KIN
Obudziła się
bardzo wcześnie, od razu zrzuciła kołdrę
i podbiegła do szafy. Ubrała strój bojowy i poszła do zbrojowni. Stamtąd wzięła
łuk, kilka strzał i ruszyła do Sali, która była wolna, bo wszyscy mieszkańcy
smacznie spali. Ustawiła się przed
tarczą w odległości dziesięciu metrów. Naciągnęła cięciwę. Przymknęła
jedno oko, aby lepiej widzieć swój cel. TRZASK.
Strzała znalazła się na samym środku tarczy.
Uśmiechnęła się szeroko. Złapała kolejną strzałkę i tak w kółko, aż wszystkie przyniesione
ze zbrojowni strzały znalazły się w żółtym kółku. Złapała się za brzuch, gdy
usłyszała nieprzyjemnie burczenie. Odłożyła ekwipunek i ruszyła do kuchni. W
pomieszczeniu (na szczęście) nikogo nie było. Postukała się po brodzie,
zastanawiając się, co może zjeść. Po długich rozważaniach zrobiła naleśniki
(jedną porcję) po czym umyła naczynia i wyciągnęła dżem z lodówki, który
położyła na stole. Usiadła na dość niewygodnym krześle. Przewróciła oczami.
Instytut powinien zainwestować w wygodniejsze krzesła. Strzeliła palcami i pod
jej tyłkiem oraz plecami pojawiła się wygodna poduszka z jej pokoju. Ugryzła placka. Do kuchni zaczęli wpływać pierwsi
mieszkańcy. Zaspana Clary i rozczochrany
Alec dopadli się do lodówki. Zrobili sobie płatki z mlekiem i przysiedli się do
Kin. Wyciągnęła telefon i spojrzała na otrzymaną wiadomość.
Itaka. 10. Rudy. Paczka B.
Mimowolnie
przewróciła oczami. Dwójka zauważyła ten gest, lecz nic nie powiedzieli. Uważnie
obserwowali dziewczynę.
Dokończyła
śniadanie i z telefonem w ręce pobiegła do pokoju. Musiało to dość dziwnie
wyglądać. Dostaje sms'a, przewraca oczami
i wybiega. Machnęła ręką. Miała
ważniejsze sprawy na głowie. Wzięła
szybki prysznic i owinięta ręcznikiem
podeszła do szafy. Znów musi ubrać tę czarną sukienkę. A niech cię diabli, Bane.
ALEC
Niechętnie
otworzył oczy.
Kolejny
beznadziejny dzień.
Kolejny beznadziejny ranek.
Ściągnął z siebie kołdrę i podszedł do szafy.
Wybrał ciemne rzeczy i ruszył wziąć długi prysznic.
Odświeżony
skierował się do kuchni. Po drodze spotkał Clary, która wychodziła z pokoju Jace (drugi
największy śpioch, zaraz po Maksie). Miała rozczochrane rude włosy, tworzące
wielkie gniazdo, pogniecione ubrana, w tym o wiele za dużą koszulkę(własność
Jace).
Od jakiegoś czasu Jace i Clary razem spali.
Bali się o siebie. Wydarzenia, które były nie całe kilka miesięcy temu, dodały im
ostrożności. Tak samo Izzy, która nie powinna spać z Simonem, wymykała się do
niego w nocy. Maks był za młody, aby kogoś mieć, ale od czasu do czasu szedł do
siostry lub do starszego brata spać, gdy znów miał koszmary. A Alec? Nie
miał nikogo. Zanim Magnus z nim zerwał,
spał z nim każdą noc, bez wyjątku. Nie
tylko spali…
WSPOMNIENIE
Wszedł do znajomego salonu, gdzie
zazwyczaj przesiadywał wielki czarownik Brooklynu. Nie mylił się. Siedział na
kanapie, czytając dokumenty. Podszedł do niego od tyłu i pocałował w szyję.
Zamruczał zadowolony.
- Może już skończysz? Późno jest... -
Magnus ziewnął. - Odłóż to. - rozkazał.
- Spóźniłeś się - odwrócił się do chłopaka.
- Tęskniłeś? - spytał.
- Miałem od ciebie trochę spokoju.
- Nie daruję ci tego - dopadł się
zachłannie jego ust.
Magnus zaskoczony wypuścił dokumenty
na ziemie, po dłuższej chwili odwzajemnił pocałunek. Nie puszczając ust czarownika usiadł na kanapie. Magnus
wsunął swoje dłonie w kruczoczarne włosy chłopaka, zmniejszając przy tym odległość dzielącą ich. Alec
położył dłonie na biodra mężczyźny delikatnie je zaciskając. Magnus sapnął
zaskoczony. Niebieskooki uśmiechnął się
przez co przerwał ich pocałunek.
- A teraz do łóżka! - powiedział
głębokim, seksownym głosem.
- Jaka kara będzie, gdy nie będę
posłuszny? - spytał „tępo” Mags.
- Domyśl się - powiedział i skierował
się do ich wspólnej sypialni.
- Moja wyobraźnia ma dużą skalę. - mruknął po czym odłożył dokumenty
i skierował się za swoim narzeczonym.
KONIEC WSPOMNIENIA
Oprzytomniał, gdy wraz z Clary znaleźli się w kuchni. Od razu
podszedł do lodówki, wyciągając mleko. Wybrał pierwszą lepszą miskę. Nasypał płatków i polał dużą
ilością mleka. Usiadł naprzeciwko nowej,
która milczała jak zaklęta. Trochę zazdrościł jej śniadania. Naleśniki. Mniam.
Chłopak dawno nie jadł takich rzeczy. Przy najbliższej okazji je zrobi. Od samego początku uważnie ją obserwował.
Było w coś w niej, co nie dawało chłopakowi spokoju. Ona była… tajemnicza? Tak,
to dobre słowo. Usłyszał pikanie. Wyciągnęła telefon (obudowała była posypana
brokatem), przewróciła oczami. Chłopak zmarszczył brwi. Zjadła w błyskawicznym
tempie śniadanie i wybiegła z pomieszczenia.
- Jak myślisz, co to może być? - Clary przeczesała palcami włosy.
- To nie nasza sprawa - burknął.
- Jak się czujesz? - spytała troskliwie.
- Dobrze - skłamał. - Muszę już iść - odłożył miskę do zlewu i
wyszedł z pomieszczenia.
Po drodze napotkał Izzy, która poprosiła go na rozmowę wieczorem.
Niechętnie się zgodził. Przyspieszył kroku. Chciał się jak najszybciej znaleźć
w zbrojowni. Wziąć swój ukochany łuk, a potem wymęczyć worek treningowy. Złapał łuk, ale od razu poczuł, że coś z nim
jest nie tak. Materiał, gdzie trzymało
się rękę, był wygnieciony. Przyjrzał się niebieskiej gumie. To na pewno nie był
jego odcisk dłoni. Były za małe.
Przeczesał włosy. Wzruszył ramionami. To nie był jego prywatny łuk, więc każdy
mógł go używać, ale nikt nie lubił strzelać. Jedyna osoba, która przychodziła mu
do głowy to Kin.
MAGNUS
Idris po wojnie, przez kilka potwornych minut, został porządnie
wyczyszczony z krwi i ciał. Magnus swoje
kroki skierował do swojego starego znajomego. Od dłuższego czasu go nie
widział. Pracowali na dwóch rożnych kontynentach. Dzięki bramie mogli spotkać w każdej chwili.
Ale czas im na to nie pozwalał. Ragnor odpoczywał na balkonie. Bez problemu
Magnus znalazł się obok niego. Usiadł na leżaku i przyjrzał się przyjacielowi.
Wyglądał okropnie.
- Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście - mruknął Mags.
- Więcej brokatu na ryj się nie dało? - burknął Rag.
- Docinasz mi. To znaczy, ze jesteś na dobrej drodze do
zdrowia albo udajesz.
- Jesteś idiotą, Bane - warknął. - Brokatowym idiotą!
- Czemu wy wszyscy uwzięliście się na mój brokat?! Jak nie ty to
Kin…
- Co u niej? - przerwał mu.
- Mieszka teraz w Instytucie - powiedział niechętnie.
Miał ochotę dodać „Gdzie mieszka moja miłość, która mnie
zniszczyła. Fajnie, prawda?”
- Była awantura?
- Tak.
- Ona wrzeszczała?
- Tak.
- Ona nie chciała iść?
- Tak.
- Przeklinała?
- Tak. Nawet nie wiedziałem , że zna takie słowa - powiedział
zgodnie z prawdą.
- Wiesz jaki jest mistrz, gdy nie dostanie porannej gazety -
Mags wybuchnął śmiechem.
