niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 6

KIN
Muzyka z klubu „Pandemonium” dudniła jej w głowie. Nie mogła się skupić. Zamiast wypatrywać się rudzielca, jednym uchem wsłuchiwała się muzykę. Klub znajdował się tuż obok. W późne popołudnie został otwarty dla przyziemnych.   Tłumy stały w kolejkach aby wpaść na obiad demonów. Jest to ich ulubione miejsce.  Często nocni łowcy musieli  ratować umierające wilkołaka z macek demonów. Stała przy bocznym wejściu klubu. Tutaj przychodzili palacze, dilerzy, prostytutki.  Wyciągnęła sztylet i czekała na informatora.  Jak zwykle się spóźnia.

ALEC
Niewidoczni kierowali się za dziewczyną. Chłopak był ciekawy częstych wychodzeń Kin, o których nikogo nie informowała. Brała broń ze zbrojowni, wychodziła bardzo wcześnie i wracała bardzo późno. Alec zauważał u niej coraz nowsze blizny, które skutecznie zakrywała. Izzy z podekscytowania kręciła się niespokojnie. Jace tarł rękomi. Chłopak jak zwykle przeczesywał włosy. Czarownica zaczęła się już niecierpliwić. Wyciągnęła sztylet. Nudząc się, podrzucała go do góry. Alec musiał powstrzymać się od kichnięcia. Jakiś bezdomny kot swoicm ogonem połaskotał go po nosie. Izzy rzuciła mu spojrzenie: „Tylko spróbuj, a tego pożałujesz”. Westchnął.
- Precz stąd - machnął w stronę kota.
Dumny kot prychnął. Pokazał mu swój tyłek i wrócił tam, skąd przyszedł.

