niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

ALEC
Chłopak wypatrywał się w dziewczynę wybiegającą z pomieszczenia. Czuł się dziwnie. Swój wzrok skierował  nieznacząco na drzwi. Po chwili skapnął się, że trzyma się za policzek, gdzie przed chwilą pocałowała go dziewczyna. Alec przez dłuższy czas odseparował się od dotyku, więc prawie zapomniał jak to jest.  Przeczesał nerwowo włosy. Poczuł zdradliwe rumieńce na policzkach. Stanął na nogi i skierował się do kuchni. Jego myśli się skierowały na rodzinę Bane'a. Ta rodzina namieszała mu w głowie.

KIN
Kolejny raz się przebrała. Ubrania, które dostała od Maryse były niewygodne. Dziewczyna miała przypuszczenia, że ciuchy należały do Izzy, ale nie była tego pewna, bo ubrania Clary byłyby na nią za małe.
Nałożyła na siebie ukochaną czerń ( legginsy, zwykły podkoszulek i kapcie w kształcie króliczków). Musiało to dość zabawnie wyglądać, lecz nie chciała się stroić. Przed kim? Aleciem?  Pff… Wyciągnęła z szafy ulubioną książkę „Atramentowe Serce” . Jest to trzytomowa seria. Opowiada o dziewczynie, która może wyciągnąć postacie z książki dzięki swojemu głosowi.
Magnus nie wiedział co kupić dziewczynie na urodziny, więc poszedł do księgarni i poprosił ekspedientkę o pomoc, a ona zaproponowała mu tą serię. Bez zastanowienia kupił książki.  Nie zdążyła otworzyć książki, bo usłyszała pukanie.
- Proszę!
Do pokoju wszedł niepewnie Alec z tacą. Kin od razu zobaczyła rumieńce na jego twarzy. Odłożyła książkę na szafkę nocną, która stała koło jej łóżka. Podał jej tacę.
- Dzięki - napiła się napoju.
Nie chciała sama jeść obiadokolacji, więc zrobiła abrakadabra i przed chłopakiem pojawiła się identyczna taca z tą samą zawartością.
- Wykorzystałaś mnie - powiedział  z wyrzutem.
- Chciałam mieć towarzystwo - oparła się o ścianę.
- Mogłaś poprosić. Przyszedłbym - rozsiadł się wygodnie na łóżku.
- A co miałam powiedzieć? Alec, nie chcę być sama, więc zrób mi kanapkę, którą mogę wyczarować, abym nie była samotna?  - przewrócił oczami.
- Tylko się we mnie nie zakochuj - palnął.
Dziewczyną zachłysnęła się piciem. Alec dopiero po chwili zrozumiał co powiedział. Jego twarz zrobiła się cała czerwona. Odkaszlnęła i powiedziała poważnie:
- Nie wierzę w miłość i nie szukam chłopaka - teraz to on się zachłysnął, wybuchnęła śmiechem .
- Serio? - zatopiła zęby w kanapce.
- Tak. A ty?
- A ja co?
- Czy ty wierzysz w miłość? Tak czy nie? - zadała mu według niej proste pytanie.
Chłopak  zamyślił się. Dziewczyna dała mu czas. Dokończyła w tym czasie jedzenie i odłożyła tacę. Pomachała mu przed nosem. Obudziła go z transu. Zamrugał kilkakrotnie powiekami. Dziewczyna musiała przyznać, że miał pięknie błękitne oczy.  
- Więc?
- N… Nie - powiedział niepewnie.
- Za brak miłości na tym okrutnym świecie - uderzyli o kubki.
- Używałaś ostatnio Łuk? - spytał ciekawy.
- Łuk to moja ulubiona broń.  Nie rozumiem jak inni mogą używać mieczy. One są niepraktyczne.  Łukiem możesz zabić wroga z kilku metrów. Ba! Nawet kilkudziesięciu metrów! - powiedziała zadowolona.
- Właśnie! - zgodził się, wreszcie odnalazł bratnią duszę. - Wróg nawet nie może się skapnąć, a jego serce zostanie przeszyte na wylot - kiwnęła głową.
- Lubisz czytać?
- Co? - mruknął.
- Umiesz czytać? - kiwnął niezrozumiale. - A lubisz czytać? - kiwnął głową. - Czytałeś Atramentowe serce?
- Nie. O czym to? - spytał zaciekawiony, sięgnęła po książkę.
- Jak przeczytasz to będziesz wiedział.
- Dajesz mi ją? - spytał zaskoczony.
- Pożyczam. Jeśli - zagroziła mu palcem - zobaczę jakiekolwiek plamy na niej to następnego dnia obudzisz się z różowymi włosami albo niebieskimi.
- Darmowe farbowanie włosów - parsknęła.
I tak zaczęła się dyskusja pomiędzy tą dwójką. Wymieniali sobie czego nie lubią. Od czasu do czasu wybuchali śmiechem.  Czuli się jak zwykli starzy znajomi, którzy znali się całe wieki. Alec przez jakiś czas zapomniał o swoim byłym dzięki tej czarownicy.
- Która jest godzina? - spytał Alec.
Spojrzała na zegarek. Po siedemnastej. Niemożliwie. Przecież dopiero co tutaj przyszła!
- Po siedemnastej - powiedziała zaskoczona.
- O nie! - jęknął. - Izzy pewnie mnie szuka.
- Co nabroiłeś? - zapytała się ciekawa.
- Jeszcze nie wiem, ale coś na pewno - powiedział zażenowany.
- Lepiej już idź, bo jak zobaczy ciebie u mnie to mnie ukatrupi. Nie paja miłością do mnie.
- Nie dziw się jej - wziął książkę z łóżka.
- No dobra - burknęła. - A teraz wynocha! - machnęła ręką.
- Tak traktujesz gości? Widzę w tobie podobieństwo do Magnusa. - Kin miała mu odpyskować, ale usłyszała Izzy za drzwiami.
- Kin, widziałaś Aleca? - rozejrzała się, myślała gdzie może chłopaka schować.
Nie chciała, aby przez nią miał kłopoty.  Nie chciała stracić „znajomego”. Łazienka odpadała, byłoby słychać kroki chłopaka. Szafa też, nie zmieścił się. Zerknęła pod łóżko. Było tam dużo miejsca, nawet na takiego wielkoluda jak Alec. Dziękowała Razjelowi  za takie duże łóżko i Maryse. Ona dała jej taki pokój, który nie należał do małych.
- Właź pod łóżko! - szepnęła.
Alec rzucił książkę na łóżko i schował się pod łóżko dziewczyny. Chłopak wychylił się, sprawdzając czy nie wystają mu nogi. Kin po twarzy stwierdziła, że w myślach przeklina swój wzrost. Biedny musiał podkurczać nogi. Dziewczyna zachichotała. Sytuacja wydawała się jej zabawna. Sprawdziła czy nie odstają nogi (dla pewności) i podeszła do drzwi. Ubrała maskę powagi i otworzyła drzwi.
- Widziałaś może Aleca? - Izzy lekko dyszała.
Nawet w rozwalonej kitce i rozmazanym makijażu wyglądała świetnie. Kin jej trochę pozazdrościła.
- A coś się stało? -  spytała troskliwie.
- Mam do niego sprawę.  – kątem oka zilustrowała pokój dziewczyny.
- Nie, wybacz. Coś jeszcze? - pokręciła głową - To cześć.- zamknęła drzwi za dziewczyną.
Alec wyszedł z łóżka dziewczyny. Kin spojrzała na niego i wybuchnęła  śmiechem.
- A ty z czego się śmiejesz? - spytał zaskoczony, pomasował kark, który zdrętwiał mu z niewygodnej pozycji.
- Wyobraziłam sobie jak Izzy wraca i bez ostrzeżenia wchodzi mi do pokoju, i widzi ciebie wychodzące z mojego łóżka.
- No cóż… - parsknął śmiechem. - Mogło to się wydać zabawne. Dobra lepiej już pójdę. - skierował się do wyjścia.
- Alec! - obrócił głowę.
- Co?
- Nie zapomnij tego - podała mu tacę i książkę.
- Wykorzystujesz mnie. - powiedział z wyrzutem, dziewczyna dostrzegła, ze jego kąciki ust podniosły się lekko.
- Urok osobisty. Kiedyś tego cie nauczę - kiwnął głową i wyszedł z pokoju.

ALEC
Szybkim krokiem skierował się do kuchni, gdzie zastał wkurzoną siostrę. Izzy ubrana w obcisłą czerwoną sukienkę, oparła się o blat, gdzie plotła warkocza. Miała delikatnie rozmazany makijaż. Pewnie trenowała.
- Gdzie byłeś? - żadne „cześć” bądź „co tam u ciebie”, siostra lubiła mówić prosto z mostu.
- Musiałem przemyśleć parę spraw - skłamał, siostra na szczęście to kupiła.
- Dalej o nim myślisz? - to pytanie go zaskoczyło, lecz nie dał po sobie poznać.
Droga siostro, przez kilka godzin o nim zapomniałem, ale ty mi go do cholery jasnej przypomniałaś. Dziękuję.
- Eh... - odchrząknął. - Nie chcę o tym gadać.
Włożył tacę na do szafki. Izzy zmarszczyła brwi, gdy ujrzała książkę pod pachą brata.
- Mówiłeś, że musiałeś przemyśleć parę spraw, więc gdzie byłeś? - zamarł.
- W bibliotece - kolejne kłamstwo paliło mu usta.
- Ale ciebie…
- Izzy, daj mu spokój - uratował go Jace.
- Ale…
- Żadnych ALE! Wynocha. Dorośli muszą porozmawiać.
- Dorośli - prychnęła i wyszła z pomieszczenia.
- Nie byłeś w bibliotece - zniósł oczy ku górze.
- Kolejny…
- Nie o to mi chodzi. Wiem gdzie byłeś - serce zaczęło mu szybciej bić. - Widziałem cię jak wchodziłeś do tych niebezpiecznych ulic, gdzie Luke odnalazł naszą małą czarownicę - odetchnął z ulgą. - Co tam robiłeś?
- Ciekawość. - chłopak zastanawiał się jak jego parabatai go tam widział, pewnie to była sprawka, jak to Jace powiedział, „czarownicy”.
- Uważaj na siebie. Nie chcę stracić parabatai. - Alec domyślił się, że chodziło mu w pewnym sensie o jego babcię, Inkwizytorka, która uratowała go na statku Valentine.
Parabatai cierpiał po stracie jedynego członka rodziny. Alec to czuł aż za bardzo.
- Dobrze - blondyn wciągnął butelkę wody z lodówki i bez słowa wyszedł z kuchni.
- To było dziwne. Nawet jak na niego - mruknął.
Złapał książkę i ruszył do pokoju. Miał zamiar się w niej zagłębić. Dowiedzieć, czemu dziewczyna mu ją poleciła, pożyczyła.

MAGNUS (Pięć dni później)
Padnięty wrócił z posiedzenia Clave do tymczasowego domu. Już jutro będą podpisane sojusze z  przyziemnymi, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Będzie mógł wcielić swój plan życie. Plan nazwał  ALEC.  Czarownik wszystko dokładnie przemyślał. Pisał wiele argumentów przeciw i za. Najwięcej było przeciw. Ale i tak pragnął go zrealizować.
Alec zestarzeje się i umrze.
Powinien znaleźć kobietę i ratować ród Lightwood.
Będę cały czas młody.
Nie możemy mieć dzieci.
Nie kocha mnie.
Ostatnie skreślił. Przegryzł nerwowa wargę. Rozłożył się na łóżku. Prezes Miau ułożył się u jego boku.  Nie lubił w sobie tego stanu rozmyślania. Analizował wszystkie wydarzenia. To działo się bez jego woli. Po wszystkim łapał dola.  Martwił się o Kin i Aleca. Jego córka nie pisała dłuższy czas. Ile minęło odkąd tu jest? Tydzień? Dwa dni? A może miesiąc? Czas tu dłużył miłosiernie. Westchnął.   Chciał ją zobaczyć.
- Mam się martwić? - spytał kota, który mruknął niezadowolony z zmiany pozycji właściciela. - Zaczynam gadać do kota, świetnie.
Zamknął kocie oczy i zasnął.
Jakaś siła rzuciła go na trawę. Rozejrzał się zaskoczony. Znajdował się na łąkach. Podświadomość mu mówiła, że kiedyś tu był. Podrapał się po głowię.
- Gdzie ja jestem do cholery? - odpowiedziała mu cisza.
Zerwał się na równe nogi. Spojrzał na swoje ubranie. Nie przypominał sobie, aby był tak ubrany. Nie miał na sobie swojej ulubionej marynarki. Ogólnie był cały we krwi. Po jego plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zerknął na boki. Zobaczył swoich przyjaciół zamordowanych. Ale nigdzie nie widział ICH.
- Magnus! - usłyszał wołanie.
Obrócił się. To co zobaczył rozbiło jego serce, zamarło. Na wielkich krzyżach przywiązani  byli Kin i Alec, a wokół nich były czarne postacie. Czarownik po głosie poznał, że to oni. Byli cali zmasakrowani, więc ciężko było ich odróżnić. Trzymali się za ręce. Krew spływała po krzyżach, dłoniach, ubraniach. Kraina nagle zrobiła się ponura i tajemnicza. Ktoś go popchnął. Upadł na kolana.
- Wybieraj - chrapliwy głos pokazał długim palcem dwójkę jego najbliższych - Albo ona lub on.
- Magnus uratuj ją! - krzyknął Alec, zamrugał kilkakrotnie.
- Nie słuchaj się jego. Błagam uratuj go! - wrzasnęła Kin, czarne postacie wybuchnęły skrzekliwym śmiechem.
- Masz dziesięć sekund na odpowiedź, czarowniku. Wybieraj.
Magnus stanął jak wryty. Nie mógł się ruszyć, a co dopiero wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Patrzył tępo na dwójkę, która krzyczała, aby uratował drugiego. Łzy zasłoniły mu obraz.
- Twój czas się skończył, Magnusie.

ALEC
Obudził się potwornie głodny. Wczorajszy trening z parabatai wymęczył go, solidnie. Jace miał więcej krwi anioła niż Alec, więc bez problemu mógł go pokonać, ale upartość dała mu kilka szans na wygranie, których nie wykorzystał.  Chciał poćwiczyć z czarownicą, ale ona ciągle gdzieś wychodziła i wracała bardzo późno. Zdarzało się jej nie wracać. Nie żeby ją szpiegował, ale tylko z nią mógł porozmawiać. Nie patrzyła na niego współczująco. Nie znała jego historii. Widziała tylko czystą kartę.
Ubrał ciuchy, w których zazwyczaj trenował (dresy, podkoszulek).  Zabrał telefon i wyszedł na korytarz. Było przeraźliwie cicho. Wszyscy spali. Chłopak zdziwił się jakby chodził ktoś o  szóstej rano.  Brzuch dał się we znaki.  Zachciało mu się naleśników, które dziewczyna zrobił, gdya przybyła do instytutu. Mogło to być niemiłe z jego strony, ale był głodny. Delikatnie zapukał, odpowiedziała mu cicha. Złapał za klamkę i nacisnął. Wzrok skierował na łóżko, gdzie leżała dziewczyna na brzuchu.  Zamknął drzwi i usiadł na łóżku.
- Co chcesz? - mruknęła z poduszek.
- Nie śpisz? - ubrana była w dresy i podkoszulek.
- Miałam iść poćwiczyć, ale boli mnie brzuch.
- A narysowałaś runę leczącą? - lekko się podniosła.
- Runa tu nie pomoże.
- Och… - teraz się skapnął, o co dziewczynie chodzi.
- Czemu przyszedłeś? - obróciła się na plecy.
- Głodny jestem – parsknęła śmiechem.
- Przyszedłeś o szóstej rano, aby mi powiedzieć, że jesteś głodny? - kiwnął głową. - Jesteś niemożliwy. Mam wstać i zrobić coś ci do jedzenia?
- Ty to zaproponowałaś - przewróciła oczami.
- Idiota - mruknęła.
- Tak przezywasz przyjaciół? – oburzył się.
- A co to za przyjaciel, który wykorzystuje przyjaciółkę? - burknęła.
- Ty mnie pierwsza wykorzystałaś.
- Będziesz mi to wypominać?
- Tak.
- Nie pajacuj! Chodź, sama zrobiłam się głodna.
Dziewczyna niechętnie wstała i skierowała się za chłopakiem, który udał dżentelmena wpuszczając ją do kuchni. Wyciągnęła potrzebne składniki na blat. Alec rozsiadł się wygodnie, ciesząc się, że namówił dziewczyną na zrobienie jej śniadania.
- Nie rozkładaj się tak, bo mi pomożesz - skrzyżowała ręce.
- Kobieta jest na swoim stanowisku.
Zmrużyła oczy. Z dłoni wydobyły się czerwone iskierki. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, skapnął się, że przesadził. Nie miał zamiaru przepraszać. Jest chyba Lightwood?
- Dobrze, a ja nie jestem kobietą, tylko nastolatką, która ma wyrąbane - usiadła na krześle.
- No proszę! - uśmiechnął się smutno.
- A niech cie diabli weźmie - mruknęła.
Strzeliła palcami. Czerwone iskierki dotknęły składników i urządzeń. Alec był pewny, że się zapalą, lecz nic takiego się nie stało. W ciszy pracowały jakby ktoś niewidzialnymi sznurkami je obsługiwał. Wyciągnęła telefon i zaczęła grać w grę. Chłopak kątem oka przyjrzał się dziewczynie. Jej oczy, które naturalnie są ciemnozielone zrobiły się kocie.  Jak to możliwe? Zamrugała kilkakrotnie. Odłożyła telefon i spojrzała za ramię.
- Co jest? - spytał wystraszony.
Zamknęła powieki i mruknęła:
- Dobra, powiem. Wszystko dobrze, smażę naleśniki. Jest  ze mną Alec. Tak on też cie pozdrawia. Wykorzystuje mnie. Nie w takim sensie! Głodny jest. Za cztery dni? Dopiero…? Mags, czemu tak długo? No dobra, też cie kocham, ale prezesa Miau bardziej. Tak, tak. Powiem. Pa.
- E..? Co to było?
- Telefon w pewnym sensie - parsknęła na widok zdziwionej miny chłopaka. - Magnus mówi, że masz przyjść po jakieś papiery do niego dla Maryse.
- Jakie papiery?
Serce zabiło mu radośnie. Jest dla nich szansa! Na Razjela!
Zaraz jego radość opadła, bo czarownik poprosił go sprawach służbowych.
- A bo ja wiem! - wzruszyła ramionami - Smacznego.
Chłopak nagle stracił apetyt, lecz nic nie powiedział. Jego żołądek buntował się, nie chciał zrobić dziewczynie przykrości, bo w pewnym sensie się napracowała.  Gdy zjadł śniadanie, które byłoby pyszne, gdyby nie jego przeklęty humor. Zostawił naczynia w zlewie i ruszył do zbrojowni.
  
    Bez jednej choćby rany to jeszcze nie miłość.                                                     

------------------------------------------------------------------------------------------
5 komentarzy = kolejny rozdział :)
Beta: Alixe♥

5 komentarzy: