ALEC
Chłopak wypatrywał się w dziewczynę wybiegającą z pomieszczenia.
Czuł się dziwnie. Swój wzrok skierował nieznacząco na drzwi. Po chwili skapnął się,
że trzyma się za policzek, gdzie przed chwilą pocałowała go dziewczyna. Alec
przez dłuższy czas odseparował się od dotyku, więc prawie zapomniał jak to jest. Przeczesał nerwowo włosy. Poczuł zdradliwe
rumieńce na policzkach. Stanął na nogi i skierował się do kuchni. Jego myśli
się skierowały na rodzinę Bane'a. Ta rodzina namieszała mu w głowie.
KIN
Kolejny raz się przebrała. Ubrania, które dostała od Maryse
były niewygodne. Dziewczyna miała przypuszczenia, że ciuchy należały do Izzy,
ale nie była tego pewna, bo ubrania Clary byłyby na nią za małe.
Nałożyła na siebie
ukochaną czerń ( legginsy, zwykły podkoszulek i kapcie w kształcie króliczków).
Musiało to dość zabawnie wyglądać, lecz nie chciała się stroić. Przed kim?
Aleciem? Pff… Wyciągnęła z szafy
ulubioną książkę „Atramentowe Serce” . Jest to trzytomowa seria. Opowiada o
dziewczynie, która może wyciągnąć postacie z książki dzięki swojemu głosowi.
Magnus nie wiedział co kupić dziewczynie na urodziny, więc
poszedł do księgarni i poprosił ekspedientkę o pomoc, a ona zaproponowała mu tą
serię. Bez zastanowienia kupił książki.
Nie zdążyła otworzyć książki, bo usłyszała pukanie.
- Proszę!
Do pokoju wszedł niepewnie Alec z tacą. Kin od razu zobaczyła
rumieńce na jego twarzy. Odłożyła książkę na szafkę nocną, która stała koło jej
łóżka. Podał jej tacę.
- Dzięki - napiła się napoju.
Nie chciała sama jeść obiadokolacji, więc zrobiła abrakadabra
i przed chłopakiem pojawiła się identyczna taca z tą samą zawartością.
- Wykorzystałaś mnie - powiedział z wyrzutem.
- Chciałam mieć towarzystwo - oparła się o ścianę.
- Mogłaś poprosić. Przyszedłbym - rozsiadł się wygodnie na
łóżku.
- A co miałam powiedzieć? Alec, nie chcę być sama, więc zrób mi
kanapkę, którą mogę wyczarować, abym nie była samotna? - przewrócił oczami.
- Tylko się we mnie nie zakochuj - palnął.
Dziewczyną zachłysnęła się piciem. Alec dopiero po chwili
zrozumiał co powiedział. Jego twarz zrobiła się cała czerwona. Odkaszlnęła i
powiedziała poważnie:
- Nie wierzę w miłość i nie szukam chłopaka - teraz to on się
zachłysnął, wybuchnęła śmiechem .
- Serio? - zatopiła zęby w kanapce.
- Tak. A ty?
- A ja co?
- Czy ty wierzysz w miłość? Tak czy nie? - zadała mu według
niej proste pytanie.
Chłopak zamyślił się.
Dziewczyna dała mu czas. Dokończyła w tym czasie jedzenie i odłożyła tacę.
Pomachała mu przed nosem. Obudziła go z transu. Zamrugał kilkakrotnie
powiekami. Dziewczyna musiała przyznać, że miał pięknie błękitne oczy.
- Więc?
- N… Nie - powiedział niepewnie.
- Za brak miłości na tym okrutnym świecie - uderzyli o kubki.
- Używałaś ostatnio Łuk? - spytał ciekawy.
- Łuk to moja ulubiona broń.
Nie rozumiem jak inni mogą używać mieczy. One są niepraktyczne. Łukiem możesz zabić wroga z kilku metrów. Ba!
Nawet kilkudziesięciu metrów! - powiedziała zadowolona.
- Właśnie! - zgodził się, wreszcie odnalazł bratnią duszę. -
Wróg nawet nie może się skapnąć, a jego serce zostanie przeszyte na wylot -
kiwnęła głową.