KIN
Miała dość czekania. Nie była cierpliwą osobą w tych sprawach. Już miała chować broń i wracać do Instytutu, gdy z cienia wyłoniły się dwie postacie. Pierwszy to był rudzielec, a drugiego nie mogła rozpoznać. Miał na sobie czarny długi płaszcz, szeroki kaptur zakrywający twarz. Coś jej nie pasowało. Rudzielec za bardzo był podekscytowany, próbował  to ukryć z marnym skutkiem. Zdradziły go oczy.
- Co tak długo? - warknęła.
- Wybacz mi księżniczko, ale miałem do załatwienia pewną sprawę - rzucił jej uśmiech przez który każda kobieta rozpływała się, ale nie ona.
- Po pierwsze, nie jestem księżniczką. Po drugie, gówno mnie obchodzi, co robiłeś wcześniej, masz zawsze być o wyznaczonej porze. Pamiętaj, że to ty prosiłeś mnie o spotkanie - uniosła władczo głowę.
Miała dużą przewagę nad rudzielcem. Była wyższa od niego o głowę, szybsza, wysportowana, do tego miała broń. Gorzej jest z tym drugim. Kin nie mogła określić na ile jest niebezpieczny.
- Obiecuję, że to więcej się nie powtórzy.
- Mam nadzieje. A teraz gadaj, czego chcesz i kim jest ten kapturnik.
- Mam dla ciebie propozycje, której nie sposób odmówić - uśmiechnął się tajemniczo.
- Zobaczmy - prychnęła, schowała sztylet do kieszeni.
- Wiem, że mieszkasz w Instytucie - przewróciła oczami, jakby tego nie wiedziała. - Chcę abyś ich szpiegowała.
Zamarła. To propozycja ją zaskoczyła, lecz szybko się opamiętała.  Zaskoczenie minęło, został sam gniew. Popchnęła go na ścianę, jęknął z bólu. Złapała go za gardło. 
Nigdy by się na to nie zgodziła. Właśnie w tym Instytucie znalazła przyjaciela.  Miała kogo wnerwiać. Mogła znaleźć ucznia, którego mogła uczyć magii. Nawet Izzy, która jej nie akceptowała, polubiła na własny dziwny sposób. Ruda wydawała się miła, tylko strasznie nieśmiała. A Simon był uroczy na własny sposób.
Dziewczyna była tak wściekła, że nie zauważyła jak dotyka gołej skóry rudzielca. Zazwyczaj ma jakiś szalik bądź sweter z golfem przez co nie musiała go dotykać, ale to teraz nie było ważne. Całkowicie zapomniała o tym drugim, który stał jak zaczarowany.
- Jeśli myślisz, że będę ich szpiegować to jesteś w błędzie - szepnęła, z jej wolnej ręki tańczyło coraz więcej czerwonych iskier.
- Ale to świetna okazja, żeby zarobić... - wydusił.
- Jesteś zwykłym śmieciem - warknęła.
Rzuciła go na ziemię pod same nogi kapturnika. Jej klatka unosiła się bardzo szybko. Sama się nie spodziewała takiej agresji. Owszem,  od czasu była agresywna, ale nie aż tak. Próbowała złapać oddech. Czuła jakby przebiegła tysiące kilometrów.
- Mistrz nie byłby zadowolony - rozmasował gardło, gdzie jeszcze chwilę temu była ręka Nocnej Łowczyni.
- Tu. Go. Nie. Ma - kątem oka zerknęła na faceta obok.
- Witaj Kunegundo H… - staruszek ściągnął kaptur.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem.
- Mistrzu? - po jej policzkach poleciały łzy.
- Tak, to ja - chciał ją złapać.
- Nie! Nie! Mistrz obiecał mi, że nigdy nie powie do mnie po imieniu i nazwisku!
- Ale Kunegundo…
- Zamilcz! - wrzasnęła z całych siły.
Najbliższe ptaki poderwały się do lotu.
- Kune… - staruszek był coraz bliżej roztrzęsionej dziewczyny.
- Nie jesteś mistrzem - wyciągnęła sztylet. - Demonie - rzuciła prosto w serce.
Staruszek spojrzał w sztylet tkwiący w ciele. Czarna krew zaczęła się wylewać. Wrzasnął i zniknął. Przetarła twarz. Łzy rozmazywały jej obraz.
- Lepiej uciekaj zanim i ciebie zabiję – szepnęła na tyle głośno, aby rudzielec ją słyszał.
Kiwnął głową wystraszony i uciekł. Zmęczona westchnęła. Przeszłość lubiła dawać się we znaki.  Usiadła na murku. Miała dosyć. Teraz marzyła o kocyku, książce i świętym spokoju, ale obiecała Maksowi, że wprowadzi go w tajniki magii. Zawsze marzyła o uczniu. Wiele razy rozprawiała o dzieciach. Niby jest Nocnym Łowcą z krwią czarownika. Będzie mogła mieć dzieci? Będzie mogła założyć rodzinę? Znów westchnęła. Przetarła policzki. Wzięła głęboki oddech i wyszła z uliczki. Musiała jak najszybciej dostać się do Instytutu.

IZZY
Była zaskoczona gwałtownością na propozycję rudzielca. Niemal podskoczyła ze strachu. Jace rzucił jej pytające spojrzenie, po czym wrócił do obserwowania.  Isabelle powróciła do obserwowania.
Dziewczyna powiedziała coś do rudzielca i rzuciła go na beton. Pod same nogi postaci w kapturze. W pierwszej chwili myślała, że to zwolennik Sebastiana, lecz on nic nie robił. Stał jak zaklęty.  Okaleczony rudzielec powiedział coś, że czarodziejka się cofnęła. Postać ściągnęła kaptur. Dziewczyna widziała tylko posiwiałe włosy.  Po policzkach Kin spłynęły gorące łzy. Zerknęła na Aleca, który ruszył się niespokojnie. Zmarszczyła brwi.
- Nie! Nie! Mistrz obiecał mi, że nigdy nie powie do mnie po imieniu i nazwisku…! - te słowa przekonały Izzy, że Kin miała okropną przeszłość.
Nagle zrobiło jej się smutno, bo tak źle oceniła dziewczynę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyła, to myślała, że widzi damską kopię Jace'a. Dumna postawa.  Zniewalający uśmiech.  Spojrzenie, które mówi: „Podejdź bliżej, a zginiesz”
- Izzy - to był Alec. - Musimy już iść - dziewczyna zaczynała kierować się do wyjścia.
- Ok... - szepnęła.

