KIN
Muzyka z
klubu „Pandemonium” dudniła jej w głowie. Nie mogła się skupić. Zamiast
wypatrywać się rudzielca, jednym uchem wsłuchiwała się muzykę. Klub znajdował
się tuż obok. W późne popołudnie został otwarty dla przyziemnych. Tłumy stały w kolejkach aby wpaść na obiad
demonów. Jest to ich ulubione miejsce.
Często nocni łowcy musieli
ratować umierające wilkołaka z macek demonów. Stała przy bocznym wejściu
klubu. Tutaj przychodzili palacze, dilerzy, prostytutki. Wyciągnęła sztylet i czekała na informatora. Jak zwykle się spóźnia.
ALEC
Niewidoczni
kierowali się za dziewczyną. Chłopak był ciekawy częstych wychodzeń Kin, o których nikogo nie
informowała. Brała broń ze zbrojowni, wychodziła bardzo wcześnie i wracała
bardzo późno. Alec zauważał u niej coraz nowsze blizny, które skutecznie
zakrywała. Izzy z podekscytowania
kręciła się niespokojnie. Jace tarł rękomi.
Chłopak jak zwykle przeczesywał włosy. Czarownica zaczęła się już
niecierpliwić. Wyciągnęła sztylet. Nudząc się, podrzucała go do góry. Alec musiał powstrzymać się od kichnięcia.
Jakiś bezdomny kot swoicm ogonem połaskotał go po nosie. Izzy rzuciła mu
spojrzenie: „Tylko spróbuj, a tego pożałujesz”. Westchnął.
- Precz stąd -
machnął w stronę kota.
Dumny kot
prychnął. Pokazał mu swój tyłek i wrócił tam, skąd przyszedł.
KIN
Miała dość
czekania. Nie była cierpliwą osobą w tych sprawach. Już miała chować broń i
wracać do Instytutu, gdy z cienia wyłoniły się dwie postacie. Pierwszy to był
rudzielec, a drugiego nie mogła rozpoznać. Miał na sobie czarny długi płaszcz,
szeroki kaptur zakrywający twarz. Coś jej nie pasowało. Rudzielec za bardzo był
podekscytowany, próbował to ukryć z
marnym skutkiem. Zdradziły go oczy.
- Co tak
długo? - warknęła.
- Wybacz mi
księżniczko, ale miałem do załatwienia pewną sprawę - rzucił jej uśmiech przez który
każda kobieta rozpływała się, ale nie ona.
- Po pierwsze,
nie jestem księżniczką. Po drugie, gówno mnie obchodzi, co robiłeś wcześniej, masz
zawsze być o wyznaczonej porze. Pamiętaj, że to ty prosiłeś mnie o spotkanie - uniosła władczo głowę.
Miała dużą
przewagę nad rudzielcem. Była wyższa od niego o głowę, szybsza, wysportowana,
do tego miała broń. Gorzej jest z tym drugim. Kin nie mogła określić na ile
jest niebezpieczny.
- Obiecuję,
że to więcej się nie powtórzy.
- Mam
nadzieje. A teraz gadaj, czego chcesz i kim jest ten kapturnik.
- Mam dla
ciebie propozycje, której nie sposób odmówić - uśmiechnął się tajemniczo.
- Zobaczmy -
prychnęła, schowała sztylet do kieszeni.
- Wiem, że
mieszkasz w Instytucie - przewróciła oczami, jakby tego nie wiedziała. - Chcę abyś
ich szpiegowała.
Zamarła. To
propozycja ją zaskoczyła, lecz szybko się opamiętała. Zaskoczenie minęło, został sam gniew.
Popchnęła go na ścianę, jęknął z bólu. Złapała go za gardło.
Nigdy by się na
to nie zgodziła. Właśnie w tym Instytucie znalazła przyjaciela. Miała
kogo wnerwiać. Mogła znaleźć ucznia, którego mogła uczyć magii. Nawet Izzy,
która jej nie akceptowała, polubiła na własny dziwny sposób. Ruda wydawała się miła, tylko strasznie
nieśmiała. A Simon był uroczy na własny sposób.
Dziewczyna
była tak wściekła, że nie zauważyła jak dotyka gołej skóry rudzielca. Zazwyczaj
ma jakiś szalik bądź sweter z golfem przez co nie musiała go dotykać, ale to teraz
nie było ważne. Całkowicie zapomniała o tym drugim, który stał jak zaczarowany.
