- Słucham.
- Magnus, tu Maryse. Musimy natychmiast
porozmawiać.
- Co się
stało? - przeczesał palcami włosy.
- To nie jest
rozmowa przez telefon - jej głos był stanowczy.
- Zaraz będę -
burknął.
Schował
telefon i wbiegł do domu. Córkę zastał w kuchni, gotowała rosół. Do Magnusa
dotarł pyszny zapach z garnka, żałował wyjścia do Instytutu, ale cóż… obowiązki.
- Zjesz? -
spytała uśmiechnięta.
- Kin, muszę
wyjść - zrzedła jej mina.
- Gdzie? -
spodziewał się takiego pytania.
- Potem ci
powiem - powiedział wymijająco. - Obiecuję.
- Łapię cię
za słowo - zagroziła mu chochlą. - A na obiad się załapiesz?
- Chyba… tak.
To do zobaczenia - dopiero po chwili zrozumiał co powiedział do dziewczyny.
- Nigdy
więcej nie mów TYCH słów. - burknęła.
- Przepraszam -
wybiegł z domu.
MAGNUS
Serce
dudniło mu w piersi. Schronienie dla nocnych łowców za szybko się przybliżało.
Gdy dotarł do bramy, myślał, że serce podjedzie mu do gardła. Tam jest Alec. On
tam będzie. Tak blisko, jednak tak daleko. Wziął trzy głębokie wdechy i wszedł na
podwórze. Maryse już na niego czekała. Bez słowa zaprowadziła go do gabinetu.
Magnus po drodze nie spotkał nikogo z mieszkańców. Nie ukrywał zdziwienia. Gabinet Maryse niewiele się zmienił od
poprzedniej wizyty Magnusa. Usiadł na krześle naprzeciwko Maryse, która była właścicielką Instytutu. Jej eks/dawny mąż został konsulem. Nie miał z rodziną w ogóle
kontaktu, więc na jej barkach zostało
pilnowanie Instytutu. Najgorzej przyjął to Maks, ale po jakimś czasie oswoił się
z tą sytuacją.
- Zamieniam
się w słuch - splotła palce.
- Magnus,
muszę cię poprosić o pojechanie do Idrisu.
- Niedawno
przecież tam byłem - powiedział dotknięty.
- Wiem, ale
przedstawiciel czarowników nagle zachorował i musimy mieć zastępstwo, a Ragnor
dalej odzyskuje siły. Proszę cię, Magnusie. Żaden czarownik nie chce pojechać, a
potrzebujemy was. Nowy sojusz musi być zawiązany natychmiast. Zdajesz sobie
sprawę jakie zdarzenia były kilka miesięcy temu.
Pomiędzy tą
dwójką nastała cisza. Właścicielka Instytutu czekała cierpliwie aż Magnus Bane da jej odpowiedź. Czarownik bił się
ze swoimi myślami. Mógł bez problemu jechać, gdyby nie jego pasierbica. Mówić
Maryse czy nie? Jak ona to zniesie?
- No dobrze,
ale jest malutki problem. - powiedział po dłuższej chwili.
- Jaki?
KIN
- Nigdzie do
cholery nie idę !- wrzeszczała na cały dom.
- Kin, uspokój
się! To tylko na kilka dni. - próbował uspokoić córkę, która chodziła w tą i z
powrotem.
- Kilka dni?!
Ja ich nie znam i nie chcę znać..!
Magnus
widział, że na jej rękach pojawiały się czerwone iskry.
- Proszę cię,
córciu.
Zaskoczona
dziewczyna odwróciła się. Nigdy nie usłyszała, by Magnus powiedział do niej
„córciu”, do tego ten ton w głosie. Westchnęła bezradnie. Nerwowo miętoliła
rąbek koszulki (w czasie rozmowy telefonicznej zdążyła się przebrać). Iskierki
zdołały zniknąć zanim dotknęła ubrań.
- Dobrze, ale
pod jednym warunkiem. - wychrypiała.
- Jakim? -
zmrużył kocie oczy.
- Będę tam
sobą i nie będę nikogo udawała. - kiwnął głową na znak zrozumienia. - Kiedy mam
się wyprowadzić?
- Dziś. -
usłyszał siarczyste przekleństwo od strony dziewczyny.
ALEC
Prosto od
Itaki skierował się do swojego pokoju. Myślał, że wyjście z przyjaciółmi
przyćmi mu trochę ponure myśli. Efekt sam się nasuwa. Nigdy nie pomyślał, że
zerwania są takie trudne. Wiele razy widział siostrę, rzucającego jakiegoś faceta.
Niecałe piętnaście minut i znów była radosna, jakby nigdy nic. Położył się na łóżku i wpatrywał się w sufit,
jakby było w nim coś niezwykłego. Bez pukania weszła jego siostra. Usiadł
prosto i wywołał sztuczny uśmiech mówiący: „Wszystko jest ok.”
- Co jest?
- Zaraz
przyjdzie nowy mieszkaniec. Chodź szybko, mama nas zwołuje do jadalni. - kiwnął
głową i ruszył za siostrą, która pędziła na złamanie karku.
Jadalnia
była najmniej używanym pomieszczeniem w całym Instytucie (nie licząc sypialni).
Wszyscy siedzieli już przy stole, nawet Maks, który popijał shake czekoladowego od
Izzy. Usiadł koło parabatai, który był zajęty rozmową ze swoją dziewczyną. Izzy przysiadła się do Simona. Wszyscy byli czymś zajęci, oprócz niego. Nawet
Maks. Westchnął.
KIN
Dziewczyna
chodziła w tą i z powrotem. Magnus przygotowywał bramę. Kin pokreśliła, że
tylko bramą wejdzie do Instytutu, aby zrobić „dobre wejście.” Wszystkie bagaże zostały przez córkę Magnusa
przeniesione, aby nie „brudzić” sobie rąk. Czarownika denerwowało jej chodzenie w
kółko, lecz nic nie mówił. Nie chciał jej irytować, bo mógł stracić włosy lub
coś gorszego.
- Gotowe -
mruknął.
- Możemy już
iść? Chcę mieć to za sobą - burknęła.
Weszli w wir
bramy. Nie minęło nawet kilka sekund, a już byli. Od razu jak znalazła
się w pełnej mieszkańców jadalni,
skrzyżowała ręce. Wszystkie
spojrzenia padły na nią. Uniosła dumnie głowie. Rozejrzała się po mieszkańcach.
Wzrok padł na Jace.
O! Jak miło, mamy blondynka w grupie.
Kin właśnie
znalazła kozła ofiarnego.
Więc tak: mamy rudą, która chodzi z
blondynem, czarnowłosą z brunetem, niebieskookiego siedzącego z dala od grupy, małego chłopca w okularach i właścicielkę.
Ten mały
okularnik skądś się jej kojarzył…
A no tak! Tego miała uczyć, jeśli porąbane
sny okazały się prawdziwe. Tyle ludzi do
ochronienia. Dam sobie radę? Razjelu, daj mi siłę. Mogłam Magnusowi powiedzieć o
tych snach. Teraz jest za późno. Ale ze mnie idiotka.
- Witaj, nazywam się Maryse, jestem właścicielką instytutu - bingo, zgadłam!
- Maryse, to
jest King…
- Kin Bane -
przerwała ojcu.
Zauważyła,
ze niebieskooki podniósł gwałtownie głowę i wlepił gały w Magnusa. Dziewczyna
zastanawiała się, o co chodzi. Żałowała, że nie mogła spytać. Nie wypada, ale
czasem ciekawość bierze w górę. Ojciec nawet nie spojrzał na niebieskookiego.
- Witaj Kin. -
ton głosu Maryse zaskoczył ją, lecz nic na to nie powiedziała. Magnus wysłał jej
przepraszające spojrzenie - To jest Simon, Izzy, Maks, Clary, Jace,
Alec. - wskazała palcem po kolei każdego.
Czyli niebieskooki zwie się Alec? Jak
ładnie. Będę mogła z kimś normalnie pogadać. Tleniona fretka odpada, szczurek
też odpada. Te dwie dziewczyny przypominają mi puste lalki. Na Razjela, za jakie
grzechy?
- Maryse,
możemy iść do twojego gabinetu…? Muszę z tobą porozmawiać na o s o b n o ś c i -
spojrzał na córkę, która wzruszyła tylko ramionami.
- Oczywiście -
zostawili wszystkich.
Pomiędzy
mieszkańcami nastała cisza. Kin podeszła do kominka i oparła się, z nudów
oglądała swoje paznokcie. Maks zaciekawiony nową osobą, odłożył napój i
podszedł do dziewczyny, mimo protestów siostry.