KIN
Gdy dotarła do pokoju od razu rzuciła się na łóżko. Była naprężona jak struna.  Mięśnie krzyczały z bólu. Wdychała znajomy zapach. Nie dano jej się cieszyć samotnością, bo ktoś pukał do drzwi. Zerwała się i złapała za wygodniejsze rzeczy.
- Proszę! - krzyknęła, odwróciła  się plecami.
- Cześć.
- Poczekasz chwilę? Idę wziąć prysznic - złapała za pierwsza lepszą koszulkę i weszła do łazienki.

ALEC
Zaskoczony chłopak na łóżku. Chciał porozmawiać  z dziewczyną, podpytać ją,  gdzie była, może opowie, co leży jej na duszy. W ostatniej chwili zobaczył podpuchnięte policzki. Rozłożył się na łóżku. Do jego uszu dotarły dźwięki puszczania wody. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dziewczyna nie miała za wiele rzeczy. W szafie czarne rzeczy (szafa była półotwarta), na szafce jedynie zdjęcie zdradzające, że ktoś tu mieszka. Zabrał z szafki zdjęcie. Przedstawiało Kin i Magnusa. Przeczesał włosy.  Widać było, że czarownik jej szczęśliwy, widać było jak patrzy z miłością na swoją jedyną córkę. Poczuł ukucie zazdrości.  Nie mógł pojąć, czemu czarownik nie powiedział mu o istnieniu Kin. A gdyby byli teraz małżeństwem? Przecież jest od niej starszy tylko o rok! Tatuś Alec ma młodszą od siebie córkę. Jak go tylko zobaczy, będzie musiał z nim porozmawiać. Natychmiast. Odłożył zdjęcie, gdy usłyszał trzask przekręcania zamka. Dziewczyna w mokrych włosach usiadła obok chłopaka. Miała na sobie ulubione dresy i podkoszulkę. Włosy związane w luźny  kucyk. Na twarzy nie widać było śladów płakania.
- Co dusza pragnie? - spytała, jej głos był opanowany, twarz nie wykazywała żadnych emocji.
- Chciałem się spytać eee, jesteś na mnie jeszcze zła? - dobrze się jej przyjrzał.
Przez chwilę nic nie mówiła, tylko patrzyła prosto mu w oczy.
- Nie - uśmiechnęła się smutno.
- Co się stało? - poruszyła się niespokojnie.
Dla Aleca był to znak, że z dziewczyną było bardzo źle. Bez zastanowienia przytulił ją do siebie. Zaskoczona zamarła. Myślał, że go odepchnie, ale ona odwzajemniła uścisk. Alec mógł przysiąc na Razjela, że czarownica trzęsła się w jego ramionach.
- Kin jesteś go… Wybacz nie wiedziałem, że masz gości - Maks zaczerwienił się.
Dziewczyna odskoczyła jak oparzona. Spojrzał na nią zdumiony. Zadziwiała go na każdym kroku. 
- Nic się nie stało, Alec właśnie wychodzi – kiwnął głową i wyszedł, rzucając ostatnie spojrzenie dziewczynie, która zajęta była Maksem.   

KIN
Wzięła głęboki oddech. Maks wiercił się jakby miał robaki w gaciach.
- To co chcesz na sam początek wiedzieć? - spytała.
- Dlaczego z twojej ręki wydobywają się czerwone iskry?
- To zależy od charakteru i przeszłości. Jestem osobą żywiołową, ruchliwą, jaka jestem jeszcze…? Nie ważne. Magnus... znaczy mój tata, jest osobą spokojną, wyrafinowaną hm..  to dlatego posiada niebieskie iskry.
- A ja jakie będę miał?!
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. - To wszystko zależy od tego, jaki jesteś.
-Jestem miły, cichy i mały to będę miał niebieskie? - Kin zaśmiała się - Czyli nie? Tylko błagam nie różowe! - jęknął.
- Spokojnie, ten kolor jest przeznaczony dla dziewczyn.
- Hura!
- Zacznijmy lekcję.