- Jeśli
myślisz, że będę ich szpiegować to jesteś w błędzie - szepnęła, z jej wolnej
ręki tańczyło coraz więcej czerwonych iskier.
- Ale to
świetna okazja, żeby zarobić... - wydusił.
- Jesteś
zwykłym śmieciem - warknęła.
Rzuciła go
na ziemię pod same nogi kapturnika. Jej klatka unosiła się bardzo szybko. Sama się
nie spodziewała takiej agresji. Owszem, od
czasu była agresywna, ale nie aż tak. Próbowała złapać oddech. Czuła jakby
przebiegła tysiące kilometrów.
- Mistrz nie
byłby zadowolony - rozmasował gardło, gdzie jeszcze chwilę temu była ręka Nocnej Łowczyni.
- Tu. Go.
Nie. Ma - kątem oka zerknęła na faceta obok.
- Witaj
Kunegundo H… - staruszek ściągnął kaptur.
Dziewczyna
zachłysnęła się powietrzem.
- Mistrzu? -
po jej policzkach poleciały łzy.
- Tak, to ja -
chciał ją złapać.
- Nie! Nie!
Mistrz obiecał mi, że nigdy nie powie do mnie po imieniu i nazwisku!
- Ale
Kunegundo…
- Zamilcz! -
wrzasnęła z całych siły.
Najbliższe
ptaki poderwały się do lotu.
- Kune… -
staruszek był coraz bliżej roztrzęsionej dziewczyny.
- Nie jesteś
mistrzem - wyciągnęła sztylet. - Demonie - rzuciła prosto w serce.
Staruszek
spojrzał w sztylet tkwiący w ciele. Czarna krew zaczęła się wylewać. Wrzasnął i zniknął. Przetarła twarz. Łzy rozmazywały jej obraz.
- Lepiej
uciekaj zanim i ciebie zabiję – szepnęła na tyle głośno, aby rudzielec ją słyszał.
Kiwnął głową
wystraszony i uciekł. Zmęczona westchnęła. Przeszłość lubiła dawać się we
znaki. Usiadła na murku. Miała dosyć.
Teraz marzyła o kocyku, książce i świętym spokoju, ale obiecała Maksowi, że wprowadzi go w tajniki
magii. Zawsze marzyła o uczniu. Wiele razy rozprawiała o dzieciach. Niby jest Nocnym Łowcą z krwią czarownika. Będzie mogła mieć dzieci? Będzie mogła założyć
rodzinę? Znów westchnęła. Przetarła policzki. Wzięła głęboki oddech i wyszła z
uliczki. Musiała jak najszybciej dostać się do Instytutu.
IZZY
Była
zaskoczona gwałtownością na propozycję rudzielca. Niemal podskoczyła ze
strachu. Jace rzucił jej pytające spojrzenie, po czym wrócił do
obserwowania. Isabelle powróciła do
obserwowania.
Dziewczyna
powiedziała coś do rudzielca i rzuciła go na beton. Pod same nogi postaci w
kapturze. W pierwszej chwili myślała, że to zwolennik Sebastiana, lecz on nic nie
robił. Stał jak zaklęty. Okaleczony
rudzielec powiedział coś, że czarodziejka się cofnęła. Postać ściągnęła kaptur.
Dziewczyna widziała tylko posiwiałe włosy.
Po policzkach Kin spłynęły gorące łzy. Zerknęła na Aleca, który ruszył
się niespokojnie. Zmarszczyła brwi.
- Nie! Nie! Mistrz
obiecał mi, że nigdy nie powie do mnie po imieniu i nazwisku…! - te słowa
przekonały Izzy, że Kin miała okropną przeszłość.
Nagle zrobiło
jej się smutno, bo tak źle oceniła dziewczynę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyła, to
myślała, że widzi damską kopię Jace'a. Dumna postawa. Zniewalający uśmiech. Spojrzenie, które mówi: „Podejdź bliżej, a
zginiesz”
- Izzy - to
był Alec. - Musimy już iść - dziewczyna zaczynała kierować się do wyjścia.
- Ok... -
szepnęła.
KIN
Gdy dotarła
do pokoju od razu rzuciła się na łóżko. Była naprężona jak struna. Mięśnie krzyczały z bólu. Wdychała znajomy
zapach. Nie dano jej się cieszyć samotnością, bo ktoś pukał do drzwi. Zerwała
się i złapała za wygodniejsze rzeczy.
- Proszę! -
krzyknęła, odwróciła się plecami.
- Cześć.
- Poczekasz
chwilę? Idę wziąć prysznic - złapała za pierwsza lepszą koszulkę i weszła do
łazienki.
ALEC
Zaskoczony
chłopak na łóżku. Chciał porozmawiać z
dziewczyną, podpytać ją, gdzie była, może
opowie, co leży jej na duszy. W ostatniej chwili zobaczył podpuchnięte policzki.
Rozłożył się na łóżku. Do jego uszu dotarły dźwięki puszczania wody. Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Dziewczyna nie miała za wiele rzeczy. W szafie czarne rzeczy
(szafa była półotwarta), na szafce jedynie zdjęcie zdradzające, że ktoś tu
mieszka. Zabrał z szafki zdjęcie. Przedstawiało Kin i Magnusa. Przeczesał
włosy. Widać było, że czarownik jej
szczęśliwy, widać było jak patrzy z miłością na swoją jedyną córkę. Poczuł
ukucie zazdrości. Nie mógł pojąć, czemu
czarownik nie powiedział mu o istnieniu Kin. A gdyby byli teraz małżeństwem?
Przecież jest od niej starszy tylko o rok! Tatuś Alec ma młodszą od siebie córkę. Jak go tylko zobaczy, będzie musiał z nim
porozmawiać. Natychmiast. Odłożył zdjęcie, gdy usłyszał trzask przekręcania
zamka. Dziewczyna w mokrych włosach usiadła obok chłopaka. Miała na sobie
ulubione dresy i podkoszulkę. Włosy związane w luźny kucyk. Na twarzy nie
widać było śladów płakania.
- Co dusza
pragnie? - spytała, jej głos był opanowany, twarz nie wykazywała żadnych emocji.
- Chciałem
się spytać eee, jesteś na mnie jeszcze zła? - dobrze się jej przyjrzał.
Przez chwilę
nic nie mówiła, tylko patrzyła prosto mu w oczy.
- Nie -
uśmiechnęła się smutno.
- Co się
stało? - poruszyła się niespokojnie.
Dla Aleca
był to znak, że z dziewczyną było bardzo źle. Bez zastanowienia przytulił ją do
siebie. Zaskoczona zamarła. Myślał, że go odepchnie, ale ona odwzajemniła
uścisk. Alec mógł przysiąc na Razjela, że czarownica trzęsła się w jego
ramionach.
- Kin jesteś
go… Wybacz nie wiedziałem, że masz gości - Maks zaczerwienił się.
Dziewczyna
odskoczyła jak oparzona. Spojrzał na nią zdumiony. Zadziwiała go na każdym
kroku.
- Nic się nie
stało, Alec właśnie wychodzi – kiwnął głową i wyszedł, rzucając ostatnie
spojrzenie dziewczynie, która zajęta była Maksem.
KIN
Wzięła
głęboki oddech. Maks wiercił się jakby miał robaki w gaciach.
- To co
chcesz na sam początek wiedzieć? - spytała.
- Dlaczego z twojej ręki wydobywają się czerwone iskry?
- To zależy
od charakteru i przeszłości. Jestem osobą żywiołową, ruchliwą, jaka jestem
jeszcze…? Nie ważne. Magnus... znaczy mój tata, jest osobą spokojną,
wyrafinowaną hm.. to dlatego posiada
niebieskie iskry.
- A ja jakie
będę miał?!
- Nie wiem -
odpowiedziała szczerze. - To wszystko zależy od tego, jaki jesteś.
-Jestem
miły, cichy i mały to będę miał niebieskie? - Kin zaśmiała się - Czyli nie? Tylko
błagam nie różowe! - jęknął.
- Spokojnie,
ten kolor jest przeznaczony dla dziewczyn.
- Hura!
- Zacznijmy
lekcję.
ALEC
- Alec! -
chłopak siedział w kuchni, popijał swój ulubiony napój, czyli gorącą czekolada.
- Słucham -
oparł się o blat.
- Widziałeś
Maksa? - spytała.
Alec nie
wiedział, co odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę czy skłamać? Była jego siostrą, a
rodzeństwo nie miało przed sobą żadnych tajemnic. W głębi duszy czuł, że nie powinien.
- Nie. A coś
się stało?
- Nie -
machnęła ręką. - Tylko…
- Izzy, co się
stało? - spytał troskliwie.
- Boję się -
szepnęła zażenowana. - Nie ufam jej.
- Jej? -
uniósł jedną brew, odłożył kubek.
- Kin. Ona
chcę zabrać mi Maksa.
- Isabelle.
Przesadzasz. Uwierz mi.
Gdy Alec
wymawiał pełne imię siostry to
wiedziała, że ma rację. Westchnęła.
- Możesz masz
rację…
- Ja zawsze
mam rację.
- Błagam,
tylko nie zamieniaj się w Jace'a, wystarczy nam już dwójka.
- Rozmawiacie
o najprzystojniejszym mężczyźnie na świecie? - do kuchni wszedł Jace.
- O wilku
mowa - prychnęła.
- Gdzie
byłeś? - spytał.
- Szukałem Clary,
myślałem, że już wróciła, ale dalej jest z tym szczurem.
- Jace!
- No co? -
wzruszył ramionami. - Zostałem nauczony mówić prawdę, więc to robię.
- Uratował ci
życie - burknęła.
- A anioły
zaczęły spadać z nieba.
Alec miał
dosyć ich rozmowy, zabrał kubek i ruszył do pokoju.
KIN
- Zamknij
oczy - Maks posłusznie wykonał rozkaz. - Teraz wyobraź sobie, że jesteś zwykłym
chłopakiem, nikt cię nie lubi, jesteś wyrzutkiem. Pragniesz z całego serca pokazać wszystkim,
że potrafisz zrobić coś nieosiągalnego dla zwykłego człowieka. Potrafisz to. Skup
się. Wiesz, o co mi chodzi.
Dokładnie
obserwowała twarz chłopaka. Miał ściągnięte brwi, przegryzał nerwowa wargę,
okulary zjechały na sam koniec nosa. Ręce miał oparte na skrzyżowanych kolanach. Otworzył oczy.
- Nic się nie
stało - powiedział zawiedzony.
- „Nie trać
nigdy cierpliwości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi.”
To właśnie mistrz powiedział mi na pierwszej lekcji, tego właśnie się trzymam,
tobie też to polecam - uśmiechnęła się.
- Nie trać
nigdy cierpliwości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi. -
powtórzył za nią.
Kiwnął głową
i zamknął oczy.
Siedzieli do
późna. Kin była już zmęczona, ale nie chciała zniechęcać chłopaka zwłaszcza, że
zawziął się. Udało mu się na krótką chwilę wyczarować małą iskierkę, która była
fioletowa. Cieszył się jak głupi.
- Maks, musimy
już kończyć lekcję, jesteś już zmęczony - chłopak ziewnął. - No widzisz - parsknęła.
- Dobrze.
Dobranoc - szepnął i wyszedł z pomieszczenia.
Ziewnęła. Dzisiejszy dzień mogła zaliczyć do prawie
normalnych. Podrapała się po brzuchu, który dał o sobie znak. Ubrała kapcie i
wyszła z pokoju do kuchni, która była
nowocześnie urządzona. Zrobiła górę kanapek i duży kubek czekolady. Miała już wychodzić, gdy do kuchni wszedł Jace.
- Witam -
burknęła, gdy ten nawet na nią nie spojrzał.
- Witam.
- A pan Jace
umie mówić - klasnęła w ręce. - To teraz mi powiedz czy umiesz pisać słowo kaczka – trafiła w jego słaby punkt.
- Sarkazm to ostatnia deska ratunku dla osób o upośledzonej
wyobraźni - mruknął.
- Gdybyś był w połowie tak zabawny, za jakiego się uważasz, mój
chłopcze, byłbyś dwa razy bardziej zabawny niż jesteś - uśmiechnęła się
chytrze, zabrała kolację i wyszła.
------------------------------------------------------------------------
Beta:Alixe♥
Zapraszam do komentowania.
Wypełniajcie ankietę! :D
Uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie jakie czytałam
OdpowiedzUsuńRozdział został dodany do katalogu Kocham Czytać Blogi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
PomyLuna ;*