IZZY
Dziewczyna
chodziła jak na szpilkach, bezsensowna kłótnia z Simonem doprowadziła ją do
szału. Ona miała rację! Nie on! Tylko ona. Pociągnęła nerwowo za włosy. Syknęła
z bólu. Musi się jakość wyżyć. Natychmiast. Przebrała się w strój bojowy i
ruszyła do zbrojowni. Idąc korytarzami,
które znała na pamięć, spotkała Kin i Maksa. Zdziwiona zmarszczyła czoło i schowała
się za posągiem Anioła Razjela. Dzięki swojemu refleksowi nie została zobaczona
przez czarownicę, która rzuciła okiem na posąg. Dyskretnie narysowała runę,
która pozwalała jej lepiej słyszeć i wsłuchała się w strzępki rozmowy.
- Serio?! -
spytał szczęśliwy Maks.
- Tak -
powiedziała troskliwie Kin. - Nie nauczysz się wszystkiego, ale po jakimś czasie
powinieneś załapać podstawy.
Jakie podstawy? Przecież Maks ma już
wyznaczony trening. Głupia czarownica. Zabiję ją gołymi rękami. Muszę ją
nauczyć, że ze mną się nie zadziera.
- Jej! -
pisnął.
- Nikomu nie
mów. Nawet swojej siostrze - powiedziała poważnie.
Zabiję tę czarownicę!
- A Alecowi? -
westchnęła.
- Nie - Izzy
usłyszała stukot trampek, odetchnęła z ulgą.
Odczekała
chwilę i wyszła. Złapała Maksa przed drzwiami do Sali, gdzie akurat czarownica
zniknęła.
- Cześć
Maksiu - powiedziała swoim słodziutkim głosikiem.
- Nie mów tak
do mnie, jak do psa - oburzył się.
Cholera. Zapomniałam.
- Przepraszam -
powiedziała smutnym głosem. - Z kim rozmawiałeś?
- Z Aleciem -
dziewczyna musiała ukryć zdziwienie, jej młodszy brat n i g d y nie kłamał,
bardziej można byłoby Jace albo Aleca.
- Och. A o
czym rozmawialiście? - przełknął głośno ślinę.
- O… b..
broni. Tak! Gadaliśmy o broni - powiedziała zadowolony ze swojego kłamstwa. - A
dlaczego się pytasz?
- Ciekawość -
machnęła ręką. -A…
- Izzy,
pomożesz mi w papierach? - z cienia wyłoniła się zmęczona Maryse.
- Oczywiście -
zerknęła na Maksa, a on wykorzystał sytuację, aby uciec do sali gimnastycznej. - Kurde -
szepnęła i ruszyła za mamą.
MAKS
Odetchnął z
ulgą, gdy uciekł od siostry, która zadawała milion pytań w minutę. Nigdy nie
była taka do czasu wojny. Wcześniej: szurnięta, nie bojąca się konsekwencji,
żyjąca chwilą. Teraz: nadopiekuńcza, drażliwa, nerwowa.
Rozejrzał się
po Sali. Widok zawsze zapierał mu dech w
piersiach. Nowojorski Instytut był najlepiej urządzonym Instytutem ze
wszystkich. Można było tu znaleźć
wszystko, od małych sztyletów do długich i ciężkich mieczy, których nie dawał rady
podnieść. Usłyszał śmiech, który należał do jej przyjaciółki i najstarszego z
rodzeństwa brata. Wymieniała uwagi z
niebieskookim, który słuchał jej uważnie.
Oddał jej łuk, aby pokazać mu jak można celnie strzelać.
Maks usiadł
na trybunach i przyjrzał się swojemu bratu.