ALEC
- Alec! - chłopak siedział w kuchni, popijał swój ulubiony napój, czyli gorącą czekolada.
- Słucham - oparł się o blat.
- Widziałeś Maksa? - spytała.
Alec nie wiedział, co odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę czy skłamać? Była jego siostrą, a rodzeństwo nie miało przed sobą żadnych tajemnic. W głębi duszy czuł, że nie powinien.
- Nie. A coś się stało?
- Nie - machnęła ręką. - Tylko…
- Izzy, co się stało? - spytał troskliwie.
- Boję się - szepnęła zażenowana. - Nie ufam jej.
- Jej? - uniósł jedną brew, odłożył kubek.
- Kin. Ona chcę zabrać mi Maksa.
- Isabelle. Przesadzasz. Uwierz mi.
Gdy Alec wymawiał  pełne imię siostry to wiedziała, że ma rację. Westchnęła.
- Możesz masz rację…
- Ja zawsze mam rację.
- Błagam, tylko nie zamieniaj się w Jace'a, wystarczy nam już dwójka.
- Rozmawiacie o najprzystojniejszym mężczyźnie na świecie? - do kuchni wszedł Jace.
- O wilku mowa - prychnęła.
- Gdzie byłeś? - spytał.
- Szukałem Clary, myślałem, że już wróciła, ale dalej jest z tym szczurem.
- Jace!
- No co? - wzruszył ramionami. - Zostałem nauczony mówić prawdę, więc to robię.
- Uratował ci życie - burknęła.
- A anioły zaczęły spadać z nieba.
Alec miał dosyć ich rozmowy, zabrał kubek i ruszył do pokoju.

KIN
- Zamknij oczy - Maks posłusznie wykonał rozkaz. - Teraz wyobraź sobie, że jesteś zwykłym chłopakiem, nikt cię nie lubi, jesteś wyrzutkiem.  Pragniesz z całego serca pokazać wszystkim, że potrafisz zrobić coś nieosiągalnego dla zwykłego człowieka. Potrafisz to. Skup się. Wiesz, o co mi chodzi.
Dokładnie obserwowała twarz chłopaka. Miał ściągnięte brwi, przegryzał nerwowa wargę, okulary zjechały na sam koniec nosa. Ręce miał oparte na skrzyżowanych kolanach. Otworzył oczy.
- Nic się nie stało - powiedział zawiedzony.
- „Nie trać nig­dy cier­pli­wości; to jest os­tatni klucz, który ot­wiera drzwi.” To właśnie mistrz powiedział mi na pierwszej lekcji, tego właśnie się trzymam, tobie też to polecam - uśmiechnęła się.
- Nie trać nig­dy cier­pli­wości; to jest os­tatni klucz, który ot­wiera drzwi. - powtórzył za nią.
Kiwnął głową i zamknął oczy.
Siedzieli do późna. Kin była już zmęczona, ale nie chciała zniechęcać chłopaka zwłaszcza, że zawziął się. Udało mu się na krótką chwilę wyczarować małą iskierkę, która była fioletowa. Cieszył się jak głupi.
- Maks, musimy już kończyć lekcję, jesteś już zmęczony - chłopak ziewnął. - No widzisz - parsknęła.
- Dobrze. Dobranoc - szepnął i wyszedł z pomieszczenia.
Ziewnęła.  Dzisiejszy dzień mogła zaliczyć do prawie normalnych. Podrapała się po brzuchu, który dał o sobie znak. Ubrała kapcie i wyszła z pokoju do kuchni, która była nowocześnie urządzona. Zrobiła górę kanapek i duży kubek czekolady.  Miała już wychodzić, gdy do kuchni wszedł Jace.
- Witam - burknęła, gdy ten nawet na nią nie spojrzał.
- Witam.
- A pan Jace umie mówić - klasnęła w ręce. - To teraz mi powiedz czy umiesz pisać słowo kaczka – trafiła w jego słaby punkt.
- Sarkazm to ostatnia deska ratunku dla osób o upośledzonej wyobraźni - mruknął.
- Gdybyś był w połowie tak zabawny, za jakiego się uważasz, mój chłopcze, byłbyś dwa razy bardziej zabawny niż jesteś - uśmiechnęła się chytrze, zabrała kolację i wyszła.
------------------------------------------------------------------------
Beta:Alixe♥
Zapraszam do komentowania.
Wypełniajcie ankietę! :D

3 komentarze: