piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 3

KIN
Obudziła się bardzo wcześnie, od razu zrzuciła kołdrę i podbiegła do szafy. Ubrała strój bojowy i poszła do zbrojowni. Stamtąd wzięła łuk, kilka strzał i ruszyła do Sali, która była wolna, bo wszyscy mieszkańcy smacznie spali.  Ustawiła się przed tarczą w odległości dziesięciu metrów. Naciągnęła cięciwę. Przymknęła jedno oko, aby lepiej widzieć swój cel. TRZASK.
Strzała  znalazła się na samym środku tarczy. Uśmiechnęła się szeroko. Złapała kolejną strzałkę i tak w kółko, aż wszystkie przyniesione ze zbrojowni strzały znalazły się w żółtym kółku. Złapała się za brzuch, gdy usłyszała nieprzyjemnie burczenie. Odłożyła ekwipunek i ruszyła do kuchni. W pomieszczeniu (na szczęście) nikogo nie było. Postukała się po brodzie, zastanawiając się, co może zjeść. Po długich rozważaniach zrobiła naleśniki (jedną porcję) po czym umyła naczynia i wyciągnęła dżem z lodówki, który położyła na stole. Usiadła na dość niewygodnym krześle. Przewróciła oczami. Instytut powinien zainwestować w wygodniejsze krzesła. Strzeliła palcami i pod jej tyłkiem oraz plecami pojawiła się wygodna poduszka z jej pokoju. Ugryzła placka. Do kuchni zaczęli wpływać pierwsi mieszkańcy. Zaspana Clary i rozczochrany Alec dopadli się do lodówki. Zrobili sobie płatki z mlekiem i przysiedli się do Kin. Wyciągnęła telefon i spojrzała na otrzymaną wiadomość.
Itaka. 10. Rudy. Paczka B.
Mimowolnie przewróciła oczami. Dwójka zauważyła ten gest, lecz nic nie powiedzieli. Uważnie obserwowali dziewczynę.
Dokończyła śniadanie i z telefonem w ręce pobiegła do pokoju. Musiało to dość dziwnie wyglądać.  Dostaje sms'a, przewraca oczami i wybiega. Machnęła ręką.  Miała ważniejsze sprawy na głowie. Wzięła szybki prysznic i  owinięta ręcznikiem podeszła do szafy. Znów musi ubrać tę czarną sukienkę. A niech cię diabli, Bane.

ALEC
Niechętnie otworzył oczy.
Kolejny beznadziejny dzień.
Kolejny beznadziejny ranek.
Ściągnął z siebie kołdrę i podszedł do szafy. Wybrał ciemne rzeczy i ruszył wziąć długi prysznic.
Odświeżony skierował się do kuchni. Po drodze spotkał  Clary, która wychodziła z pokoju Jace (drugi największy śpioch, zaraz po Maksie). Miała rozczochrane rude włosy, tworzące wielkie gniazdo, pogniecione ubrana, w tym o wiele za dużą koszulkę(własność Jace).
Od jakiegoś czasu Jace i Clary razem spali. Bali się o siebie. Wydarzenia, które były nie całe kilka miesięcy temu, dodały im ostrożności. Tak samo Izzy, która nie powinna spać z Simonem, wymykała się do niego w nocy. Maks był za młody, aby kogoś mieć, ale od czasu do czasu szedł do siostry lub do starszego brata spać, gdy znów miał koszmary. A Alec? Nie miał nikogo.  Zanim Magnus z nim zerwał, spał z nim każdą noc,  bez wyjątku. Nie tylko spali…
WSPOMNIENIE
Wszedł do znajomego salonu, gdzie zazwyczaj przesiadywał wielki czarownik Brooklynu. Nie mylił się. Siedział na kanapie, czytając dokumenty. Podszedł do niego od tyłu i pocałował w szyję. Zamruczał zadowolony.
- Może już skończysz? Późno jest... - Magnus ziewnął. - Odłóż to. - rozkazał.
- Spóźniłeś się - odwrócił się do chłopaka.
- Tęskniłeś? - spytał.
- Miałem od ciebie trochę spokoju.
- Nie daruję ci tego - dopadł się zachłannie jego ust.
Magnus zaskoczony wypuścił dokumenty na ziemie, po dłuższej chwili odwzajemnił pocałunek. Nie puszczając ust czarownika usiadł na kanapie. Magnus wsunął swoje dłonie w kruczoczarne włosy chłopaka, zmniejszając przy tym odległość dzielącą ich. Alec położył dłonie na biodra mężczyźny delikatnie je zaciskając. Magnus sapnął zaskoczony. Niebieskooki uśmiechnął się  przez co przerwał ich pocałunek.
- A teraz do łóżka! - powiedział głębokim, seksownym głosem.
- Jaka kara będzie, gdy nie będę posłuszny? - spytał „tępo” Mags.
- Domyśl się - powiedział i skierował się do ich wspólnej sypialni.
- Moja wyobraźnia ma dużą skalę. - mruknął po czym odłożył dokumenty i skierował się za swoim narzeczonym.
KONIEC WSPOMNIENIA
Oprzytomniał, gdy wraz z Clary znaleźli się w kuchni. Od razu podszedł do lodówki, wyciągając mleko. Wybrał pierwszą lepszą  miskę. Nasypał płatków i polał dużą ilością  mleka. Usiadł naprzeciwko nowej, która milczała jak zaklęta. Trochę zazdrościł jej śniadania. Naleśniki. Mniam. Chłopak dawno nie jadł takich rzeczy. Przy najbliższej okazji je zrobi.  Od samego początku uważnie ją obserwował. Było w coś w niej, co nie dawało chłopakowi spokoju. Ona była… tajemnicza? Tak, to dobre słowo. Usłyszał pikanie. Wyciągnęła telefon (obudowała była posypana brokatem), przewróciła oczami. Chłopak zmarszczył brwi. Zjadła w błyskawicznym tempie śniadanie i wybiegła z pomieszczenia.
- Jak myślisz, co to może być? - Clary przeczesała palcami włosy.
- To nie nasza sprawa - burknął.
- Jak się czujesz? - spytała troskliwie.
- Dobrze - skłamał. - Muszę już iść - odłożył miskę do zlewu i wyszedł z pomieszczenia.
Po drodze napotkał Izzy, która poprosiła go na rozmowę wieczorem. Niechętnie się zgodził. Przyspieszył kroku. Chciał się jak najszybciej znaleźć w zbrojowni. Wziąć swój ukochany łuk, a potem wymęczyć worek treningowy.  Złapał łuk, ale od razu poczuł, że coś z nim jest nie tak.  Materiał, gdzie trzymało się rękę, był wygnieciony. Przyjrzał się niebieskiej gumie. To na pewno nie był jego odcisk dłoni.  Były za małe. Przeczesał włosy. Wzruszył ramionami. To nie był jego prywatny łuk, więc każdy mógł go używać, ale nikt nie lubił strzelać. Jedyna osoba, która przychodziła mu do głowy to Kin.

MAGNUS
Idris po wojnie, przez kilka potwornych minut, został porządnie wyczyszczony z krwi i ciał.  Magnus swoje kroki skierował do swojego starego znajomego. Od dłuższego czasu go nie widział. Pracowali na dwóch rożnych kontynentach.  Dzięki bramie mogli spotkać w każdej chwili. Ale czas im na to nie pozwalał. Ragnor odpoczywał na balkonie. Bez problemu Magnus znalazł się obok niego. Usiadł na leżaku i przyjrzał się przyjacielowi. Wyglądał okropnie.
- Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście - mruknął Mags.
- Więcej brokatu na ryj się nie dało? - burknął Rag.
- Docinasz mi. To znaczy, ze jesteś na dobrej drodze do zdrowia albo udajesz.   
- Jesteś idiotą, Bane - warknął. - Brokatowym idiotą!
- Czemu wy wszyscy uwzięliście się na mój brokat?! Jak nie ty to Kin…
- Co u niej? - przerwał mu.
- Mieszka teraz w Instytucie - powiedział niechętnie.
Miał ochotę dodać „Gdzie mieszka moja miłość, która mnie zniszczyła. Fajnie, prawda?”
- Była awantura?
- Tak.
- Ona wrzeszczała?
- Tak.
- Ona nie chciała iść?
- Tak.
- Przeklinała?
- Tak. Nawet nie wiedziałem , że zna takie słowa - powiedział zgodnie z prawdą.
- Wiesz jaki jest mistrz, gdy nie dostanie porannej gazety - Mags wybuchnął śmiechem.
- Jesteś z Aleciem? - to pytanie zbiło z tropu czarownika.
- Nie, ale to się zmieni. - mruknął.

KIN
Ubrała znienawidzoną sukienkę, miała ochotę ją spalić. To tego ten makijaż i szpilki.  Wyglądam jak dziwka - stwierdziła.  Włożyła sztylety do butów. Włożyła bransoletkę (autor Magnus Bane), która miała dwanaście małych sztyletów, w tym jeden miecz. Gdy dziewczyna była w tarapatach, a nie miała przy sobie broni (to byłby cud) to wyrywa  jeden z sztyletów i puf! Ma broń.
- Zaraz mnie szlag trafi! - warknęła.
Przymknęła oczy. Całą moc skierowała na sukienkę. Miała nadzieję, że się uda. Za pierwszym razem spaliła całe ubrania. Ciężko było leczyć oparzenia. Wyobraziła sobie luźną, ale kuszącą, czarną sukienkę bez ramiączek. Do tego dekolt w kształcie serca. Widziała ją kiedyś na wystawie. Chciała ją kupić, ale mistrz nie lubi, gdy się uczennica spóźnia.  Otworzyła oczy i podeszła do lustra. Udało się jej! Pisnęła radośnie. Zrobiła wysoką kitkę i wyszła. Dziękowała Razjelowi za taką piękną pogodę.  Nie musiała nosić zbędnych kurtek, szalików lub czapek. Radosna skierowała się do wyjścia. Po drodze spotkała Maksa, który próbował zagwizdać, ale mu nie wyszło. Machnął na to ręką.
- Gdzie idziesz? - spytał jak zwykle ciekawy.
- Na… randkę. Tylko nikomu nie mów! - szepnęła.
Oczywiście, że komuś powie, ale to nie jest teraz takie ważne. Niech wszyscy myślą, że idzie randkę. Nie chcę się jej tłumaczyć przed tą bandą idiotów.
- Ok! - pobiegł w stronę pokoju.
Westchnęła.  Poprawiła bransoletkę i ruszyła ku zadaniu, które było banalnie proste. Urok osobisty wszystko może załatwić.

MAKS
Starsza siostra poprosiła go przyniesienie popcornu z szafki z kuchni. Chłopak od razu się zgodził, bo poczuł się potrzebny. Po drodze spotkał nową mieszkankę, która nerwowym krokiem kierowała się do drzwi. Od razu przypomniał sobie lekcję, którą dawał mu Jace. Podszedł jeszcze bliżej i próbował zagwizdać z marnym skutkiem, ale dziewczyna uśmiechnęła się.
- Gdzie idziesz? - spytał, gdy zobaczył jej strój, mógł się domyślać, bo często brązowowłosy widział siostrę w tym wydaniu.
- Na… randkę. Tylku nikomu nie mów! - kiwnął głową i  pobiegł do pokoju Aleca (Alec jako jedyny miał sprawny i do tego duży telewizor).
- Czemu nie masz popcornu? – spytała Izzy.
- Bo…. - zabrakło mu słów.
- Co wy robicie w moim pokoju?! - uratował go Alec, który zmęczony wpadł do pokoju.
- Będziemy oglądać film - powiedziała Clary oparta o Jace'a.
- Co się denerwujesz? Będzie fajnie - zza pleców wyłonił się Simon z płytami.
- Stary, zainwestuj w kąpiel - Jace jak zwykle dorzucił swoje trzy grosze.
- Trenowałem - warknął. - Tleniono fretko! - zamknął za sobą drzwi od łazienki.
Maks wybuchnął śmiechem. Jace przewrócił oczami. Clary wstała i podeszła do Simona.
- Co oglądamy? - spytała przyjaciela.
- Star Wars - powiedział zadowolony.
- Simonku! - powiedziała słodko Clary.
- Co chcesz, zła niewiasto? - odpalił film.
- Popcorn. Proszę! - jęknęła.
- No dobra! Jace idziemy!
- Ale czemu ja?! A Alec? A Maks? - Jace zaczął narzekać.
- Alec się kąpie. Więc nie chcę widzieć go nagiego, a Maks rozmawia z Izzy. Więc chodź… przystojniaczku. - ostatnie słowa powiedział z obrzydzeniem.
- Przekonałeś mnie - zerwał się i ruszył za Simonem.
- Maks, nie powiedziałeś nam, czemu nie przyniosłeś popcornu - okularnik rozłożył się na fotelu.
- Bo spotkałem anioła - szepnął rozmarzony.
- Anioła? - powiedział zdziwiony Alec, który przebrany, wykąpany wszedł do pomieszczenia. Od razu przysiadł się koło młodszego brata. - Ale taki co ma skrzydła czy…
- Kin.
- Co? - spytała niezrozumiale Izzy. - Kin jest aniołem? Ma skrzydła?  Maks wytłumacz to. - zażądała.
- No bo ja widziałem ją w sukience i szpilkach - zarumienił się - I Jace pokazywał mi  jak podrywać dziewczyny…
- Co robił?! - Izzy wybuchnęła - Herondale, masz do jasnej ciasnej przechlapane! - wybiegła z pomieszczenia.
- Czyli z oglądania nici - rudowłosa wzruszyła ramionami i wyszła z pomieszczenia.
- Czy… - Alec nie mógł dobrać słów. - Kin mówiła coś?
- Spytałem się, gdzie idzie, a ona powiedziała, że na randkę - wzruszył niezrozumiale ramionami.
- Na randkę powiadasz… A mówiła gdzie? - dopytywał się. - pokręcił głową. - Dobra Maks, ja chcę się położyć, więc…
- Mogę z tobą? - zrobił słodkie oczka.
- Ok. - westchnął, chciał zostać sam, ale bratu się nie odmawia - Ale tylko mnie nie kop.
Podał mu koc i ulubioną poduszkę. Maks po paru minutach zasnął. Niebieskooki ściągnął mu okulary i położył na szafce, skąd od razu wziął niedokończoną książkę, którą czytał kilka tygodni.  Nie wiedział, jaki ma tytuł. Musiał jakoś zająć niepożądane myśli.

KIN
Usiadła przy barze i czekała na rudzielca, który spóźniał się pół godziny. Zamówiła wodę i sączyła ją z nudów. Po kolejnych paru minutach czekania zapłaciła za wodę i skierowała się do drzwi. Wyciągnęła telefon i napisała sms'a, że spotkane nie doszło do skutku.  Po chwili przed  nią pojawiła się wiadomość ognista.
Nie przyjdzie. Jest zajęty. Wybacz. B
Westchnęła zirytowana. Zmarnowała tyle czasu po to, by czekać na jakiegoś pachołka.  Chciała się jak najszybciej znaleźć w Instytucie, więc wybrała niebezpieczne skróty, które były znane w Nowym Yorku. Wyrwała z bransoletki miecz, który urósł do rozmiaru normalnego miecza. Szła ostrożnie, co chwila sprawdzając tyły. Jeden fałszywy ruch i mogło być po niej. Wiele razy słyszała jak za takie proste błędy, ginęli Nocni Łowcy i Przyziemni w czasie Valentine'a.
- Da pani piniondz, chora matka jestem - za rąbek sukni złapała ją starucha.
- Przepraszam, nie mam - powiedziała współczująco.
- Da pani piniondz.
- Ale ja nie mam - wyrywała z łapsk staruchy sukienkę, która została u niej na dłoni.
Przyjrzała się. Nagle gałki starszej kobiety zrobiły się czarne.
- Demon - szepnęła.
Przerażona wbiła miecz w serce demona, który zaczął się przeobrażać w swoją prawdziwą postać. Ktoś ją złapał za rękę. Wrzasnęła. Zamachnęła się mieczem. Trafiła znów w demona. Obróciła się wokół.  Wszelakie demony ją okrążyły. Nie miała szans. Żałowała, wybrania tej drogi. Pożegnała się w myślach z tatą i ruszyła do ataku.
Demonów było coraz więcej  i więcej. Dziewczyna opadała z sił. Walczyła małym sztyletem, który jej został. Wszystkie demony straciła.  Rzuciła się na demona, który był najbliżej. Demon storhk (mały stwór podobny do kota, swoją jamę ustną może rozszerzyć do pół metra, jeśli zechcę, ale wtedy staje się wolniejszy, jego najgorsza broń to parzące macki), pacnął Kin jedną ze swoich macek. Dziewczyna wrzasnęła i upadła na mokry grunt.
Ja zginę. Ja naprawdę zginę. Na Razjela, niech ktoś mi pomoże!
Jej modlitwy były wysłuchane, bo stado Luke'a wpadło i rozszarpało resztę demonów.  Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem na to wszystko. Całe jej ciało leżało w kałuży, która mieszało się z jej krwią. Oddychanie  sprawiało jej trudność. Zakaszlała. Płuca ją paliły. Żałowała, że nie ma przy sobie steli. Jest za słaba na magię, jedynie mogła sobie zaszkodzić. Przed sobą widziała parę butów.
- Jak się czujesz? - nie odpowiedziała, jedynie przymknęła powieki.

