poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 2

- Słucham.
- Magnus, tu Maryse. Musimy natychmiast porozmawiać.
- Co się stało? - przeczesał palcami włosy.
- To nie jest rozmowa przez telefon - jej głos był stanowczy.
- Zaraz będę - burknął.
Schował telefon i wbiegł do domu. Córkę zastał w kuchni, gotowała rosół. Do Magnusa dotarł pyszny zapach z garnka, żałował wyjścia do Instytutu, ale cóż… obowiązki.
- Zjesz? - spytała uśmiechnięta.
- Kin, muszę wyjść - zrzedła jej mina.
- Gdzie? - spodziewał się takiego pytania.
- Potem ci powiem - powiedział wymijająco. - Obiecuję.
- Łapię cię za słowo - zagroziła mu chochlą. - A na obiad się załapiesz?
- Chyba… tak. To do zobaczenia - dopiero po chwili zrozumiał co powiedział do dziewczyny.
- Nigdy więcej nie mów TYCH słów. - burknęła.
- Przepraszam - wybiegł z domu.

MAGNUS
Serce dudniło mu w piersi. Schronienie dla nocnych łowców za szybko się przybliżało. Gdy dotarł do bramy, myślał, że serce podjedzie mu do gardła. Tam jest Alec. On tam będzie. Tak blisko, jednak tak daleko. Wziął trzy głębokie wdechy i wszedł na podwórze. Maryse już na niego czekała. Bez słowa zaprowadziła go do gabinetu. Magnus po drodze nie spotkał nikogo z mieszkańców. Nie ukrywał zdziwienia. Gabinet Maryse niewiele się zmienił od poprzedniej wizyty Magnusa. Usiadł na krześle naprzeciwko Maryse, która była właścicielką Instytutu. Jej eks/dawny mąż został konsulem. Nie miał z rodziną w ogóle kontaktu, więc na jej barkach zostało pilnowanie Instytutu. Najgorzej przyjął to Maks, ale po jakimś czasie oswoił się z tą sytuacją.
- Zamieniam się w słuch - splotła palce.
- Magnus, muszę cię poprosić o pojechanie do Idrisu.
- Niedawno przecież tam byłem - powiedział dotknięty.
- Wiem, ale przedstawiciel czarowników nagle zachorował i musimy mieć zastępstwo, a Ragnor dalej odzyskuje siły. Proszę cię, Magnusie. Żaden czarownik nie chce pojechać, a potrzebujemy was. Nowy sojusz musi być zawiązany natychmiast. Zdajesz sobie sprawę jakie zdarzenia były kilka miesięcy temu.
Pomiędzy tą dwójką nastała cisza.  Właścicielka Instytutu czekała cierpliwie aż Magnus Bane da jej odpowiedź. Czarownik bił się ze swoimi myślami. Mógł bez problemu jechać, gdyby nie jego pasierbica. Mówić Maryse czy nie? Jak ona to zniesie?
- No dobrze, ale jest malutki problem. - powiedział po dłuższej chwili.
- Jaki?

KIN
- Nigdzie do cholery nie idę !- wrzeszczała na cały dom.
- Kin, uspokój się! To tylko na kilka dni. - próbował uspokoić córkę, która chodziła w tą i z powrotem.
- Kilka dni?! Ja ich nie znam i nie chcę znać..!
Magnus widział, że na jej rękach pojawiały się czerwone iskry. 
- Proszę cię, córciu.
Zaskoczona dziewczyna odwróciła się. Nigdy nie usłyszała, by Magnus powiedział do niej „córciu”, do tego ten ton w głosie. Westchnęła bezradnie. Nerwowo miętoliła rąbek koszulki (w czasie rozmowy telefonicznej zdążyła się przebrać). Iskierki zdołały zniknąć zanim dotknęła ubrań.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - wychrypiała.
- Jakim? - zmrużył kocie oczy.
- Będę tam sobą i nie będę nikogo udawała. - kiwnął głową na znak zrozumienia. - Kiedy mam się wyprowadzić?
- Dziś. - usłyszał siarczyste przekleństwo od strony dziewczyny.

ALEC
Prosto od Itaki skierował się do swojego pokoju. Myślał, że wyjście z przyjaciółmi przyćmi mu trochę ponure myśli. Efekt sam się nasuwa. Nigdy nie pomyślał, że zerwania są takie trudne. Wiele razy widział siostrę, rzucającego jakiegoś faceta. Niecałe piętnaście minut i znów była radosna, jakby nigdy nic.  Położył się na łóżku i wpatrywał się w sufit, jakby było w nim coś niezwykłego. Bez pukania weszła jego siostra. Usiadł prosto i wywołał sztuczny uśmiech mówiący: „Wszystko jest ok.”
- Co jest?
- Zaraz przyjdzie nowy mieszkaniec. Chodź szybko, mama nas zwołuje do jadalni. - kiwnął głową i ruszył za siostrą, która pędziła na złamanie karku.
Jadalnia była najmniej używanym pomieszczeniem w całym Instytucie (nie licząc sypialni). Wszyscy siedzieli już przy stole, nawet Maks, który popijał shake czekoladowego od Izzy. Usiadł koło parabatai, który był zajęty rozmową ze swoją dziewczyną. Izzy przysiadła się  do Simona. Wszyscy byli czymś zajęci, oprócz niego. Nawet Maks. Westchnął.

