wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 5

IZZY 
Dziewczyna chodziła jak na szpilkach, bezsensowna kłótnia z Simonem doprowadziła ją do szału. Ona miała rację! Nie on! Tylko ona. Pociągnęła nerwowo za włosy. Syknęła z bólu. Musi się jakość wyżyć. Natychmiast. Przebrała się w strój bojowy i ruszyła do zbrojowni.  Idąc korytarzami, które znała na pamięć, spotkała Kin i Maksa. Zdziwiona zmarszczyła czoło i schowała się za posągiem Anioła Razjela. Dzięki swojemu refleksowi nie została zobaczona przez czarownicę, która rzuciła okiem na posąg. Dyskretnie narysowała runę, która pozwalała jej lepiej słyszeć i wsłuchała się w strzępki rozmowy.
- Serio?! - spytał szczęśliwy Maks.
- Tak - powiedziała troskliwie Kin. - Nie nauczysz się wszystkiego, ale po jakimś czasie powinieneś załapać podstawy.
Jakie podstawy? Przecież Maks ma już wyznaczony trening. Głupia czarownica. Zabiję ją gołymi rękami. Muszę ją nauczyć, że ze mną się nie zadziera.
- Jej! - pisnął.
- Nikomu nie mów. Nawet swojej siostrze - powiedziała poważnie.
Zabiję tę czarownicę!
- A Alecowi? - westchnęła.
- Nie - Izzy usłyszała stukot trampek, odetchnęła z ulgą.
Odczekała chwilę i wyszła. Złapała Maksa przed drzwiami do Sali, gdzie akurat czarownica zniknęła.
- Cześć Maksiu - powiedziała swoim słodziutkim głosikiem.
- Nie mów tak do mnie, jak do psa - oburzył się.
Cholera. Zapomniałam.
- Przepraszam - powiedziała smutnym głosem. - Z kim rozmawiałeś?
- Z Aleciem - dziewczyna musiała ukryć zdziwienie, jej młodszy brat n i g d y nie kłamał, bardziej można byłoby Jace albo Aleca.
- Och. A o czym rozmawialiście? - przełknął głośno ślinę.
- O… b.. broni. Tak! Gadaliśmy o broni - powiedziała zadowolony ze swojego kłamstwa. - A dlaczego się pytasz?
- Ciekawość - machnęła ręką. -A…
- Izzy, pomożesz mi w papierach? - z cienia wyłoniła się zmęczona Maryse.
- Oczywiście - zerknęła na Maksa, a on wykorzystał sytuację, aby uciec do sali gimnastycznej. - Kurde - szepnęła i ruszyła za mamą.

MAKS
Odetchnął z ulgą, gdy uciekł od siostry, która zadawała milion pytań w minutę. Nigdy nie była taka do czasu wojny. Wcześniej: szurnięta, nie bojąca się konsekwencji, żyjąca chwilą. Teraz: nadopiekuńcza, drażliwa, nerwowa.
Rozejrzał się po Sali.  Widok zawsze zapierał mu dech w piersiach. Nowojorski Instytut był najlepiej urządzonym Instytutem ze wszystkich.  Można było tu znaleźć wszystko, od małych sztyletów do długich i ciężkich mieczy, których nie dawał  rady podnieść. Usłyszał śmiech, który należał do jej przyjaciółki i najstarszego z rodzeństwa brata.  Wymieniała uwagi z niebieskookim, który słuchał jej uważnie.  Oddał jej łuk, aby pokazać mu jak można celnie strzelać.
Maks usiadł na trybunach i przyjrzał się swojemu bratu.  To było jego ulubione zajęcie: obserwowanie. Nikomu tego nie powiedział, ale potrafił ujrzeć niby nieistotne rzeczy, takie jak: Alec, gdy jest zły, podenerwowany bądź zaskoczony przeczesuje włosy. Izzy z nerwów ciągnie się za włosy. Simon poprawia okulary, które nosi z przyzwyczajenia tak samo jak on, tylko Maks ma poważną wadę wzroku, która podobno zniknie gdy będzie miał wszystkie runy. Bez okularów Simon według niego wygląda dziwnie. Clary przegryza wargę. Jace mruży oczy i uśmiecha cynicznie. Mama tupie lewą nogą.  Z ręki Kin wyskakują czerwone iskry. Kilka razy chciał się zapytać, dlaczego akurat ten kolor, a nie inny. U Magnusa Bane'a występują niebieskie iskry.
Ten „dar” czasem się przydaje, bo wie kiedy ma się nie wtrącać. Nie lubił jak jego rodzina jest wściekła. Wsłuchał się w rozmowę. Alec i Kin nie zdawali sobie sprawy, że maluch ich obserwuje.
- Podnieś lekko strzałę. Nie tak - przewrócił oczami, gdy dziewczyna upiornie stała w pozycji, w której została uczona - Tylko tak - uniósł lekko nadgarstek.
Maks był dopiero chłopcem, więc nie znał się zbytnio na związkach, bardziej interesowały go komiksy, ale wydawało mu się, że ta dwójka stoi za blisko siebie. Głowa brata prawie była oparta o ramię dziewczyny, która skupiona była celu. Wypuściła strzałę. Prosto w dziesiątkę.
- To bez sensu! - mruknęła, odwróciła się do uśmiechniętego chłopaka - I tak bym trafiła i tak. Więc po co mi to?
- Chciałaś, żebym cię uczył, więc nie dyskutuj z nauczycielem.
- Nie dyskutuj z nauczycielem -  powiedziała udając głos Aleca.
- Ja tak nie gadam!
- Ja tak nie gadam! - pisnęła.
- Na Razjela!
- Na Razjela!
Maks wybuchnął śmiechem. Odwrócili się zaskoczeni.
- Od ilu tu stoisz? - spytali jednocześni.
- Ej..! Nie powtarzaj po mnie! - krzyknęli.
- Przestań! - Maks wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Błagam przestańcie. Tlenu - wydyszał.
Podeszli do niego. Usiedli po dwóch stronach chłopaka.
- Dobrze się czujesz? - spytali jednocześnie.
- Alec, zaraz ci walnę! - powiedziała uroczonym głosikiem.
- Ale za co?! To ty po mnie powtarzasz!
- Ja?! - zerwali się gwałtownie, całkowicie zapominając o Maksie.
- Tak, ty! - Maks ominął ich i pobiegł po resztę

KIN
-Mylisz się! To ty po mnie powtarzasz! - warknęła, a z jej dłoni wydobyły się czerwone iskierki.
- Chyba śnisz - prychnął.
- Lightwood - podeszła do niego.
- Bane - dziewczyna musiała unieś głowę, bo chłopak był strasznie wysoki.
- Jesteś najbardziej wkurzającym człowiekiem na ziemi.
- To chyba powinienem powiedzieć o tobie - zmrużyła gniewnie oczy, z jej dłoni wydobywało się coraz więcej iskier, Alec zerknął w tę stronę.
- Mam ochotę walnąć w ciebie jakimś zaklęciem - mruknęła.

ALEC
Uniosła dłonie, aby pokazać jak niebezpiecznie tańczą iskierki na jej dłoni. Zachowanie chłopaka zaskoczyło ją, gdy złączył jej dłonie ze swoimi. Nagle cała złość zniknęła. 
- Co ty zrobiłeś? - spytała zaskoczona.
Puścił jej dłonie, pokazał jej delikatne oparzenia.
- Czytałem jak można uspokoić czarowników, gdy z ich ręki wydobywają się iskierki.  Załoskotało - skłamał, dowiedział się przypadkowo do Magnusa, który był zły jak osa.
Złapał za dłoń ukochanego, którego ręka jak ręka dziewczyny była pokryta niebieskimi iskierkami. Wiele razy stosował tę metodę, nie był pewny czy zadziała, ale nie mylił się. Na szczęście. Oparzenie bolało, a nie na tyle, żeby się nim przejmować. Tym sposobem uspokoił dziewczynę, która zmrużyła podejrzliwe oczy. 
- Dupek - mruknęła, uśmiechnął się sztucznie.
Nie chciał pokazywać, że „uspokojenie czarownika”(tak to nazwał), który odkrył z Magnusem, spodobało mu się, używając go na dziewczynie.
To było ich. Tylko ich. Do teraz.
- Co tu się dzieje!? - do Sali wbiegła Izzy z Jacem.
- A co niby miało się stać? - mruknęła Kin.
Spojrzała na nią z pogardą. Izzy rzuciła jej nienawistne spojrzenie. Nieświadomi chłopcy wzruszyli ramionami. Kin prychnęła i ruszyła po łuk. Alec skierował się po rękawice. Izzy z Jacem odbyli pojedynek, który wygrał Jace. Wszyscy pracowali w ciszy. Przerwał im dzwonek telefonu. Wszyscy spojrzeli na dziewczynę, która odebrała telefon.
- Już idę - warknęła wkurzona.
Odłożyła łuk i wybiegła z pomieszczenia.  Izzy i Jace rzucili pytające spojrzenie Alecowi. Wzruszył ramionami. Uderzył ponownie w worek.
- Gdzie idziecie? - spytał, gdy zauważył jak dwójka kieruje się do wyjścia.
- Czas odkryć sekret tej czarownicy. Idziesz z nami? - spytała Izzy, kiwnął głową.
Odrzucił rękawice i ruszył za rodzeństwem.

SIMON
Wsiadł do najbliższego autobusu.  Chciał być jak najdalej od Instytutu. Izzy przegięła. Simon nie może spokojnie wyjść z przyjaciółką, bo dziewczyna robi mu wyrzuty. Poprawił okulary.  Nie potrzebował ich, ale to jedna z rzeczy, która przypomina mu przeszłość, gdy nie był Nocnym Łowcą ani Chodzącym Za Dnia.
Rozejrzał się po autobusie. Przyziemny nie wracali na niego uwagi.  W ogóle go nie widzieli, przed wyjściem narysował sobie runę niewidzialności.  Nie chciał mieć kłopotów, zwłaszcza że był ubrany w szorty i podkoszulek, gdzie idealnie widać wypalone na stałe runy. Gdy zobaczył wyczekiwaną przez niego stację jako pierwszy wysiadł. Przez swoją nieumyślność popchnął babcię z laską, która zaskoczona zdzieliła mężczyznę stojącego najbliżej. Gdyby nie miał humoru wybuchnąłby śmiechem. Żwawym krokiem ruszył do domu matki przyjaciółki. Zapukał. Otworzyła mu Clary ubrana w pobrudzone od farby ubrania.
Pewnie malowała.
- Cześć Simon, co cie sprowadza? Wchodź.
Nowy dom Clary różnił się od poprzedniego. Nie był małym ciasnym mieszkaniem, tylko potężnym domem z wieloma sypialniami, które zostały przerobione na kącik, gdzie Clary i Jocelyn mogą spokojnie malować. W Instytucie co chwila ktoś rudowłosej przeszkadzał, więc kiedy czuje „natchnienie” jedzie prosto do matki, która jest w szóstym miesiącu ciąży z Lukiem. Luke jest wilkołakiem, ale w dawnym czasach był Nocnym Łowcą, gdyby nie Valentine dalej byłyby człowiekiem, lecz straciłby Jocelyn, którą kochał wiele lat, nawet gdy była w związku małżeńskim.
- Co malujesz? - nie chciała odpowiadać na pytanie.
Skierowali się do kuchni gdzie Clary zrobiła coś na ochłodę.
-Nic szczególnego - wzruszyła ramionami.
- A co konkretnie? - przygryzła nerwowa wargę - Clarisso, coś przede mną ukrywasz - powiedział z wyrzutem.
- A ty mi nie powiedziałeś czemu do mnie przyjechałeś!
- Pokłóciłem się  z Isabelle - powiedział spokojnie. - Teraz mi powiedz co malujesz lub namalowałaś.
- Od dłuższego czasu śni mi się mój brat.
- Sebastian? - spytał zaskoczony.
- Jonathan - poprawiła go.
- A co ci się śni? - spytał ciekawy.
Wzięła głęboki oddech.
- Jesteśmy w jakimś pomieszczeniu. Nigdy go nie widziałam. Nagle coś mnie ciągnie, aby spojrzeć w jego oczy. Nie były czarne jak smoła tylko zielone jak moje! - Uśmiechnął się smutno. Przerwała i zmarszczyła brwi - Powiedział tylko „Ona mnie uratuje”. Na tym sen zazwyczaj się kończy.
- Ona mnie uratuje? Kto to może być? - poprawił okulary
- Nie wiem. Na pewno nie ja. Izzy, Jace, ty, Alec odpadają. Więc zostaje nam Kin.
- Ale skąd ta pewność, że to akurat o n a?
- Nie wiem.
- Dziwnie - kiwnęła głową. - Pokażesz mi obraz? - ruszyli do pokoju Clary.
- Jasne, tylko nikomu nie mów. Wiesz jaka mama jest drażliwa na temat Se.. Jonathana - poprawiła się gwałtownie.
Weszli do łazienki, gdzie ukryte były drugie drzwi. Pokój był o wiele większy od tego, gdzie dziewczyna ma łóżko, szafki, biurko. Wszędzie panowała burza kolorów. Clary nie zostawiła żadnej białej plamki. Na suficie namalowana była jej ulubiona runa: Angelic Power. To była pierwsza runa, którą zaczęła rysować, zanim poznała świat cienia. Po bokach widniały krajobrazy Idrisu. Ściągnęła z płótna szary koc. Simon cofnął się o krok. Obraz wyglądał jak zdjęcie.  Białowłosy był narysowany od pasa w górę.   Prawa strona wygląda ludzko, chłopak o zielonych oczach i białych włosach, a lewa była przeciwieństwem. Oczy jak noc, cyniczny uśmiech. Simon zadrżał.  Clary zerknęła na przyjaciela i ukryła kotarą swoje dzieło.
- To… Kiedy ty.. to?
- Wczoraj jak się obudziłam, od razu przybiegłam to namalować - westchnęła.
- Jace wie o twoich snach? - pokręciła głową. - Clary, nie chcę się rządzić, ale on powinien wiedzieć, jest twoim chłopakiem. Albo mamie…
- Nie! - zerwała się gwałtownie. - Ona jest teraz w ciąży, nie może się denerwować! - wrzasnęła.
- Już, dobrze - przytulił roztrzęsioną przyjaciółkę. - Jestem tu.
Po policzkach rudowłosej poleciały gorące łzy

KIN
Wkurzona na cały świat ubrała strój bojowy (długie czarne spodnie, koszulkę i dżinsową kurtkę ), który wykorzystywała na wyjścia. Był najodpowiedniejszy. Mogła nałożyć tyle broni i wyciągnąć w ekspresowym tempie. Wyciągnęła z szafki zapominaną przez nią stelę. Sprawdziła czy wszystko ma i mruknęła:
- Czas zapolować na demony - zamknęła z hukiem drzwi.

========================================
Zapraszam do obserwowania bloga :)
Beta: Alixe♥

3 komentarze: