poniedziałek, 1 lutego 2016

#1 Miniaturka " Kin Herondale"

ZANIM PRZECZYTASZ:
*Akcja dzieje się w czasie odrodzenia kręgu.
*Głównymi bohaterami są: Alec Lightwood, Kin Heronalde (wszystko wyjaśni się później).
*Alec nie jest gejem.
*Alec nigdy NIE zakochał się i NIE poznał Magnusa Bane’a.
*Alec durzył się w Clary Fray.
*Akcja rozgrywa się w Idrisie i Instytucie Nowojorskim.
*Konsul i Inkwizytor wiedzą, jaką ma moc dziewczyna, wykorzystują ją do własnych celów.
*Mogą pojawić się wątki poboczne, czyli: Clace, Sizzy.
*Nie mam pomysłu na nazwę Aleca i Kin więc jest Cin lub Nalec. Jeśli ktoś ma pomysł, niech napisze w komentarzu.
* Wiele rzeczy z książek nie pojawi się, miniaturka ma na celu pokazać historię Jace’a, Aleca i Kin. J
*Nie wiadomo, ile powstanie części, jeśli coś takiego ci się podoba i chcesz z kimś innym to napisz!
*Sebastian nie istnieje.
*Jocelyn żyje wraz z Luke’iem (dalej jest wilkołakiem) w odludnieniu, wydarzenia tak kobietą wstrząsnęły, że musiała uciec.
*Lata bohaterów mogą być inne.
*KIN JEST BLONDYNKĄ O ZŁOTYCH OCZACH.