ALEC
Zamknął przeczytaną książkę i odłożył na miejsce. Spojrzał na zegarek, powinien obudzić Maksa, ale gdy na niego spojrzał, serce mu się kroiło. Ubrał bluzę, bo zrobiło mu się zimno i wyszedł na korytarz. Skierował się do biblioteki, która stała się  przez niego najczęściej użytkowana. Gdy wszedł zastał Maryse i Luke'a. Mama Aleca była cała zdenerwowana, a Luke siedział jak zwykle spokojny.
- Dziewczynie nic się nie stało. - Alec schował się za regałem.
- Ale mogło się jej coś stać! - wrzasnęła - Magnus by mnie zabił. Jaki jest jej stan?
- Ma parę siniaków, poparzoną lewą nogę i stłuczone żebro.
- Gdzie ją znaleźliście? - dopytywała się.
- Była niedaleko Itaki w tej gorszej części - po chłopaku przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Nie wiesz, co ona tam robiła? - Alec zauważył, że nie mówili „Kin” tylko „ona”.
- Nie wiemy. Szliśmy do Itaki ze stadem, ale po drodze zaczepił nas jakiś rudzielec. Powiedział, że za knajpą jest dziewczyna, która walczy z demonami. Był strasznie przekonujący, więc od razu tam pobiegliśmy. Widzieliśmy jak upada na kałuże, dlatego jest cała mokra.
- Hm… - podrapała się po brodzie. - Dziękuje ci, Luke, że ją uratowaliście.
- Nie ma sprawy. Muszę już iść - Luke wstał, a Alec niespostrzeżenie wyszedł z pomieszczenia - Tylko nie mów… - spojrzał na nią, kiwnęła głową - Jest cała  podenerwowana, a to szkodzi ciąży.
Alec szybko skierował się do skrzydła szpitalnego. Nie mylił się. Dziewczyna  cała i zdrowa ubierała buty.  Przegryzł wargę, nie wiedział co powiedzieć, a odwrotu nie było, usłyszała go.  
- Witamy wśród żywych - powiedział niepewnie.
- Witam, witam - mruknęła. - Po co przyszedłeś? - spytała podejrzliwie.
Kin z opowieści Luke'a była brudna i zakrwawiona, ale Alec widział przed sobą całkowite  przeciwieństwo. Jedynie na lewej nodze miała niewielką plamę.
- Zobaczyć, czy żyjesz - wzruszył ramionami, jakby było to coś rzeczywistego.
- Jak widzisz - żyję.
- Mogę o coś się spytać? - spytał.
- Pod jednym warunkiem - odpowiedziała.
- Dobra. Po co tam poszłaś?
- Jak ci zaufam to ci powiem.
- To jaki był warunek? - żałował, że nie spytaj wcześniej.
- Zrób mi gorącą czekoladę i kanapki - pocałowała go w policzek i wybiegła z pomieszczenia, zostawiając zaskoczonego Aleca.
-------------------------------------------------------------
Beta:Alixe xo!
Ustalam pewną regułę!
ZA 5 KOMENTARZY BĘDZIE KOLEJNY ROZDZIAŁ.

Dziękuje i miłego dnia. 

5 komentarzy:

  1. Myślałam, że te opowiadanie będzie nudniejsze ale się myliłam 😉 Uwielbiam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpiłaś we mnie? xo
      Oszty xDDD
      Postaram się to zmienić!
      Jace przygotuj się na inwazje kaczek! :D

      Usuń