To było jego ulubione zajęcie: obserwowanie. Nikomu tego nie
powiedział, ale potrafił ujrzeć niby nieistotne rzeczy, takie jak: Alec, gdy jest
zły, podenerwowany bądź zaskoczony przeczesuje włosy. Izzy z nerwów ciągnie się
za włosy. Simon poprawia okulary, które nosi z przyzwyczajenia tak samo jak on,
tylko Maks ma poważną wadę wzroku, która podobno zniknie gdy będzie miał
wszystkie runy. Bez okularów Simon według niego wygląda dziwnie. Clary
przegryza wargę. Jace mruży oczy i uśmiecha cynicznie. Mama tupie lewą
nogą. Z ręki Kin wyskakują czerwone
iskry. Kilka razy chciał się zapytać, dlaczego akurat ten kolor, a nie inny. U
Magnusa Bane'a występują niebieskie iskry.
Ten „dar”
czasem się przydaje, bo wie kiedy ma się nie wtrącać. Nie lubił jak jego rodzina
jest wściekła. Wsłuchał się w rozmowę. Alec i Kin nie zdawali sobie sprawy, że
maluch ich obserwuje.
- Podnieś
lekko strzałę. Nie tak - przewrócił oczami, gdy dziewczyna upiornie stała w
pozycji, w której została uczona - Tylko tak - uniósł lekko nadgarstek.
Maks był
dopiero chłopcem, więc nie znał się zbytnio na związkach, bardziej interesowały go
komiksy, ale wydawało mu się, że ta dwójka stoi za blisko siebie. Głowa brata
prawie była oparta o ramię dziewczyny, która skupiona była celu. Wypuściła
strzałę. Prosto w dziesiątkę.
- To bez
sensu! - mruknęła, odwróciła się do uśmiechniętego chłopaka - I tak bym trafiła i
tak. Więc po co mi to?
- Chciałaś,
żebym cię uczył, więc nie dyskutuj z nauczycielem.
- Nie
dyskutuj z nauczycielem - powiedziała
udając głos Aleca.
- Ja tak nie
gadam!
- Ja tak nie
gadam! - pisnęła.
- Na Razjela!
- Na Razjela!
Maks
wybuchnął śmiechem. Odwrócili się zaskoczeni.
- Od ilu tu
stoisz? - spytali jednocześni.
- Ej..! Nie
powtarzaj po mnie! - krzyknęli.
- Przestań! -
Maks wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Błagam
przestańcie. Tlenu - wydyszał.
Podeszli do
niego. Usiedli po dwóch stronach chłopaka.
- Dobrze się
czujesz? - spytali jednocześnie.
- Alec, zaraz
ci walnę! - powiedziała uroczonym głosikiem.
- Ale za co?!
To ty po mnie powtarzasz!
- Ja?! -
zerwali się gwałtownie, całkowicie zapominając o
Maksie.
- Tak, ty! -
Maks ominął ich i pobiegł po resztę
KIN
-Mylisz się!
To ty po mnie powtarzasz! - warknęła, a z jej dłoni wydobyły się czerwone iskierki.
- Chyba
śnisz - prychnął.
- Lightwood -
podeszła do niego.
- Bane -
dziewczyna musiała unieś głowę, bo chłopak był strasznie wysoki.
- Jesteś
najbardziej wkurzającym człowiekiem na ziemi.
- To chyba
powinienem powiedzieć o tobie - zmrużyła gniewnie oczy, z jej dłoni wydobywało
się coraz więcej iskier, Alec zerknął w tę stronę.
- Mam ochotę
walnąć w ciebie jakimś zaklęciem - mruknęła.
ALEC
Uniosła
dłonie, aby pokazać jak niebezpiecznie tańczą iskierki na jej dłoni.
Zachowanie chłopaka zaskoczyło ją, gdy złączył jej dłonie ze swoimi. Nagle cała
złość zniknęła.
- Co ty
zrobiłeś? - spytała zaskoczona.
Puścił jej
dłonie, pokazał jej delikatne oparzenia.
- Czytałem
jak można uspokoić czarowników, gdy z ich ręki wydobywają się iskierki. Załoskotało - skłamał, dowiedział się
przypadkowo do Magnusa, który był zły jak osa.
