraz to wiem, że Alec.  Mieszkałam kilka dni. Trenowałam, trenowałam, bawiłam się. Jak normalne dziecko. Do czasu aż pojawił się wampir w naszym domu. Konsul kazał mi przyjść i złapać za rękę. Nieświadome dziecko nocy zaczęło wyśpiewywać prawdę nie zdając z tego sobie sprawy. Potem wyrzucił mnie z salonu.  Co jakiś czas konsul znowu kogoś zaciągał do domu. Znowu użyłam mocy. Po pewnym czasie zemdlałam. Gdy się obudziłam on.. on… chyba mnie uderzył… Nie pamiętam. Wiem jedynie, że płakałam. – złapała go za ręce aby nie wstał, oddychał ciężko-  Zmuszał mnie do tej pracy co teraz robie, grożąc, że oda mnie do sierocińca. Gdzie miałam najgorsze wspomnienia. 
-Boże czemu wcześniej o tobie nie wiedziałem?- jęknął, uśmiechnęła się smutno.
-To przeszłość. Jace musimy wracać. Jest mi zimno i na nas czekają! Zwłaszcza twoja żona!- humor od razu mu się poprawił.
-A twój mąż?- pomógł jej wstać, zrobiła zdziwioną minę.
-Ja mam męża? Kurde Krwawa Mery była chyba dla mnie za mocna- wybuchnęli śmiechem zapominając o przykrej rozmowie, co  była lada chwila temu.
-A Alec?- zachłysnęła się powietrzem, Jace uważnie obserwował zachowanie siostry.
-Jesteśmy przyjaciółmi-mruknęła.
-Dobra, dobra. Wracajmy już.
-No wreszcie się z czymś zgadzamy.
Ruszyli w stronę konia.
-Ale jeśli cie skrzywdzi…
-Jace…
-Nie ważne, że to mój parabatai…
-Plis…
-Wystarczy jedno słowo a będzie wydane na jego twarzy.
-Do jakiej ja rodziny trafiłam?!-mruknęła.
ALEC
Próbował wszystkie aby opanować emocje.  Nawet szeptał znany mu na pamięć wierszyk, którego uczył się gdy był małym brzdącem.
„Czerń do polowań w nocy,
Na śmierć i żałobę – biel,
Złoty dla panny młodej w sukni weselnej,
A czerwony do rzucania czarów.
Biały jedwab dla naszych palonych ciał,...
A niebieskie chorągwie, gdy wracamy przegrani.
Płomień ku narodzinom Nefilim,
I by oczyścić nas z grzechów.
Szarość ku niezliczonej wiedzy,
A kość dla tych, którzy nie starzeją się.
Szafranowe światła marszem zwycięstwa,
A zieleń lecząca nasze złamane serca.
Srebro przeznaczone do wież demonicznych,
A brąz ku nawoływaniom złych mocy.”
 Czarne myśli narzucały najgorsze scenariusze.
Co jeśli zgubiła drogę?
Może spadła z konia i coś połamała?
A może walczy z kimś? Krwawi ?
A może walczy z olbrzymem?!
-Siedź tam gdzie siedzisz.- warknęła Izzy, widząc jak pierworodny zaczyna wstawać.
-Mom!- krzyknął Maks, stojący przy oknie.
Wszyscy podbiegli do okna.
JACE
Odprowadzili Błyskawicę do stajni. Przez chwilę rozkoszowali się ciepłem bijącym od koni. Rozejrzała się. Błyskawicę przeżuwała siano, Strzała zasnęła przytulona do boku Astry.  Oparła się o belkę. Westchnęła.
-O czym myślisz?
-Jak wyjdę z tej stajni to nie będę Kin Lightwood tylko Herondale. Kin Herondale.- szepnęła.
-Zanim cię poznałem nazywałem się Jace Lightwood Morgenstern Wayland. Długa historia.- parsknął przypominając sobie komiczną historię.
-Mam pewien pomysł!- klasnęła w dłonie, spojrzał na nią przerażony.
 Gdy dziewczyna powiedziała jaki ma plan od razu pokręcił przecząco głową.
-Ale braciszku!- mruknęła niezadowolona- Ale ja muszę wiedzieć jak on zareaguje.
-Co potem? Wstaniesz jakby niby nic?- wzruszyła ramionami- Dobra.
-Dzięki!
-Jakie grzechy Razjela mam taką siostrę?
                  ***
-Nie uśmiechaj się jesteśmy blisko celu- szepnął.
-Masz mi dokładnie opisać jego minę- szepnęła i zamknęła oczy.
Wzięła głęboki oddech.  Próbując nie wybuchnąć ze śmiechu.  Brat trzymał ją w ramionach udając, że zemdlała. Chciała sprawdzić jak niebieskooki na to zareaguje.  Starał się iść szybko i nie trząść „martwą” Kin.  Sam musiał powstrzymać śmiech.  Do tego musiał ukrywać emocje przed Aleciem. Trudne zadanie. Gdy znaleźli się blisko domu, zauważył ich Maks stojący przy oknie. Odwrócił się do swoich i coś krzyknął. Pierwsi mieszkańcy wybiegli z domu. W duchu cieszył się, że deszcze przestał padać bo to utrudniało by mu zadanie. Mokre ubrania plus wysoka wysportowana dziewczyna równa się ciężar.
-Jace!- spojrzał na wybiegającą Clary.
W pierwszej myśli chciał odrzucić zbędny balast ale musiał się trzymać chorego planu.
-Clary! Dobrze, że cię widzę ale nie mam za wiele czasu.- wskazał głową na siostrę.
-Co jej się stało?!- krzyknął przerażony Alec.
Wszyscy wbiegli do salonu. Każdy próbował się dowiedzieć coś od blondyna ale on nie słuchaj ich próśb tylko położyć złotowłosą na kanapie. Niebieskooki od razu się przy niej znalazł.
-Jace wiem, że jesteś zdenerwowany ale musisz nam powiedzieć co się stało.- powiedziała Maryse.
Aby było realistycznie złapał ją drugą rękę po pierwsza była trzymana przez kogoś innego. Zadrżał.
-Nie… Nie wiem. Jechała na koniu… i nagle spadła.  Nie obudziła się- skłamał teraz to naprawdę musiał powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
-Jak to spadła…?- wydusił niebieskooki.
-Zdaje mi się, że koń się poślizgnął…- przyjrzał się dokładnie parabatai.
Patrzył z troską i miłością na nieruchome ciało dziewczyny, jedynie klatka piersiowa się unosiła lekko. 
Niezła z niej aktorka.
 Pozwolił aby emocje parabatai wchłonęły w niego. Czuł strach, smutek, złość i bezradność.  Nie mógł nic zrobić.
Jeszcze chwila Jace.
Przełknął ślinę. Poczuł dłoń na ramieniu.
-Jace chodź musisz się przebrać.- odwrócił głowę, przed nim klęczała Clary.
-Ja…- westchnął i znów spojrzał się na siostrę- Dobrze. Alec? Pilnuj jej.
-Izzy, Simon idźcie do rady powiedzieć, że ją znaleźliśmy. Maks wracaj na górę. Ja pójdę napisać list do cichych braci. Alec…- nawet się na nią nie spojrzał.
Nie dokończyła zdania, poszła na górę.
KIN
Musiała przegryzać od wewnątrz policzek aby się nie roześmiać. Idealnie im to wyszło. Aż się po klepie gdy  „obudzi”. Dzięki dobremu słuchowi mogła wywnioskować, że została sama z niebieskookim. Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy przypomniała sobie pocałunek za stajnia.
-Kin nie wiem co ci jest…. Ale błagam otwórz oczy…. Proszę- zrobiło się jej żal, musiała być twarda-  Za każdym razem kiedy prawie umierasz ,ja też umieram.* Ja już umieram.  Kocham cię i będę cię kochał aż do śmierci, a jeśli potem jest jakieś życie, wtedy też będę cię kochał. ** Tylko błagam.. na Razjela obudź się.  Zrobię dla ciebie wszystko!
Nareszcie!
Otworzyła jedno oko i spytała:
-Wszystko?
-Ty.. ty… Zrobiłaś to specjalnie?- kiwnęła głową.- Nienawidzę cię a zarazem cie kocham.  Wiesz ile ja się najadłem strachu?!- krzyknął.
Miał właśnie dalej kończyć swój monolog lecz zamknęła mu usta pocałunkiem mówiąc wcześniej „ Zamknij się”. Oderwali się od siebie, łapiąc skradzione oddechy.
-Następnym razem, kiedy postanowisz się zranić, żeby przyciągnąć moją uwagę, pomyśl, że czułe słówka działają cuda.***- wybuchnęła śmiechem.-A teraz  chodź się przebrać, jesteś cała mokra.- uniósł ręce do góry- Mi to nie przeszkadza… Ale mama nie lubi gdy ktoś plami jej  ulubiony dywan.
-Wybacz. - przewróciła oczami.
Uśmiechnął się szeroko.  Podłożył ręce pod jej ciało i uniósł  lekko. Na szczęście nie miała nic przeciwko temu, była zmęczona. Powieki same jej zamykały. Szczęśliwy niebieskooki zaniósł ją do ICH  wspólnego pokoju.


*- Cytat niezaczerpnięty z DA
**-  Cytat niezaczerpnięty z DA
***-  Cytat niezaczerpnięty z DA




EPILOG

Przyszła Kin Lightwood mieszkała w instytucie  Nowojorskim razem z resztą przyjaciół i swoim chłopakiem.  Mieszkała razem z Aleciem, który nie pozwolił jej od czasu pamiętnej nocy, spać samej. Nie przeszkadzało jej to.  Właśnie dziś Izzy, Clary, Kin postanowiły sobie zrobić babski wieczór tak samo jak chłopcy.  Maryse zostawiła na ich głowie instytut miała „spotkanie” , które było przykrywką bo spotykała się z Jordanem Branwell. Rodzeństwo przyjęło serdecznie Jordana, był miły facetem o blond czuprynie, której nigdy nie mógł ujarzmić. Do każdego był życzliwy i prawił komplementy. W tajemnicy  powiedział rodzeństwu Lightwood, że żałuje teraz poznał Maryse.  Ale jeden plus jest taki, że mógł poznać ich.
Złotowłosa siedziała na łóżku czekając na dziewczyny w tym samym czasie rozmawiała ze swoim chłopakiem.
-Alec no! Już umiem obsługiwać telefon!
-A jak włącza się galerie!
-Alec!
-Moje gołąbeczki proszę przestać gruchać bo przyszedł popcorn i wata cukrowa.- powiedziała Izzy wchodząca z Clary.
Izzy wraz z Clarą zaprzyjaźniły się z siostrą Jace. Tylko dla nich Kin starała się być mniej chamska i wredna. To nie znaczy, że jej to wychodziło…
-Dobra to pa- rzuciła telefon, zapominając o naciśnięciu czerwonej słuchawki.
-A teraz wreszcie nam powiedzieć o co ci chodziło! Stałaś się nerwowa… No mów!- Clary nie mogła usiedzieć w miejscu.
-Tylko nikomu nie mówcie- szepnęła była coraz bardziej podenerwowana.
-Spokojnie! Nic z tego pokoju nie wyjdzie.
-Em… Jak by wam… to powiedzieć… Bo z Aleciem… E….
Po drugiej stronie słuchawki Alec wziął na głośno mówiący tak aby Simon, Jace i Maks słyszeli rozmowę dziewczyn.
-No wyduś to w końcu!
-Jestem w ciąży, ok.?
-Co?!
-To ja też się do czegoś przyznam.- powiedziała Clary.
-Ty też w ciąży ? Boże będziemy wszystkie matkami!- pisnęły radośnie.
ALEC
Oszołomiony Alec rozłączył połączenie. Simon, Jace mieli otwarte buzie. Maks zaczął skakać, ze szczęścia.
-Tak! Wreszcie będę miał rodzeństwo! Oł je !
-Ja… Ojcem…?- wydusił Alec.
-Stary. Czy ty przeleciałeś moją siostrę?
-Jace.. ja..
-Będę ojcem!- krzyknął radośnie złotowłosy.
KIN
Nie dano im się cieszyć, bo do pokoju wparowali chłopacy. Każdy wziął w objęcia swoją parę. Patrzyły na siebie zaskoczone. Clary pokazała, że  mają kuku na Muniu. Maks zaczął radośnie tańczyć koło nich.
-Coście brali…?- spytały jednocześnie.
-Będę ojcem!- odpowiedzieli  jednocześnie.

-Cholerne telefony!- warknęła Kin.

5 komentarzy:

  1. Brak słów! Cudo! I w ogóle mega! Epitety mi się kończą! Co z tego, że jest ich z milion! Genialnie!
    Weny i czekam na rozdział 😉
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak twoje słowa mnie cieszą! *0* <3
      Nie umiem tego pisać.
      Dziękuje <3
      *Nie będę płakać* *Jednak tak *

      Usuń
  2. Czy ty napisałaś "epilog"?!
    Ja. Ci. Nie. Pozwalam. Skończyć. Tego. Opowiadania. Po. Prostu. Nie. Możesz!
    No bo to jest zawaliste <3
    A ten koniec... Cudo <3
    No i mam zaszczyt nominować cię do LBA.
    Szczegoły: http://welcome-in-the-xxi-century.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mogę zacząć pisać kolejną miniaturkę :3
      Nie koniecznie o nich :D

      Usuń
  3. Bardzo fajne zakończenie. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń