ZANIM
PRZECZYTASZ:
*Akcja
dzieje się w czasie odrodzenia kręgu.
*Głównymi
bohaterami są: Alec Lightwood, Kin Heronalde (wszystko wyjaśni się później).
*Alec nie
jest gejem.
*Alec nigdy
NIE zakochał się i NIE poznał Magnusa Bane’a.
*Alec durzył
się w Clary Fray.
*Akcja rozgrywa
się w Idrisie i Instytucie Nowojorskim.
*Konsul i Inkwizytor
wiedzą, jaką ma moc dziewczyna, wykorzystują ją do własnych celów.
*Mogą
pojawić się wątki poboczne, czyli: Clace, Sizzy.
*Nie mam
pomysłu na nazwę Aleca i Kin więc jest Cin lub Nalec. Jeśli ktoś ma pomysł,
niech napisze w komentarzu.
* Wiele
rzeczy z książek nie pojawi się, miniaturka ma na celu pokazać historię Jace’a,
Aleca i Kin. J
*Nie wiadomo,
ile powstanie części, jeśli coś takiego ci się podoba i chcesz z kimś innym to
napisz!
*Sebastian
nie istnieje.
*Jocelyn
żyje wraz z Luke’iem (dalej jest wilkołakiem) w odludnieniu, wydarzenia tak
kobietą wstrząsnęły, że musiała uciec.
*Lata
bohaterów mogą być inne.
*KIN JEST
BLONDYNKĄ O ZŁOTYCH OCZACH.
ZAPRASZAM DO CZYTANIA:
Instytut Nowojorski
jest największym Instytutem na całym świecie. Może pomieścić od dwustu do
czterystu ludzi, lecz w starym budynku mieszkała niecała garstka ludzi. Mówi się o sławnej szóstce:
Maks, Alec, Izzy, Clary, Jace i Simon.
Ludzie przychodzili, odchodzili, a oni zawsze tam byli. Czuli się tu jak w domu, nie wyobrażali sobie życia w innym
miejscu. Pewnie jesteście ciekawi z czego słyną? Maks, który nie dawno ukończył
piętnaście lat, wymyślił program uczenia przyziemnych stania się Nocnymi Łowcami.
Polegał na
tym, że brano z sierocińców bądź ze szpitali dzieci od pierwszego roku do
pięciu lat, one są wysyłane do Idrisu do przybranych rodziców, oni zaś
uczą ich wraz z nauczycielami sztuki walki.
Bez kielichu to byłoby nie możliwie, ale dzięki Clary stało się to możliwie. Wymyśla runę, którą trzeba
dziecku nakładać co roku w jego urodziny, aby mogło wytrzymać zwykłe runy. Taką
runę można nakładać do 18 roku życia, gdy anielskie runy „wsiąkną” w
skórę dziecka staje się oficjalnie PRAWDZIWYM Nocnym Łowcą. Na razie nie
słyszano, żeby jakieś dziecko zmarło. Wielkie trio, czyli Alec, Izzy i Jace łapią osoby, które
należały do kręgu lub będą do niego należeć. Niestety krąg bardzo szybko się
rozrasta, a na jego czele stoi Valentine. Simon jako jedyny zasiadł do rady jako Chodzący Za Dnia i Nocny Łowca. Nikt nie
potrafi tego wytłumaczyć, że wampir jest Nocnym Łowcą. Maryse, właścicielka Instytutu, całe dnie przysiadywała w biurze. Wypełniała papiery dla Konsula, który jest jej byłym mężem. Robi
wszystko, aby kobieta miała jak najwięcej pracy. Kobieta czasem siedziała do
późna, aby wypełnić wszystkie papiery. Pewnego dnia:
- Dość tego -
wrzasnęła.
Wściekła
wyszła z pomieszczenia, jej czuły słuch zarejestrował dźwięki wydobywające się z kuchni. Szybkim
krokiem skierowała się do pomieszczenia. Clary wraz z Maksem omawiali szczegóły
projektu o przyziemnych, który miał zostać przez nich ulepszony. Sieroty
nie miały być wysyłane tylko do Idrisu, lecz także do Instytutów, aby nie czuły
się, źle w nowym miejscu. Projekt „Przyziemny też Nocny Łowca” poprawił
populacje Nocnych Łowców o dziesięć procent.
- Cześć mamo -
powiedział, gdy zobaczył kobietę w kuchni.
- Dzień
dobry - przekreśli niepotrzebne rzeczy.
- Wiecie,
kiedy będzie reszta? - chłopak zerknął na zegarek.
- Za jakieś dziesięć minut - podeszła do nich i zajrzała do planów. - Jak widzisz, z moich obliczeń
wynika, że populacja Nocnych Łowców w ciągu dwóch lat poprawiła się o dziesięć procent -
przerzucił kartki. - Jeśli projekt będzie trwał jeszcze dłużej, to nasza populacja
się rozrośnie zdecydowanie bardziej.
- Jestem z
ciebie dumna, synu - uśmiechnął się dumną. - Clary, możesz powiadomić resztę, że mają
przyjść do salonu, muszę wam coś powiedzieć.
- Będę miał
braciszka?
- Niestety
nie - poczochrała go po włosach.
- Szkoda.
Clary?
- Tak? -
zatrzymała się przed drzwiami.
- Kiedy będziesz
miała dziecko z moim bratem?
- Maks! -
krzyknęły jednocześnie.
- No dobra -
mruknął. - Spytam Izzy. Nie można się już spytać, czemu nie mogą się pospieszyć?
Chcę mieć młodsze rodzeństwo. Przecież o dużo nie proszę - mruczał do siebie.
Clary wyszła z pomieszczenia, na jej usta przywitał
uśmiech. Uwielbiała Maksa, traktowała go jak brata. A pytania o braciszka
zawsze doprowadzały ją do śmiechu. Wyciągnęła telefon, gdy usłyszała znajoma
piosenkę „Another You (Another Way)" - Against The Current na ekranie pojawił się numer Jace'a.
- Tak?
- Żono moja
najdroższa, wracam zaraz z pracy, proszę przygotuj obiad, kąpiel i zamów masaż
na szóstą.
- Chyba pan
pomylił numer - zaśmiała się.
- Czyli nie
dzwonie do Clary Fray? - w jego głosie
było słychać udawany smutek.
- Jace, do
rzeczy - usłyszała wkurzonego Aleca.
- No dobra,
nie denerwuj się, bo fryzurka się ci się zepsuje, a tobie się już zepsuła.
- Jace -
zaczął wściekle.
- Zaraz
będziemy, przygotuj coś na obiad, bo Izzy chcę coś ugotować, więc zrób coś przed
nią, abym nie konał z głodu.
- Jace! -
wrzasnęła Izzy.
- Jak misja? -
usłyszała szuranie, Alec zabrał Jace'owi telefon, który miał rzucić kąśliwą uwagę.
- Nieudana, bo ktoś zabrał mi sztylety, przez co nie miałem jak atakować i jeden z nich
poświecił dla reszty, rzucił się na mnie. Reszta uciekła, a Izzy zabiła demona,
zamiast walczyć musieli mnie ratować. A byliśmy tak blisko! Jace, kiedy nauczysz
się, żeby nie podbierać mi broni?! - to pytanie skierował do blondyna, Clary
wyobraziła sobie jak wzrusza ramionami, Alec rzuca mu ostre spojrzenie, Izzy
przewraca oczami.
- Koniec!
Alec, Jace! Spokój! Zachowujecie się jak kobiety z okresem!
- Sorry - mruknęli.
- Mogę już
coś powiedzieć?
- Jasne - Izzy
odebrała chłopakom telefon.
- Gdy
przyjdzie, macie iść prosto do salonu, Maryse ma jakąś sprawę.
- Słyszę, że
gdzieś idziesz - kiwnęła głową.
- Idę napisać
list do Simona, żeby wpadł.
- To nie
będzie koniecznie - Clary z telefonem odwróciła się.
- Idź do
salonu poczekaj na resztę - dziewczyna pożegnała się przez telefon i ruszyła do
salonu.
Maks
przeniósł się do salonu. Salon był najczęściej odwiedzanym pomieszczeniem. Na
samym środku stały trzy sofy pomiędzy nimi stoliki. Na ścianie wywieszone
krajobrazy rodzinnego miasta Nocnych Łowców. Naprzeciwko sofy zawieszony na ścianie płaski telewizor. Usiadła na
swoim miejscu. Clary przyjrzała się
Maksowi, niedawno skończył piętnaście lat, a wyglądał na więcej. W jego wyglądzie przykuwały oczy, miały
kolor nieba. Co chwila poprawiał
spadające okulary. Nie mogła uwierzyć, że mieszkała w Instytucie już trzy lata
(uwaga Clary ma teraz siedemnaście). Na pamięć zna wszystkie kąty, każdy obraz. Pamięta,
jakby to było wczoraj, czternastolatka wrzucona w wir wydarzeń, Jace (kiedyś15
lat, teraz 17, za kilka miesięcy 18), który w ostatniej chwili ją ratuje ze
szponów Kręgu. Alec, który jej nienawidził, bo jest przyziemną (kiedyś 16, teraz 19
lat). Isabelle (kiedyś 15, teraz17 lat), myślała, że przywitanie ją zamorduje.
Maryse z otwartymi ramionami ją przyjęła, a Maks? Narzekał, że populacja
dziewczyny zaraz zacznie przewyższać męską. Westchnęła w duchu. Cieszyła się, że
mama jest bezpieczna, w ostatniej chwili udało im się uratować mamę ze szponów
Valentine'a. Teraz kobietą zajmuje się Luke, dawny przyjaciel założyciela kręgu.
Ta dwójka miała się ku sobie.
Do jej uszy
dotarło otwieranie drzwi wejściowych. Ciężkie kroki, zerwała się na równe nogi
i pobiegła. Isabelle jak zwykle wyszła bez żadnej skazy, Alec mocno oberwał w
prawie ramie, Jace był brudny na spodniach, a tak nikomu nic się nie stało.
- Czy teraz
ubierzesz się w strój pielęgniarki i opatrzysz mi rany? - objął dziewczynę, Alec
potajemnie przewrócił oczami.
- Mogę Aleca,
bo jest ranny, a ty brudny -
spojrzała na swoje spodnie, które
oberwały.
- Czyli
nici? - pokręciła głową. - Szkoda - mruknął.
- Nic wam nie
jest? - spytała Maryse.
- Ja trochę
oberwałem - mruknął Alec i ruszył do salonu, po drodze trzymając się za
zabandażowany bark.
- Co go ugryzło? - spytała Clary, reszta wzruszyła
ramionami.
- Dobra -
Maryse klasnęła dłonią. - Chodźmy do salonu, musimy pogadać.
Wszyscy
skierowali do salonu, każdy zastanawiał się, czemu właścicielka Instytutu chciała z nimi porozmawiać. Gdy każdy usiadł
na swoim miejscu, kobieta zaczęła mówić:
- Jak wiecie,
od pewnego czasu Konsul zadaje mi dużo pracy, przez co zarywam połowę nocy -
kiwnęli głowami. - Przez jakiś czas zamieszkamy WSZYSCY w Idrisie - nastała
pomiędzy nimi cisza.
- Ja jestem
dorosły, mogę tu zostać - mruknął Alec.
- Zdaję sobie
z tego sprawę, ale też chcę, abyś się tam wybrał.
- Kto będzie
prowadził Instytut? - Maks zaczął zbierać papiery, które rozłożył na stoliku.
- Mój dawny
przyjaciel, nie znacie go, jest czarownikiem.
- To tak
można? - spytał zaskoczony Jace.
- Magnus Bane
od samego początku swojej kariery pracował u Clave, jest zaufanym czarownikiem.
- Kiedy
wyjeżdżamy? - spytała radosna Isabelle.
- Jutro.
Otworzyła
swoje złociste oczy, zapowiadał się kolejny nudny dzień. W życiu Kin panowała rutyna, pobudka,
śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, praca, sen. Jako jedyna miała
więcej krwi anioła, niż reszta Nocnych Łowców. Potrafiła wyciągnąć wspomnienia
od danej żywej osoby do innej, przy jej dotyku (może to kontrolować) Nocny Łowca mówi prawdę bez własnej woli.
Niestety jej moc ją męczyła, po kilku procesach mdlała ze zmęczenia.
Nie pamięta
swojej przeszłości, zanim Konsul Lightwood odkrył jej możliwości mieszkała w
sierocińcu, nikt nie chciał jej zaadoptować. Była inna. Złote włosy i oczy,
wysoka, wredna, sarkastyczna, bez uczuć,
kto był chciał takie dziecko, które przy pierwszym wrażeniu zniechęcało.
Mieszkała sama w domu Lightwoodów, Konsul przeniósł się do domu Konsula. „Jej” dom był dużym domem, połowa z nich to
były sypialnie. Zanim meble zostały zmienione, było w nim dużo zdjęć osób,
których nie zna. Było jej przykro, bo nie znała nawet swojego nazwiska, miała
tylko imię: Kin.
Przebrała
się w białe ubrania (taki strój ją obowiązywał) i ruszyła do kuchni, gdzie
zrobiła sobie kanapki i zaczęła konsumować. Przed nią pojawił się ognisty list.
W domu pojawi się rodzina Lightwood,
masz iść do pracy.
Konsul.
Przewróciła oczami. Nie mogła spokojnie zjeść śniadania, bo
musiała iść do pracy. Znalazła wolny papier i napisała do Inkwizytora (z nim
pracowała) czy jest jakaś sprawa, po jakiś dziesięciu minutach otrzymała
odpowiedź: Nie, masz wolne.
Odetchnęła z
ulgą. Rozejrzała się po kuchni, był bałagan. Zaczęła sprzątać dom, który nie
należy do niej. Po paru godzinach sprzątania, wyrzucania niepotrzebnych
rzeczy, poszła na zakupy.
- Gotowi? -
spytała kobieta.
- Chodźmy
już - mruknął niezadowolony Maks.
Po kolei
weszli do portalu. Minęła chwila
wirowana i znaleźli się przed domem Lightwoodów. Rodzina przełknęła ślinę, mieli
w tym domu złe wspomnienia. Kobieta opamiętała się i otworzyła drzwi.
Zaskoczyło ją zmiana mebli z ciężkich ciemnobrązów na jasnobrązowe.
Rodzeństwo też to zauważyło.
- Ktoś tu
mieszka - stwierdził Jace, położył torbę Clary i swoją.
- Na to
wygląda, tylko kto? - Alec rozejrzał się.
- Moja córka -
w drzwiach pojawił się Robert Lightwood.
- Ro… Konsulu
o czym ty mówisz? Dzieci, idźcie na górę - wszyscy oprócz Aleca wyszli posłusznie
zabierając swoje rzeczy. – Przecież ty masz już córkę, Isabelle.
- Po naszym
rozwodzie zaadoptowałem siedemnastolatkę, zwie się Kin i ona tu mieszka, więc
nie macie prawa jej wyrzucić.
- Nie
raczyłeś nawet nam o tym powiedzieć? Ona chociaż wie? - warknął Alec.
- Dowiedziała
się rano, jak widzę posprzątała tutaj - rozejrzał się po salonie. - Dobra dziewczyna.
- Akurat -
mruknął Alec.
- Maryse,
Clave chcę się z tobą widzieć - kiwnęła i wyszła za mężczyzną.
Wkurzony
niebieskooki usiadł na kanapie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie jego wspomnienia
zostały zabrane, przez nią. Gdyby ona tutaj nie mieszkała, meble, WSZYSTKO byłoby
jak dawniej. Nie zna jej, ale już jej nienawidzi.
- Alec, do
jasnej cholery, zostaw mnie! - usłyszał wrzask złotowłosej.
- Ale ja cie
kocham! - do salonu wpadła Kin i chłopak o rudawych włosach.
Dziewczyna z
siatkami, cała czerwona, próbowała nie przywalić swojemu przyjacielowi, odłożyła
siatki na podłogę. Rudowłosy patrzył na nią ze smutkiem, nie zdawali sobie
sprawy, że mają obserwatora.
- Ile razy
mam ci tłumaczyć, że nie wierzę w miłość? - wzięła głęboki oddech. - Kochać to
niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym - ostatnie słowa wykrzyczała mu prosto
w twarz - A teraz, na Razjela zabieraj się stąd albo na Boga cię zabiję, wyjdź
stąd - patrzyła na niego z błaganiem.
- Rozumiem,
to koniec naszej przyjaźni, Kin Lightwood. - wyszedł, podniosła siatki.
- Ja tak się
nie nazywam - dalej, nie zauważając Aleca ruszyła do kuchni.
Niebieskooki
siedział skamieniały, nie wiedział czy zostać czy podejść do dziewczyny. Na
schodach pojawił się Maks.
- Co to były
za hałasy? - spytał jak zwykle ciekawy.
- Nic
takiego, ktoś coś słyszał?
- Nie, Jace
jak zwykle się kłóci z Isabelle - machnął ręką i zniknął.
Alec niechętnie zabrał swoją torbę i ruszył do swojego dawnego pokoju.
To co
zobaczył, zbiło go całkowicie z tropu.
============================================
Beta: Alixe♥
Beta: Alixe♥
Od Autorki: Rozdział ósmy będzie MOŻE jutro, jak się wyrobię, bo piszę teraz o Laurze (przedostatni rozdział, chyba) a jeszcze Alixe musi go sprawdzić <3
Czekam na kolejną część <3
OdpowiedzUsuńPisz szybko rozdziała :D
Opowiadanie zostało zgłoszone na Blog Miesiąca. Głos można oddać na naszej stronie głównej spisu lub pod linkiem: http://sonda.hanzo.pl/sondy,256337,85Qb.html
OdpowiedzUsuńKod do ankiety znajduje się na spisie w zakładce "współpraca".
Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com
ogólnie nie kumam o co w tym chodzi XDDD ze niecierpliwością oczekuje na kolejny rozdział. rozdział. wiesz teraz chyba będzie 8 :)
OdpowiedzUsuńSnack**/
Będzie xd Miniaturka nie dotyczy historii xD
UsuńOgólnie miałam na samym początku myśl jak zacząć historię ale zrobiłam inaczej 😂 A chciałam jeszcze inaczej 😊Można? można xd