- Lubisz czytać?
- Co? - mruknął.
- Umiesz czytać? - kiwnął niezrozumiale. - A lubisz czytać? -
kiwnął głową. - Czytałeś Atramentowe serce?
- Nie. O czym to? - spytał zaciekawiony, sięgnęła po książkę.
- Jak przeczytasz to będziesz wiedział.
- Dajesz mi ją? - spytał zaskoczony.
- Pożyczam. Jeśli - zagroziła mu palcem - zobaczę jakiekolwiek
plamy na niej to następnego dnia obudzisz się z różowymi włosami albo
niebieskimi.
- Darmowe farbowanie włosów - parsknęła.
I tak zaczęła się dyskusja pomiędzy tą dwójką. Wymieniali
sobie czego nie lubią. Od czasu do czasu wybuchali śmiechem. Czuli się jak zwykli starzy znajomi, którzy
znali się całe wieki. Alec przez jakiś czas zapomniał o swoim byłym dzięki tej
czarownicy.
- Która jest godzina? - spytał Alec.
Spojrzała na zegarek. Po siedemnastej. Niemożliwie. Przecież
dopiero co tutaj przyszła!
- Po siedemnastej - powiedziała zaskoczona.
- O nie! - jęknął. - Izzy pewnie mnie szuka.
- Co nabroiłeś? - zapytała się ciekawa.
- Jeszcze nie wiem, ale coś na pewno - powiedział zażenowany.
- Lepiej już idź, bo jak zobaczy ciebie u mnie to mnie
ukatrupi. Nie paja miłością do mnie.
- Nie dziw się jej - wziął książkę z łóżka.
- No dobra - burknęła. - A teraz wynocha! - machnęła ręką.
- Tak traktujesz gości? Widzę w tobie podobieństwo do Magnusa. -
Kin miała mu odpyskować, ale usłyszała Izzy za drzwiami.
- Kin, widziałaś Aleca? - rozejrzała się, myślała gdzie może
chłopaka schować.
Nie chciała, aby przez nią miał kłopoty. Nie chciała stracić „znajomego”. Łazienka
odpadała, byłoby słychać kroki chłopaka. Szafa też, nie zmieścił się. Zerknęła
pod łóżko. Było tam dużo miejsca, nawet na takiego wielkoluda jak Alec. Dziękowała
Razjelowi za takie duże łóżko i Maryse.
Ona dała jej taki pokój, który nie należał do małych.
- Właź pod łóżko! - szepnęła.
Alec rzucił książkę na łóżko i schował się pod łóżko
dziewczyny. Chłopak wychylił się, sprawdzając czy nie wystają mu nogi. Kin po
twarzy stwierdziła, że w myślach przeklina swój wzrost. Biedny musiał
podkurczać nogi. Dziewczyna zachichotała. Sytuacja wydawała się jej zabawna.
Sprawdziła czy nie odstają nogi (dla pewności) i podeszła do drzwi. Ubrała
maskę powagi i otworzyła drzwi.
- Widziałaś może Aleca? - Izzy lekko dyszała.
Nawet w rozwalonej kitce i rozmazanym makijażu wyglądała
świetnie. Kin jej trochę pozazdrościła.
- A coś się stało? - spytała troskliwie.
- Mam do niego sprawę. – kątem oka zilustrowała pokój
dziewczyny.
- Nie, wybacz. Coś jeszcze? - pokręciła głową - To cześć.-
zamknęła drzwi za dziewczyną.
Alec wyszedł z łóżka dziewczyny. Kin spojrzała na niego i
wybuchnęła śmiechem.
- A ty z czego się śmiejesz? - spytał zaskoczony, pomasował
kark, który zdrętwiał mu z niewygodnej pozycji.
- Wyobraziłam sobie jak Izzy wraca i bez ostrzeżenia
wchodzi mi do pokoju, i widzi ciebie wychodzące z mojego łóżka.
- No cóż… - parsknął śmiechem. - Mogło to się wydać zabawne.
Dobra lepiej już pójdę. - skierował się do wyjścia.
- Alec! - obrócił głowę.
- Co?
- Nie zapomnij tego - podała mu tacę i książkę.
- Wykorzystujesz mnie. - powiedział z wyrzutem, dziewczyna
dostrzegła, ze jego kąciki ust podniosły się lekko.
- Urok osobisty. Kiedyś tego cie nauczę - kiwnął głową i
wyszedł z pokoju.
ALEC
Szybkim krokiem skierował się do kuchni, gdzie zastał wkurzoną
siostrę. Izzy ubrana w obcisłą czerwoną sukienkę, oparła się o blat, gdzie
plotła warkocza. Miała delikatnie rozmazany makijaż. Pewnie trenowała.
- Gdzie byłeś? - żadne „cześć” bądź „co tam u ciebie”, siostra
lubiła mówić prosto z mostu.
- Musiałem przemyśleć parę spraw - skłamał, siostra na
szczęście to kupiła.
- Dalej o nim myślisz? - to pytanie go zaskoczyło, lecz nie dał
po sobie poznać.
Droga siostro, przez
kilka godzin o nim zapomniałem, ale ty mi go do cholery jasnej przypomniałaś.
Dziękuję.
- Eh... - odchrząknął. - Nie chcę o tym gadać.
Włożył tacę na do szafki. Izzy zmarszczyła brwi, gdy ujrzała
książkę pod pachą brata.
- Mówiłeś, że musiałeś przemyśleć parę spraw, więc gdzie
byłeś? - zamarł.
- W bibliotece - kolejne kłamstwo paliło mu usta.
- Ale ciebie…
- Izzy, daj mu spokój - uratował go Jace.
- Ale…
- Żadnych ALE! Wynocha. Dorośli muszą porozmawiać.
- Dorośli - prychnęła i wyszła z pomieszczenia.
- Nie byłeś w bibliotece - zniósł oczy ku górze.
- Kolejny…
- Nie o to mi chodzi. Wiem gdzie byłeś - serce zaczęło mu
szybciej bić. - Widziałem cię jak wchodziłeś do tych niebezpiecznych ulic, gdzie
Luke odnalazł naszą małą czarownicę - odetchnął z ulgą. - Co tam robiłeś?
- Ciekawość. - chłopak zastanawiał się jak jego parabatai go
tam widział, pewnie to była sprawka, jak to Jace powiedział, „czarownicy”.
- Uważaj na siebie. Nie chcę stracić parabatai. - Alec domyślił
się, że chodziło mu w pewnym sensie o jego babcię, Inkwizytorka, która
uratowała go na statku Valentine.
Parabatai cierpiał po stracie jedynego członka rodziny. Alec
to czuł aż za bardzo.
- Dobrze - blondyn wciągnął butelkę wody z lodówki i bez słowa
wyszedł z kuchni.
- To było dziwne. Nawet jak na niego - mruknął.
Złapał książkę i ruszył do pokoju. Miał zamiar się w niej
zagłębić. Dowiedzieć, czemu dziewczyna mu ją poleciła, pożyczyła.
MAGNUS (Pięć dni później)
Padnięty wrócił z posiedzenia Clave do tymczasowego domu. Już
jutro będą podpisane sojusze z
przyziemnymi, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Będzie mógł wcielić swój
plan życie. Plan nazwał ALEC. Czarownik wszystko dokładnie przemyślał. Pisał
wiele argumentów przeciw i za. Najwięcej było przeciw. Ale i tak pragnął go
zrealizować.
Alec zestarzeje się i
umrze.
Powinien znaleźć
kobietę i ratować ród Lightwood.
Będę cały czas młody.
Nie możemy mieć dzieci.
Ostatnie skreślił. Przegryzł nerwowa wargę. Rozłożył się na łóżku. Prezes Miau ułożył się
u jego boku. Nie lubił w sobie tego
stanu rozmyślania. Analizował wszystkie wydarzenia. To działo się bez jego
woli. Po wszystkim łapał dola. Martwił
się o Kin i Aleca. Jego córka nie pisała dłuższy czas. Ile minęło odkąd tu
jest? Tydzień? Dwa dni? A może miesiąc? Czas tu dłużył miłosiernie.
Westchnął. Chciał ją zobaczyć.
- Mam się martwić? - spytał kota, który mruknął niezadowolony z
zmiany pozycji właściciela. - Zaczynam gadać do kota, świetnie.
Zamknął kocie oczy i zasnął.
Jakaś siła rzuciła go
na trawę. Rozejrzał się zaskoczony. Znajdował się na łąkach. Podświadomość mu
mówiła, że kiedyś tu był. Podrapał się po głowię.
- Gdzie ja jestem do
cholery? - odpowiedziała mu cisza.
Zerwał się na równe
nogi. Spojrzał na swoje ubranie. Nie przypominał sobie, aby był tak ubrany. Nie
miał na sobie swojej ulubionej marynarki. Ogólnie był cały we krwi. Po jego
plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zerknął na boki. Zobaczył swoich
przyjaciół zamordowanych. Ale nigdzie nie widział ICH.
- Magnus! - usłyszał
wołanie.
Obrócił się. To co
zobaczył rozbiło jego serce, zamarło. Na wielkich krzyżach przywiązani byli Kin i Alec, a wokół nich były czarne
postacie. Czarownik po głosie poznał, że to oni. Byli cali zmasakrowani, więc
ciężko było ich odróżnić. Trzymali się za ręce. Krew spływała po krzyżach,
dłoniach, ubraniach. Kraina nagle zrobiła się ponura i tajemnicza. Ktoś go
popchnął. Upadł na kolana.
- Wybieraj - chrapliwy
głos pokazał długim palcem dwójkę jego najbliższych - Albo ona lub on.
- Magnus uratuj ją! -
krzyknął Alec, zamrugał kilkakrotnie.
- Nie słuchaj się jego.
Błagam uratuj go! - wrzasnęła Kin, czarne postacie wybuchnęły skrzekliwym
śmiechem.
- Masz dziesięć sekund na
odpowiedź, czarowniku. Wybieraj.
Magnus stanął jak
wryty. Nie mógł się ruszyć, a co dopiero wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
Patrzył tępo na dwójkę, która krzyczała, aby uratował drugiego. Łzy zasłoniły
mu obraz.
- Twój czas się
skończył, Magnusie.
ALEC
Obudził się potwornie głodny. Wczorajszy trening z parabatai
wymęczył go, solidnie. Jace miał więcej krwi anioła niż Alec, więc bez problemu
mógł go pokonać, ale upartość dała mu kilka szans na wygranie, których nie
wykorzystał. Chciał poćwiczyć z
czarownicą, ale ona ciągle gdzieś wychodziła i wracała bardzo późno. Zdarzało się jej nie wracać. Nie żeby ją
szpiegował, ale tylko z nią mógł porozmawiać. Nie patrzyła na niego
współczująco. Nie znała jego historii. Widziała tylko czystą kartę.
Ubrał ciuchy, w których zazwyczaj trenował (dresy,
podkoszulek). Zabrał telefon i wyszedł
na korytarz. Było przeraźliwie cicho. Wszyscy spali. Chłopak zdziwił się jakby
chodził ktoś o szóstej rano. Brzuch dał
się we znaki. Zachciało mu się
naleśników, które dziewczyna zrobił, gdya przybyła do instytutu. Mogło to być niemiłe z jego strony, ale był głodny. Delikatnie zapukał, odpowiedziała mu cicha.
Złapał za klamkę i nacisnął. Wzrok skierował na łóżko, gdzie leżała dziewczyna
na brzuchu. Zamknął drzwi i usiadł na
łóżku.
- Co chcesz? - mruknęła z poduszek.
- Nie śpisz? - ubrana była w dresy i podkoszulek.
- Miałam iść poćwiczyć, ale boli mnie brzuch.
- A narysowałaś runę leczącą? - lekko się podniosła.
- Runa tu nie pomoże.
- Och… - teraz się skapnął, o co dziewczynie chodzi.
- Czemu przyszedłeś? - obróciła się na plecy.
- Głodny jestem – parsknęła śmiechem.
- Przyszedłeś o szóstej rano, aby mi powiedzieć, że jesteś
głodny? - kiwnął głową. - Jesteś niemożliwy. Mam wstać i zrobić coś ci do
jedzenia?
- Ty to zaproponowałaś - przewróciła oczami.
- Idiota - mruknęła.
- Tak przezywasz przyjaciół? – oburzył się.
- A co to za przyjaciel, który wykorzystuje przyjaciółkę? -
burknęła.
- Ty mnie pierwsza wykorzystałaś.
- Będziesz mi to wypominać?
- Tak.
- Nie pajacuj! Chodź, sama zrobiłam się głodna.
Dziewczyna niechętnie wstała i skierowała się za chłopakiem,
który udał dżentelmena wpuszczając ją do kuchni. Wyciągnęła potrzebne składniki
na blat. Alec rozsiadł się wygodnie, ciesząc się, że namówił dziewczyną na
zrobienie jej śniadania.
- Nie rozkładaj się tak, bo mi pomożesz - skrzyżowała ręce.
- Kobieta jest na swoim stanowisku.
Zmrużyła oczy. Z dłoni
wydobyły się czerwone iskierki. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, skapnął się,
że przesadził. Nie miał zamiaru przepraszać. Jest chyba Lightwood?
- Dobrze, a ja nie jestem kobietą, tylko nastolatką, która ma
wyrąbane - usiadła na krześle.
- No proszę! - uśmiechnął się smutno.
- A niech cie diabli weźmie - mruknęła.
Strzeliła palcami. Czerwone iskierki dotknęły składników i
urządzeń. Alec był pewny, że się zapalą, lecz nic takiego się nie stało. W ciszy
pracowały jakby ktoś niewidzialnymi sznurkami je obsługiwał. Wyciągnęła telefon
i zaczęła grać w grę. Chłopak kątem oka przyjrzał się dziewczynie. Jej oczy,
które naturalnie są ciemnozielone zrobiły się kocie. Jak to możliwe? Zamrugała kilkakrotnie.
Odłożyła telefon i spojrzała za ramię.
- Co jest? - spytał wystraszony.
Zamknęła powieki i mruknęła:
- Dobra, powiem. Wszystko dobrze, smażę naleśniki. Jest ze mną Alec. Tak on też cie pozdrawia. Wykorzystuje
mnie. Nie w takim sensie! Głodny jest. Za cztery dni? Dopiero…? Mags, czemu tak
długo? No dobra, też cie kocham, ale prezesa Miau bardziej. Tak, tak. Powiem. Pa.
- E..? Co to było?
- Telefon w pewnym sensie - parsknęła na widok zdziwionej miny
chłopaka. - Magnus mówi, że masz przyjść po jakieś papiery do niego dla Maryse.
- Jakie papiery?
Serce zabiło mu radośnie. Jest dla nich szansa! Na Razjela!
Zaraz jego radość opadła, bo czarownik poprosił go sprawach
służbowych.
- A bo ja wiem! - wzruszyła ramionami - Smacznego.
Chłopak nagle stracił apetyt, lecz nic nie powiedział. Jego żołądek
buntował się, nie chciał zrobić dziewczynie przykrości, bo w pewnym sensie się
napracowała. Gdy zjadł śniadanie, które
byłoby pyszne, gdyby nie jego przeklęty humor. Zostawił naczynia w zlewie i
ruszył do zbrojowni.
Bez jednej choćby rany to jeszcze nie miłość.
------------------------------------------------------------------------------------------
5 komentarzy = kolejny rozdział :)
Beta: Alixe♥
5 komentarzy = kolejny rozdział :)
Beta: Alixe♥
Czekam na next! :d
OdpowiedzUsuńPozdrawiam -Alinee
No postarałaś się trochę xD :*
OdpowiedzUsuńKobieta na stanowisku XDDDD
OdpowiedzUsuńCzejam na rozdzialik <3333
OdpowiedzUsuńSupi *0*- Anna <3
OdpowiedzUsuń