- Jesteś z Aleciem? - to pytanie zbiło z tropu czarownika.
- Nie, ale to się zmieni. - mruknął.
KIN
Ubrała znienawidzoną sukienkę, miała ochotę ją spalić. To
tego ten makijaż i szpilki. Wyglądam jak
dziwka - stwierdziła. Włożyła sztylety do
butów. Włożyła bransoletkę (autor Magnus Bane), która miała dwanaście małych sztyletów,
w tym jeden miecz. Gdy dziewczyna była w tarapatach, a nie miała przy sobie
broni (to byłby cud) to wyrywa jeden z sztyletów i puf! Ma broń.
- Zaraz mnie szlag trafi! - warknęła.
Przymknęła oczy. Całą moc skierowała na sukienkę. Miała
nadzieję, że się uda. Za pierwszym razem spaliła całe ubrania. Ciężko było
leczyć oparzenia. Wyobraziła sobie luźną, ale kuszącą, czarną sukienkę bez
ramiączek. Do tego dekolt w kształcie serca. Widziała ją kiedyś na wystawie.
Chciała ją kupić, ale mistrz nie lubi, gdy się uczennica spóźnia. Otworzyła oczy i podeszła do lustra. Udało
się jej! Pisnęła radośnie. Zrobiła wysoką kitkę i wyszła. Dziękowała Razjelowi
za taką piękną pogodę. Nie musiała nosić
zbędnych kurtek, szalików lub czapek. Radosna skierowała się do wyjścia. Po
drodze spotkała Maksa, który próbował zagwizdać, ale mu nie wyszło. Machnął na
to ręką.
- Gdzie idziesz? - spytał jak zwykle ciekawy.
- Na… randkę. Tylko nikomu nie mów! - szepnęła.
Oczywiście, że komuś powie, ale to nie jest teraz takie ważne. Niech wszyscy myślą,
że idzie randkę. Nie chcę się jej tłumaczyć przed tą bandą idiotów.
- Ok! - pobiegł w stronę pokoju.
Westchnęła. Poprawiła
bransoletkę i ruszyła ku zadaniu, które było banalnie proste. Urok osobisty
wszystko może załatwić.
MAKS
Starsza siostra poprosiła go przyniesienie popcornu z szafki
z kuchni. Chłopak od razu się zgodził, bo poczuł się potrzebny. Po drodze
spotkał nową mieszkankę, która nerwowym krokiem kierowała się do drzwi. Od razu
przypomniał sobie lekcję, którą dawał mu Jace. Podszedł jeszcze bliżej i
próbował zagwizdać z marnym skutkiem, ale dziewczyna uśmiechnęła się.
- Gdzie idziesz? - spytał, gdy zobaczył jej strój, mógł się
domyślać, bo często brązowowłosy widział siostrę w tym wydaniu.
- Na… randkę. Tylku nikomu nie mów! - kiwnął głową i pobiegł do pokoju Aleca (Alec jako jedyny
miał sprawny i do tego duży telewizor).
- Czemu nie masz popcornu? – spytała Izzy.
- Bo…. - zabrakło mu słów.
- Co wy robicie w moim pokoju?! - uratował go Alec, który
zmęczony wpadł do pokoju.
- Będziemy oglądać film - powiedziała Clary oparta o Jace'a.
- Co się denerwujesz? Będzie fajnie - zza pleców wyłonił się
Simon z płytami.
- Stary, zainwestuj w kąpiel - Jace jak zwykle dorzucił swoje
trzy grosze.
- Trenowałem - warknął. - Tleniono fretko! - zamknął za sobą drzwi
od łazienki.
Maks wybuchnął śmiechem. Jace przewrócił oczami. Clary wstała
i podeszła do Simona.
- Co oglądamy? - spytała przyjaciela.
- Star Wars - powiedział zadowolony.
- Simonku! - powiedziała słodko Clary.
- Co chcesz, zła niewiasto? - odpalił film.
- Popcorn. Proszę! - jęknęła.
- No dobra! Jace idziemy!
- Ale czemu ja?! A Alec? A Maks? - Jace zaczął narzekać.
- Alec się kąpie. Więc nie chcę widzieć go nagiego, a Maks rozmawia z Izzy. Więc chodź…
przystojniaczku. - ostatnie słowa powiedział z obrzydzeniem.
- Przekonałeś mnie - zerwał się i ruszył za Simonem.
- Maks, nie powiedziałeś nam, czemu nie przyniosłeś popcornu -
okularnik rozłożył się na fotelu.
- Bo spotkałem anioła - szepnął rozmarzony.
- Anioła? - powiedział zdziwiony Alec, który przebrany,
wykąpany wszedł do pomieszczenia. Od razu przysiadł się koło młodszego brata. -
Ale taki co ma skrzydła czy…
- Kin.
- Co? - spytała niezrozumiale Izzy. - Kin jest aniołem? Ma
skrzydła? Maks wytłumacz to. - zażądała.
- No bo ja widziałem ją w sukience i szpilkach - zarumienił
się - I Jace pokazywał mi jak podrywać
dziewczyny…
- Co robił?! - Izzy wybuchnęła - Herondale, masz do jasnej ciasnej
przechlapane! - wybiegła z pomieszczenia.
- Czyli z oglądania nici - rudowłosa wzruszyła ramionami i
wyszła z pomieszczenia.
- Czy… - Alec nie mógł dobrać słów. - Kin mówiła coś?
- Spytałem się, gdzie idzie, a ona powiedziała, że na randkę -
wzruszył niezrozumiale ramionami.
- Na randkę powiadasz… A mówiła gdzie? - dopytywał się. -
pokręcił głową. - Dobra Maks, ja chcę się położyć, więc…
- Mogę z tobą? - zrobił słodkie oczka.
- Ok. - westchnął, chciał zostać sam, ale bratu się nie odmawia -
Ale tylko mnie nie kop.
Podał mu koc i ulubioną poduszkę. Maks po paru minutach
zasnął. Niebieskooki ściągnął mu okulary i położył na szafce, skąd od razu wziął
niedokończoną książkę, którą czytał kilka tygodni. Nie wiedział, jaki ma tytuł. Musiał jakoś
zająć niepożądane myśli.
KIN
Usiadła przy barze i czekała na rudzielca, który spóźniał się pół
godziny. Zamówiła wodę i sączyła ją z nudów. Po kolejnych paru minutach
czekania zapłaciła za wodę i skierowała się do drzwi. Wyciągnęła telefon i
napisała sms'a, że spotkane nie doszło do skutku. Po chwili przed nią pojawiła się wiadomość ognista.
Nie przyjdzie. Jest zajęty.
Wybacz. B
Westchnęła zirytowana. Zmarnowała tyle czasu po to, by czekać na
jakiegoś pachołka. Chciała się jak najszybciej
znaleźć w Instytucie, więc wybrała niebezpieczne skróty, które były znane
w Nowym Yorku. Wyrwała z bransoletki
miecz, który urósł do rozmiaru normalnego miecza. Szła ostrożnie, co chwila sprawdzając
tyły. Jeden fałszywy ruch i mogło być po niej. Wiele razy słyszała jak za takie
proste błędy, ginęli Nocni Łowcy i Przyziemni w czasie Valentine'a.
- Da pani piniondz, chora matka jestem - za rąbek sukni złapała
ją starucha.
- Przepraszam, nie mam - powiedziała współczująco.
- Da pani piniondz.
- Ale ja nie mam - wyrywała z łapsk staruchy sukienkę, która
została u niej na dłoni.
Przyjrzała się. Nagle gałki starszej kobiety zrobiły się czarne.
- Demon - szepnęła.
Przerażona wbiła miecz w serce demona, który zaczął się przeobrażać
w swoją prawdziwą postać. Ktoś ją złapał za rękę. Wrzasnęła. Zamachnęła się
mieczem. Trafiła znów w demona. Obróciła się wokół. Wszelakie demony ją okrążyły. Nie miała szans.
Żałowała, wybrania tej drogi.
Pożegnała się w myślach z tatą i ruszyła do ataku.
Demonów było coraz więcej
i więcej. Dziewczyna opadała z sił. Walczyła małym sztyletem, który jej
został. Wszystkie demony straciła.
Rzuciła się na demona, który był najbliżej. Demon storhk (mały stwór podobny
do kota, swoją jamę ustną może rozszerzyć do pół metra, jeśli zechcę, ale wtedy
staje się wolniejszy, jego najgorsza broń to parzące macki), pacnął Kin jedną
ze swoich macek. Dziewczyna wrzasnęła i upadła na mokry grunt.
Ja zginę. Ja naprawdę
zginę. Na Razjela, niech ktoś mi pomoże!
Jej modlitwy były wysłuchane, bo stado Luke'a wpadło i
rozszarpało resztę demonów. Patrzyła nieprzytomnym
wzrokiem na to wszystko. Całe jej ciało leżało w kałuży, która mieszało się z
jej krwią. Oddychanie sprawiało jej
trudność. Zakaszlała. Płuca ją paliły. Żałowała, że nie ma przy sobie steli. Jest
za słaba na magię, jedynie mogła sobie zaszkodzić. Przed sobą widziała parę
butów.
- Jak się czujesz? - nie odpowiedziała, jedynie przymknęła
powieki.
ALEC
Zamknął przeczytaną książkę i odłożył na miejsce. Spojrzał na
zegarek, powinien obudzić Maksa, ale gdy na niego spojrzał, serce mu się kroiło.
Ubrał bluzę, bo zrobiło mu się zimno i wyszedł na korytarz. Skierował się do
biblioteki, która stała się przez niego najczęściej
użytkowana. Gdy wszedł zastał Maryse i Luke'a. Mama Aleca była cała zdenerwowana, a
Luke siedział jak zwykle spokojny.
- Dziewczynie nic się nie stało. - Alec schował się za regałem.
- Ale mogło się jej coś stać! - wrzasnęła - Magnus by mnie
zabił. Jaki jest jej stan?
- Ma parę siniaków, poparzoną lewą nogę i stłuczone żebro.
- Gdzie ją znaleźliście? - dopytywała się.
- Była niedaleko Itaki w tej gorszej części - po chłopaku
przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Nie wiesz, co ona tam robiła? - Alec zauważył, że nie mówili „Kin”
tylko „ona”.
- Nie wiemy. Szliśmy do Itaki ze stadem, ale po drodze zaczepił
nas jakiś rudzielec. Powiedział, że za knajpą jest dziewczyna, która walczy z
demonami. Był strasznie przekonujący, więc od razu tam pobiegliśmy. Widzieliśmy
jak upada na kałuże, dlatego jest cała mokra.
- Hm… - podrapała się po brodzie. - Dziękuje ci, Luke, że ją
uratowaliście.
- Nie ma sprawy. Muszę już iść - Luke wstał, a Alec niespostrzeżenie
wyszedł z pomieszczenia - Tylko nie mów… - spojrzał na nią, kiwnęła głową - Jest cała podenerwowana, a to szkodzi ciąży.
Alec szybko skierował się do skrzydła szpitalnego. Nie mylił
się. Dziewczyna cała i zdrowa ubierała
buty. Przegryzł wargę, nie wiedział co
powiedzieć, a odwrotu nie było, usłyszała go.
- Witamy wśród żywych - powiedział niepewnie.
- Witam, witam - mruknęła. - Po co przyszedłeś? - spytała
podejrzliwie.
Kin z opowieści Luke'a była brudna i zakrwawiona, ale Alec
widział przed sobą całkowite
przeciwieństwo. Jedynie na lewej nodze miała niewielką plamę.
- Zobaczyć, czy żyjesz - wzruszył ramionami, jakby było to coś
rzeczywistego.
- Jak widzisz - żyję.
- Mogę o coś się spytać? - spytał.
- Pod jednym warunkiem - odpowiedziała.
- Dobra. Po co tam poszłaś?
- Jak ci zaufam to ci powiem.
- To jaki był warunek? - żałował, że nie spytaj wcześniej.
- Zrób mi gorącą czekoladę i kanapki - pocałowała go w policzek
i wybiegła z pomieszczenia, zostawiając zaskoczonego Aleca.
-------------------------------------------------------------
Beta:Alixe xo!
Ustalam pewną regułę!
Ustalam pewną regułę!
ZA 5 KOMENTARZY BĘDZIE KOLEJNY ROZDZIAŁ.
Dziękuje i miłego dnia.
next <3
OdpowiedzUsuńnext <3
OdpowiedzUsuńMyślałam, że te opowiadanie będzie nudniejsze ale się myliłam 😉 Uwielbiam ❤
OdpowiedzUsuńWątpiłaś we mnie? xo
UsuńOszty xDDD
Postaram się to zmienić!
Jace przygotuj się na inwazje kaczek! :D
Supi ��
OdpowiedzUsuń