Złapał za dłoń ukochanego, którego ręka jak ręka
dziewczyny była pokryta niebieskimi iskierkami. Wiele razy stosował tę metodę, nie był pewny
czy zadziała, ale nie mylił się. Na szczęście. Oparzenie bolało, a nie na tyle,
żeby się nim przejmować. Tym sposobem uspokoił dziewczynę, która zmrużyła
podejrzliwe oczy.
- Dupek -
mruknęła, uśmiechnął się sztucznie.
Nie chciał
pokazywać, że „uspokojenie czarownika”(tak to nazwał), który odkrył z Magnusem,
spodobało mu się, używając go na dziewczynie.
To było ich.
Tylko ich. Do teraz.
- Co tu się
dzieje!? - do Sali wbiegła Izzy z Jacem.
- A co niby
miało się stać? - mruknęła Kin.
Spojrzała na
nią z pogardą. Izzy rzuciła jej nienawistne spojrzenie. Nieświadomi chłopcy
wzruszyli ramionami. Kin prychnęła i ruszyła po łuk. Alec skierował się po
rękawice. Izzy z Jacem odbyli pojedynek, który wygrał Jace. Wszyscy pracowali
w ciszy. Przerwał im dzwonek telefonu. Wszyscy spojrzeli na dziewczynę,
która odebrała telefon.
- Już idę -
warknęła wkurzona.
Odłożyła łuk
i wybiegła z pomieszczenia. Izzy i Jace
rzucili pytające spojrzenie Alecowi. Wzruszył ramionami. Uderzył ponownie w worek.
- Gdzie
idziecie? - spytał, gdy zauważył jak dwójka kieruje się do wyjścia.
- Czas odkryć
sekret tej czarownicy. Idziesz z nami? - spytała Izzy, kiwnął głową.
Odrzucił
rękawice i ruszył za rodzeństwem.
SIMON
Wsiadł do najbliższego
autobusu. Chciał być jak najdalej od Instytutu. Izzy przegięła. Simon nie
może spokojnie wyjść z przyjaciółką, bo dziewczyna robi mu wyrzuty. Poprawił
okulary. Nie potrzebował ich, ale to
jedna z rzeczy, która przypomina mu przeszłość, gdy nie był Nocnym Łowcą ani Chodzącym Za Dnia.
Rozejrzał
się po autobusie. Przyziemny nie wracali na niego uwagi. W ogóle go nie widzieli, przed wyjściem
narysował sobie runę niewidzialności.
Nie chciał mieć kłopotów, zwłaszcza że był ubrany w szorty i podkoszulek, gdzie idealnie widać wypalone na stałe runy. Gdy zobaczył wyczekiwaną przez
niego stację jako pierwszy wysiadł. Przez swoją nieumyślność popchnął babcię z
laską, która zaskoczona zdzieliła mężczyznę stojącego najbliżej. Gdyby nie miał
humoru wybuchnąłby śmiechem. Żwawym krokiem ruszył do domu matki przyjaciółki.
Zapukał. Otworzyła mu Clary ubrana w pobrudzone od farby
ubrania.
Pewnie malowała.
- Cześć Simon,
co cie sprowadza? Wchodź.
Nowy dom
Clary różnił się od poprzedniego. Nie był małym ciasnym mieszkaniem, tylko potężnym
domem z wieloma sypialniami, które zostały przerobione na kącik, gdzie Clary i
Jocelyn mogą spokojnie malować. W Instytucie co chwila ktoś rudowłosej przeszkadzał,
więc kiedy czuje „natchnienie” jedzie prosto do matki, która jest w szóstym miesiącu
ciąży z Lukiem. Luke jest wilkołakiem, ale w dawnym czasach był Nocnym Łowcą,
gdyby nie Valentine dalej byłyby człowiekiem, lecz straciłby Jocelyn, którą
kochał wiele lat, nawet gdy była w związku małżeńskim.
- Co
malujesz? - nie chciała odpowiadać na pytanie.
Skierowali
się do kuchni gdzie Clary zrobiła coś na ochłodę.
-Nic
szczególnego - wzruszyła ramionami.
- A co konkretnie? -
przygryzła nerwowa wargę - Clarisso, coś przede mną ukrywasz - powiedział z
wyrzutem.
- A ty mi nie
powiedziałeś czemu do mnie przyjechałeś!
- Pokłóciłem się
z Isabelle - powiedział spokojnie. - Teraz
mi powiedz co malujesz lub namalowałaś.
- Od
dłuższego czasu śni mi się mój brat.
- Sebastian? -
spytał zaskoczony.
- Jonathan -
poprawiła go.
- A co ci się
śni? - spytał ciekawy.
Wzięła głęboki
oddech.
- Jesteśmy w
jakimś pomieszczeniu. Nigdy go nie widziałam. Nagle coś mnie ciągnie, aby spojrzeć
w jego oczy. Nie były czarne jak smoła tylko zielone jak moje! - Uśmiechnął się smutno. Przerwała i
zmarszczyła brwi - Powiedział tylko „Ona mnie uratuje”. Na tym sen zazwyczaj się
kończy.
- Ona mnie
uratuje? Kto to może być? - poprawił okulary
- Nie wiem.
Na pewno nie ja. Izzy, Jace, ty, Alec odpadają. Więc zostaje nam Kin.
- Ale skąd ta
pewność, że to akurat o n a?
- Nie wiem.
- Dziwnie -
kiwnęła głową. - Pokażesz mi obraz? - ruszyli do pokoju Clary.
- Jasne, tylko
nikomu nie mów. Wiesz jaka mama jest drażliwa na temat Se.. Jonathana -
poprawiła się gwałtownie.
Weszli do
łazienki, gdzie ukryte były drugie drzwi. Pokój był o wiele większy od tego,
gdzie dziewczyna ma łóżko, szafki, biurko. Wszędzie panowała burza kolorów.
Clary nie zostawiła żadnej białej plamki. Na suficie namalowana była jej ulubiona
runa: Angelic Power. To była pierwsza runa, którą zaczęła rysować, zanim poznała
świat cienia. Po bokach widniały krajobrazy
Idrisu. Ściągnęła z płótna szary koc. Simon cofnął się o krok. Obraz wyglądał jak
zdjęcie. Białowłosy był narysowany od
pasa w górę. Prawa strona wygląda ludzko, chłopak o
zielonych oczach i białych włosach, a lewa była przeciwieństwem. Oczy jak noc,
cyniczny uśmiech. Simon zadrżał. Clary
zerknęła na przyjaciela i ukryła kotarą swoje dzieło.
- To… Kiedy
ty.. to?
- Wczoraj jak
się obudziłam, od razu przybiegłam to namalować - westchnęła.
- Jace wie o
twoich snach? - pokręciła głową. - Clary, nie chcę się rządzić, ale on powinien wiedzieć,
jest twoim chłopakiem. Albo mamie…
- Nie! -
zerwała się gwałtownie. - Ona jest teraz w ciąży, nie może się denerwować! -
wrzasnęła.
- Już, dobrze -
przytulił roztrzęsioną przyjaciółkę. - Jestem tu.
Po policzkach
rudowłosej poleciały gorące łzy
KIN
Wkurzona na
cały świat ubrała strój bojowy (długie czarne spodnie, koszulkę i dżinsową
kurtkę ), który wykorzystywała na wyjścia. Był najodpowiedniejszy. Mogła nałożyć
tyle broni i wyciągnąć w ekspresowym tempie. Wyciągnęła z szafki zapominaną
przez nią stelę. Sprawdziła czy wszystko ma i mruknęła:
- Czas
zapolować na demony - zamknęła z hukiem drzwi.
========================================
Zapraszam do obserwowania bloga :)
Beta: Alixe♥
Zapraszam do obserwowania bloga :)
Beta: Alixe♥
<3
OdpowiedzUsuńNext ❤
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać Sebastiana :D
OdpowiedzUsuń