ZAPRASZAM DO CZYTANIA:
Instytut Nowojorski jest największym Instytutem na całym świecie. Może pomieścić od dwustu do czterystu ludzi, lecz w starym budynku mieszkała niecała  garstka ludzi. Mówi się o sławnej szóstce: Maks, Alec, Izzy, Clary, Jace i Simon.  Ludzie przychodzili, odchodzili, a oni zawsze tam byli.  Czuli się tu jak w domu, nie wyobrażali sobie życia w innym miejscu. Pewnie jesteście ciekawi z czego słyną? Maks, który nie dawno ukończył piętnaście lat, wymyślił program uczenia przyziemnych stania się Nocnymi Łowcami.
Polegał na tym, że brano z sierocińców bądź ze szpitali dzieci od pierwszego roku do pięciu lat, one są wysyłane do Idrisu do przybranych rodziców, oni zaś uczą ich wraz z nauczycielami sztuki walki.  Bez kielichu to byłoby nie możliwie, ale dzięki Clary stało się to możliwie. Wymyśla runę, którą trzeba dziecku nakładać co roku w jego urodziny, aby mogło wytrzymać zwykłe runy. Taką runę można nakładać do 18  roku życia, gdy anielskie runy „wsiąkną” w skórę dziecka staje się oficjalnie PRAWDZIWYM Nocnym Łowcą. Na razie nie słyszano, żeby jakieś dziecko zmarło. Wielkie trio, czyli Alec, Izzy i Jace łapią osoby, które należały do kręgu lub będą do niego należeć. Niestety krąg bardzo szybko się rozrasta, a na jego czele stoi Valentine. Simon jako jedyny zasiadł do rady jako Chodzący Za Dnia i Nocny Łowca. Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć, że wampir jest Nocnym Łowcą. Maryse, właścicielka Instytutu, całe dnie przysiadywała w biurze. Wypełniała papiery dla Konsula, który jest jej byłym mężem. Robi wszystko, aby kobieta miała jak najwięcej pracy. Kobieta czasem siedziała do późna, aby wypełnić wszystkie papiery. Pewnego dnia:
- Dość tego - wrzasnęła.
Wściekła wyszła z pomieszczenia, jej czuły słuch zarejestrował dźwięki wydobywające się z kuchni. Szybkim krokiem skierowała się do pomieszczenia. Clary wraz z Maksem omawiali szczegóły projektu o przyziemnych, który miał zostać przez nich ulepszony. Sieroty nie miały być wysyłane tylko do Idrisu, lecz także do Instytutów, aby nie czuły się, źle w nowym miejscu.  Projekt „Przyziemny też Nocny Łowca”  poprawił populacje Nocnych Łowców o dziesięć procent.
- Cześć mamo - powiedział, gdy zobaczył kobietę w kuchni.
- Dzień dobry - przekreśli niepotrzebne rzeczy.
- Wiecie, kiedy będzie reszta? - chłopak zerknął na zegarek.
- Za jakieś dziesięć minut - podeszła do nich i zajrzała do planów. - Jak widzisz, z moich obliczeń wynika, że populacja Nocnych Łowców w ciągu dwóch lat poprawiła się o dziesięć procent - przerzucił kartki. - Jeśli projekt będzie trwał jeszcze dłużej, to nasza populacja się rozrośnie zdecydowanie bardziej.
- Jestem z ciebie dumna, synu - uśmiechnął się dumną. - Clary, możesz powiadomić resztę, że mają przyjść do salonu, muszę wam coś powiedzieć.
- Będę miał braciszka?
- Niestety nie - poczochrała go po włosach.
- Szkoda. Clary?
- Tak? - zatrzymała się przed drzwiami.
- Kiedy będziesz miała dziecko z moim bratem?
- Maks! - krzyknęły jednocześnie.
- No dobra - mruknął. - Spytam Izzy. Nie można się już spytać, czemu nie mogą się pospieszyć? Chcę mieć młodsze rodzeństwo. Przecież o dużo nie proszę - mruczał do siebie.
Clary wyszła z pomieszczenia, na jej usta przywitał uśmiech. Uwielbiała Maksa, traktowała go jak brata. A pytania o braciszka zawsze doprowadzały ją do śmiechu. Wyciągnęła telefon, gdy usłyszała znajoma piosenkę „Another You (Another Way)" - Against The Current na ekranie pojawił się numer Jace'a.
- Tak?
- Żono moja najdroższa, wracam zaraz z pracy, proszę przygotuj obiad, kąpiel i zamów masaż na szóstą.
- Chyba pan pomylił numer - zaśmiała się.
- Czyli nie dzwonie do Clary Fray? - w  jego głosie było słychać udawany smutek.
- Jace, do rzeczy - usłyszała wkurzonego Aleca.
- No dobra, nie denerwuj się, bo fryzurka się ci się zepsuje, a tobie się już zepsuła.
- Jace - zaczął wściekle.
- Zaraz będziemy, przygotuj coś na obiad, bo Izzy chcę coś ugotować, więc zrób coś przed nią, abym nie konał z głodu.
- Jace! - wrzasnęła Izzy.
- Jak misja? - usłyszała szuranie, Alec zabrał Jace'owi telefon, który miał rzucić kąśliwą uwagę.
- Nieudana, bo ktoś zabrał mi sztylety, przez co nie miałem jak atakować i jeden z nich poświecił dla reszty, rzucił się na mnie. Reszta uciekła, a Izzy zabiła demona, zamiast walczyć musieli mnie ratować. A byliśmy tak blisko! Jace, kiedy nauczysz się, żeby nie podbierać mi broni?! - to pytanie skierował do blondyna, Clary wyobraziła sobie jak wzrusza ramionami, Alec rzuca mu ostre spojrzenie, Izzy przewraca oczami.
- Koniec! Alec, Jace! Spokój! Zachowujecie się jak kobiety z okresem!
- Sorry - mruknęli.
- Mogę już coś powiedzieć?
- Jasne - Izzy odebrała chłopakom telefon.
- Gdy przyjdzie, macie iść prosto do salonu, Maryse ma jakąś sprawę.
- Słyszę, że gdzieś idziesz - kiwnęła głową.
- Idę napisać list do Simona, żeby wpadł.
- To nie będzie koniecznie - Clary z telefonem odwróciła się.
- Idź do salonu poczekaj na resztę - dziewczyna pożegnała się przez telefon i ruszyła do salonu.
Maks przeniósł się do salonu. Salon był najczęściej odwiedzanym pomieszczeniem. Na samym środku stały trzy sofy pomiędzy nimi stoliki. Na ścianie wywieszone krajobrazy rodzinnego miasta Nocnych Łowców. Naprzeciwko sofy zawieszony na ścianie płaski telewizor. Usiadła na swoim miejscu.  Clary przyjrzała się Maksowi, niedawno skończył piętnaście lat, a wyglądał na więcej. W jego wyglądzie przykuwały oczy, miały kolor nieba. Co chwila poprawiał spadające okulary. Nie mogła uwierzyć, że mieszkała w Instytucie już trzy lata (uwaga Clary ma teraz siedemnaście). Na pamięć zna wszystkie kąty, każdy obraz. Pamięta, jakby to było wczoraj, czternastolatka wrzucona w wir wydarzeń, Jace (kiedyś15 lat, teraz 17, za kilka miesięcy 18), który w ostatniej chwili ją ratuje ze szponów Kręgu. Alec, który jej nienawidził, bo jest przyziemną (kiedyś 16, teraz 19 lat). Isabelle (kiedyś 15, teraz17 lat), myślała, że przywitanie ją zamorduje. Maryse z otwartymi ramionami ją przyjęła, a Maks? Narzekał, że populacja dziewczyny zaraz zacznie przewyższać męską. Westchnęła w duchu. Cieszyła się, że mama jest bezpieczna, w ostatniej chwili udało im się uratować mamę ze szponów Valentine'a. Teraz kobietą zajmuje się Luke, dawny przyjaciel założyciela kręgu. Ta dwójka miała się ku sobie.
Do jej uszy dotarło otwieranie drzwi wejściowych. Ciężkie kroki, zerwała się na równe nogi i pobiegła. Isabelle jak zwykle wyszła bez żadnej skazy, Alec mocno oberwał w prawie ramie, Jace był brudny na spodniach, a tak nikomu nic się nie stało.
- Czy teraz ubierzesz się w strój pielęgniarki i opatrzysz mi rany? - objął dziewczynę, Alec potajemnie przewrócił oczami.
- Mogę Aleca, bo  jest ranny, a ty brudny - spojrzała  na swoje spodnie, które oberwały.
- Czyli nici? - pokręciła głową. - Szkoda - mruknął.
- Nic wam nie jest? - spytała Maryse.
- Ja trochę oberwałem - mruknął Alec i ruszył do salonu, po drodze trzymając się za zabandażowany bark.
- Co  go ugryzło? - spytała Clary, reszta wzruszyła ramionami.
- Dobra - Maryse klasnęła dłonią. - Chodźmy do salonu, musimy pogadać.
Wszyscy skierowali do salonu, każdy zastanawiał się, czemu właścicielka Instytutu chciała z nimi porozmawiać. Gdy każdy usiadł na swoim miejscu, kobieta zaczęła mówić:
- Jak wiecie, od pewnego czasu Konsul zadaje mi dużo pracy, przez co zarywam połowę nocy - kiwnęli głowami. - Przez jakiś czas zamieszkamy WSZYSCY w Idrisie - nastała pomiędzy nimi cisza.
- Ja jestem dorosły, mogę tu zostać - mruknął Alec.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale też chcę, abyś się tam wybrał.
- Kto będzie prowadził Instytut? - Maks zaczął zbierać papiery, które rozłożył na stoliku.
- Mój dawny przyjaciel, nie znacie go, jest czarownikiem.
- To tak można? - spytał zaskoczony Jace.
- Magnus Bane od samego początku swojej kariery pracował u Clave, jest zaufanym czarownikiem.
- Kiedy wyjeżdżamy? - spytała radosna Isabelle.
- Jutro.

Otworzyła swoje złociste oczy, zapowiadał się kolejny nudny dzień.  W życiu Kin panowała rutyna, pobudka, śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, praca, sen. Jako jedyna miała więcej krwi anioła, niż reszta Nocnych Łowców. Potrafiła wyciągnąć wspomnienia od danej żywej osoby do innej, przy jej dotyku (może to kontrolować) Nocny Łowca mówi prawdę bez własnej woli.  Niestety jej moc ją męczyła, po kilku procesach mdlała ze zmęczenia. 
Nie pamięta swojej przeszłości, zanim Konsul Lightwood odkrył jej możliwości mieszkała w sierocińcu, nikt nie chciał jej zaadoptować. Była inna. Złote włosy i oczy, wysoka, wredna, sarkastyczna, bez uczuć, kto był chciał takie dziecko, które przy pierwszym wrażeniu zniechęcało. Mieszkała sama w domu Lightwoodów, Konsul przeniósł się do domu Konsula. „Jej” dom był dużym domem, połowa z nich to były sypialnie. Zanim meble zostały zmienione, było w nim dużo zdjęć osób, których nie zna. Było jej przykro, bo nie znała nawet swojego nazwiska, miała tylko imię: Kin.
Przebrała się w białe ubrania (taki strój ją obowiązywał) i ruszyła do kuchni, gdzie zrobiła sobie kanapki i zaczęła konsumować. Przed nią pojawił się ognisty list.
W domu pojawi się rodzina Lightwood, masz iść do pracy.
                                                                                     Konsul.
Przewróciła oczami.  Nie mogła spokojnie zjeść śniadania, bo musiała iść do pracy. Znalazła wolny papier i napisała do Inkwizytora (z nim pracowała) czy jest jakaś sprawa, po jakiś dziesięciu minutach otrzymała odpowiedź: Nie, masz wolne.
Odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po kuchni, był bałagan. Zaczęła sprzątać dom, który nie należy do niej. Po paru godzinach sprzątania, wyrzucania niepotrzebnych rzeczy, poszła na zakupy.

- Gotowi? - spytała kobieta.
- Chodźmy już - mruknął niezadowolony Maks.
Po kolei weszli do portalu.  Minęła chwila wirowana i znaleźli się przed domem Lightwoodów. Rodzina przełknęła ślinę, mieli w tym domu złe wspomnienia. Kobieta opamiętała się i otworzyła drzwi. Zaskoczyło ją zmiana mebli z ciężkich ciemnobrązów na jasnobrązowe. Rodzeństwo  też to zauważyło.
- Ktoś tu mieszka - stwierdził Jace, położył torbę Clary i swoją.
- Na to wygląda, tylko kto? - Alec rozejrzał się.
- Moja córka - w drzwiach pojawił się Robert Lightwood.
- Ro… Konsulu o czym ty mówisz? Dzieci, idźcie na górę - wszyscy oprócz Aleca wyszli posłusznie zabierając swoje rzeczy. – Przecież ty masz już córkę, Isabelle.
- Po naszym rozwodzie zaadoptowałem siedemnastolatkę, zwie się Kin i ona tu mieszka, więc nie macie prawa jej wyrzucić.
- Nie raczyłeś nawet nam o tym powiedzieć? Ona chociaż wie? - warknął Alec.
- Dowiedziała się rano, jak widzę posprzątała tutaj - rozejrzał  się po salonie. - Dobra dziewczyna.
- Akurat - mruknął Alec.
- Maryse, Clave chcę się z tobą widzieć - kiwnęła i wyszła za mężczyzną.
Wkurzony niebieskooki usiadł na kanapie i rozejrzał się po  pomieszczeniu. Wszystkie jego wspomnienia zostały zabrane, przez nią. Gdyby ona tutaj nie mieszkała, meble, WSZYSTKO byłoby jak dawniej. Nie zna jej, ale już jej nienawidzi.
- Alec, do jasnej cholery, zostaw mnie! - usłyszał wrzask złotowłosej.
- Ale ja cie kocham! - do salonu wpadła Kin i chłopak o rudawych włosach.
Dziewczyna z siatkami, cała czerwona, próbowała nie przywalić swojemu przyjacielowi, odłożyła siatki na podłogę. Rudowłosy patrzył na nią ze smutkiem, nie zdawali sobie sprawy, że mają obserwatora.
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie wierzę w miłość? - wzięła głęboki oddech. - Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym - ostatnie słowa wykrzyczała mu prosto w twarz - A teraz, na Razjela zabieraj się stąd albo na Boga cię zabiję, wyjdź stąd - patrzyła na niego z błaganiem.
- Rozumiem, to koniec naszej przyjaźni, Kin Lightwood. - wyszedł, podniosła siatki.
- Ja tak się nie nazywam - dalej, nie zauważając Aleca ruszyła do kuchni.
Niebieskooki siedział skamieniały, nie wiedział czy zostać czy podejść do dziewczyny. Na schodach pojawił się Maks.
- Co to były za hałasy? - spytał jak zwykle ciekawy.
- Nic takiego, ktoś coś słyszał?
- Nie, Jace jak zwykle się kłóci z Isabelle - machnął ręką i zniknął.
Alec niechętnie zabrał swoją torbę i ruszył do swojego dawnego pokoju.
To co zobaczył, zbiło go całkowicie z tropu.
============================================
Beta: Alixe♥
Od Autorki: Rozdział ósmy będzie MOŻE jutro, jak się wyrobię, bo piszę teraz o Laurze (przedostatni rozdział, chyba) a jeszcze Alixe musi go sprawdzić <3

4 komentarze:

  1. Czekam na kolejną część <3
    Pisz szybko rozdziała :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie zostało zgłoszone na Blog Miesiąca. Głos można oddać na naszej stronie głównej spisu lub pod linkiem: http://sonda.hanzo.pl/sondy,256337,85Qb.html

    Kod do ankiety znajduje się na spisie w zakładce "współpraca".
    Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. ogólnie nie kumam o co w tym chodzi XDDD ze niecierpliwością oczekuje na kolejny rozdział. rozdział. wiesz teraz chyba będzie 8 :)
    Snack**/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie xd Miniaturka nie dotyczy historii xD
      Ogólnie miałam na samym początku myśl jak zacząć historię ale zrobiłam inaczej 😂 A chciałam jeszcze inaczej 😊Można? można xd

      Usuń