- Jestem
Maks - podał jej rękę.
Uśmiechnęła
się i odwzajemniła uścisk. Kucnęła obok młodziaka. O dziwo dotyk Maksa ją nie
obrzydził.
- Jestem
Kin. - odwzajemnił uśmiech.
- Jesteś
córką wielkiego czarownika Brooklynu? - spytał zaciekawiony.
- Tak.
- Ale
czarownicy nie mogą mieć dzieci…
- Maks!
Wystarczy - Kin spojrzała złowrogo na Izzy.
- Każdy ma
prawo zadawać pytania - warknęła.- Jestem jego pasierbicą.
- A… -
powiedział zadowolony, że został obroniony.
Maks zadawał
kilka nieznaczących pytań, na które Kin odpowiadała krótko tak, aby wszyscy niewiele
o niej się dowiedzieli. W czasie, gdy chłopiec zadawał pytania, dziewczyna
szukała kilka ważnych informacji o Jace, chciała mu zrobić na złość. A gdy
znalazła tego co szukała to chciała skakać z radości.
- Maks - przerwała
mu. - Pokazać ci sztuczkę…?
- Tak!
- Oglądałeś
Harry’ego Pottera? - kiwnął - To dobrze. A pamiętasz zaklęcie Expecto Patronum? - znów kiwnął głową. - Gdy doliczę do
trzech powiesz te dwa słowa i dmuchniesz w moją wewnętrzną stronę dłoni, wtedy pojawi
się coś fajnego, ok?
- Oki!
Dziewczyna
rozłożyła dłoń w stronę stołu, gdzie siedział Jace.
- To
zaczynamy! - wszyscy czujnie obserwowali ruchy Kin, nawet Alec.
- Expecto
Patronum! - dmuchnął w dłoń dziewczyny.
Na samym
początku nic się nie pokazało. Chłopak zaczął tracić nadzieje, ale gwałtownie
pojawiały się czerwone iskierki, zmieniające się w chmurę, która skierowała się pod
stół, dokładnie pod nogi blondynka.
- Ale mi
sztuczka - prychnęła Izzy.
- 3..2..1… -
usłyszeli wszyscy kaczkę.
- Clary!
Zabierzcie tę kaczkę! - Jace spanikował i zaczął krzyczeć na cała jadalnię. -
Błagam, zabierzcie ją! - wrzeszczał.
Wszyscy
(nawet Alec) wybuchnęli śmiechem. Niebieskooki spadł z krzesła ze śmiechu,
próbował złapać oddech. Strzeliła palcami
i kaczka zniknęła. Gdy się chłopak ogarnął, spojrzał złowrogo na
dziewczynę.
- Ty.. Już
nie żyjesz! - rzucił się na nią.
Przestraszona
dziewczyna złapała Maksa i resztkami
mocy wtopiła się w otoczenie. Odciągnęła siebie i chłopca od lecącego Jace. W
ostatniej chwili minęli się z mieczem chłopaka. Zaskoczony rozejrzał się.
Alec cały czerwony powrócił na miejsce. Simon potajemnie chichotał, przez co
dostał mocnego kuksańca od Izzy. Clary przegryzła nerwowo wargę, nie wiedziała co
zrobić.
- Jace, zwariowałeś?!
Mogłeś skrzywdzić Maksa! - ryknęła Izzy.
- Nie
przesadzaj! Tylko tą idiotkę - warknął.
Niewidzialna
Kin podeszła z chłopakiem do Jace.
- Jeszcze raz
mnie nazwiesz idiotką, a poczujesz moc Bane'ów. Obiecuję na Anioła, że twoje włosy
tego nie przeżyją.
- Jace, odłóż
miecz - szepnęła Clary.
- Clary ma
rację - stwierdził Simon.
- Odpuść -
powiedział Alec.
- Dobra -
burknął. - Ujawnij się.
- Przysięgnij
na Anioła, że nic nie zrobisz Maksowi.
- Kurwa -
szepnął. - Przysięgam.
- Powiedz to -
warknęła.
- Przysięgam
na Anioła, że nic Maksowi nie zrobię, co się stało kilka minut temu.
- A ty? -
spytała Clary.
- Mnie może pokaleczyć,
zbić , nawet zabić, ale nie ma prawa niczego zrobić Maksowi - wypowiedź
zaskoczyła Aleca, który próbował po głosie zgadnąć gdzie jest dziewczyna.
- Ja tu
jestem! - oburzył się Maks.
- Wiem.
- Możesz się
już ujawnić? - warknął.
Dziewczyna zdjęła
czar z okularnika, który poleciał do Izzy. Siostra Maksa rzuciła w jej stronę złowrogie
spojrzenie. Wzięła głęboki oddech i ściągnęła z siebie czar. Jace od razu czubek
miecza skierował na obojczyk dziewczyny. Wszyscy krzyknęli zaskoczeni.
Spojrzała niewzruszona na miecz.
- Jace,
uspokój się... - zaczęła Clary.
- Clary, niech
to zrobi, widzę to po jego oczach.
- Co ty... -
nie dokończył, bo Kin złapała końcówkę miecza i wbiła go sobie w obojczyk,
strużka krwi poplamiła koszulkę. Wszyscy zamarli.
Clary z
otwartą buzią. Izzy ścisnęła ramię Maksa. Simon zasłonił usta. Alec złapał
krawędzie stołu. Jace patrzył na krew, która
barwiła na różowo jej ubrania.
- Kin! -
usłyszała kroki Magnusa i Maryse.
Wytrzeszczyła
oczy. Wyciągnęła miecz z ciała (ran strasznie ją bolała). Odepchnęła Jace,
który spadł na krzesło. Dobrała się do jego steli, narysowała runę leczącą i
magią wyczyściła krew z ubrań oraz z
miecza Jace. Usiadła koło Aleca. Magnus i Maryse weszli do pomieszczenia.
- Dlatego mam
brązowe włosy a nie blond. O! Cześć Mags, skończyliście?
- Co się
wydarzyło pod naszą nieobecność? - spytała podejrzliwie właścicielka Instytutu.
- Nic,
dlaczego pytasz?
- Bo… Wszyscy
jesteście tacy spięci - Kin wybuchnęła nerwowym śmiechem.
- Może
dlatego, że przerwaliście mi świetną historię, która budowała napięcie?
- Kin, czy ty…
- Tak tato.
Opowiedziałam im historię - wskazała palcem na resztę grupy, która uśmiechała się
nieśmiało - Jak użyłeś feaire szamponu.
- Miałaś tego
nie mówić! - wzniósł ręce do góry. - Obiecałaś!
- Obiecałeś,
że… - spojrzała na niego znacząco.
- Wiem -
westchnął.
Klasnęła w
dłonie i odeszła od stołu.
- To ja cie odprowadzę
do drzwi, aby po drodze nie spadł ci brokat - podała mu ramię i wyszła, rzucając
ostatnie spojrzenie w stronę grupy.
MARYSE
- Na pewno
nic się nie stało? - spytała grupy.
- Tak, na
pewno, mamo-o-o-o-o - oświadczyła Izzy.
- Mam
nadzieję - ruszyła do swojego gabinetu.
CLARY
Gdy Maryse
wyszła z jadalni, pomiędzy nimi nastała cisza. Każdy bił się z myślami. Maks powrócił do
swojego picia. Alec przeczesał nerwowo
włosy.
Powinien je
ściąć - pomyślała.
Jace schował
swój miecz, który zadziwiająco lśnił (dziewczyna pierwszy raz coś takiego
widziała). Izzy z nudów obserwowała Simona bawiącego się jego włosami. Clary
skierowała myśli na nową dziewczynę. Była inna.
Owszem
Clary, Jace też byli inni. Mieli więcej krwi anioła niż nocni łowcy, ale Kin… Miała
twarz anioła, ale charakter diabła. Do tego ta moc czarownika. Kim ona była do cholery?! Ta sytuacja z kaczką... Mimowolnie się
uśmiechnęła. Wrzeszczał jak opętany, a ta kaczka patrzyła się na niego jak na
idiotę. Wybuchnęła śmiechem.
MAGNUS
Czarownik
teraz zrozumiał swój błąd.
On kocha
Aleca.
Alec jego też.
Alec jego też.
Nie może bez
niego żyć.
Będzie o
niego walczyć.
Ale nie teraz.
Głupie
porozumienia.
-------------------------------------------------------------------------
Beta:Alixe♥
Zapraszam do komentowania!
-------------------------------------------------------------------------
Beta:Alixe♥
Zapraszam do komentowania!
super <3
OdpowiedzUsuń<3
UsuńKocham te nowe opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuńHehehhe dziękuje <3
Usuń