KIN
Dziewczyna chodziła w tą i z powrotem. Magnus przygotowywał bramę. Kin pokreśliła, że tylko bramą wejdzie do Instytutu, aby zrobić „dobre wejście.”  Wszystkie bagaże zostały przez córkę Magnusa przeniesione, aby nie „brudzić” sobie rąk. Czarownika denerwowało jej chodzenie w kółko, lecz nic nie mówił. Nie chciał jej irytować, bo mógł stracić włosy lub coś gorszego.
- Gotowe - mruknął.
- Możemy już iść? Chcę mieć to za sobą - burknęła.
Weszli w wir bramy. Nie minęło nawet kilka sekund, a już byli. Od razu jak znalazła się w pełnej mieszkańców jadalni, skrzyżowała  ręce. Wszystkie spojrzenia padły na nią. Uniosła dumnie głowie. Rozejrzała się po mieszkańcach. Wzrok padł na Jace.
O! Jak miło, mamy blondynka w grupie.
Kin właśnie znalazła kozła ofiarnego. 
Więc tak: mamy rudą, która chodzi z blondynem, czarnowłosą z brunetem, niebieskookiego siedzącego z dala od grupy, małego chłopca w okularach i właścicielkę.  
Ten mały okularnik skądś się jej kojarzył…
A no tak! Tego miała uczyć, jeśli porąbane sny okazały się prawdziwe. Tyle ludzi  do ochronienia. Dam sobie radę? Razjelu, daj mi siłę. Mogłam Magnusowi powiedzieć o tych snach. Teraz jest za późno. Ale ze mnie idiotka.
- Witaj, nazywam się Maryse, jestem właścicielką instytutu - bingo, zgadłam!
- Maryse, to jest King…
- Kin Bane - przerwała ojcu.
Zauważyła, ze niebieskooki podniósł gwałtownie głowę i wlepił gały w Magnusa. Dziewczyna zastanawiała się, o co chodzi. Żałowała, że nie mogła spytać. Nie wypada, ale czasem ciekawość bierze w górę. Ojciec nawet nie spojrzał na niebieskookiego.
- Witaj Kin. - ton głosu Maryse zaskoczył ją, lecz nic na to nie powiedziała. Magnus wysłał jej przepraszające spojrzenie - To jest Simon, Izzy, Maks, Clary, Jace, Alec. - wskazała palcem po kolei każdego.
Czyli niebieskooki zwie się Alec? Jak ładnie. Będę mogła z kimś normalnie pogadać. Tleniona fretka odpada, szczurek też odpada. Te dwie dziewczyny przypominają mi puste lalki. Na Razjela, za jakie grzechy?
- Maryse, możemy iść do twojego gabinetu…? Muszę z tobą porozmawiać na o s o b n o ś c i - spojrzał na córkę, która wzruszyła tylko ramionami.
- Oczywiście - zostawili wszystkich.
Pomiędzy mieszkańcami nastała cisza. Kin podeszła do kominka i oparła się, z nudów oglądała swoje paznokcie. Maks zaciekawiony nową osobą, odłożył napój i podszedł do dziewczyny, mimo protestów siostry.
- Jestem Maks - podał jej rękę.
Uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Kucnęła obok młodziaka. O dziwo dotyk Maksa ją nie obrzydził.
- Jestem Kin. - odwzajemnił uśmiech.
- Jesteś córką wielkiego czarownika Brooklynu? - spytał zaciekawiony.
- Tak.
- Ale czarownicy nie mogą mieć dzieci…
- Maks! Wystarczy - Kin spojrzała złowrogo na Izzy.
- Każdy ma prawo zadawać pytania - warknęła.- Jestem jego pasierbicą.
- A… - powiedział zadowolony, że został obroniony.
Maks zadawał kilka nieznaczących pytań, na które Kin odpowiadała  krótko tak, aby wszyscy niewiele o niej się dowiedzieli. W czasie, gdy chłopiec zadawał pytania, dziewczyna szukała kilka ważnych informacji o Jace, chciała mu zrobić na złość. A gdy znalazła tego co szukała to chciała skakać z radości.
- Maks - przerwała mu. - Pokazać ci sztuczkę…?
- Tak!
- Oglądałeś Harry’ego Pottera? - kiwnął - To dobrze. A pamiętasz zaklęcie Expecto  Patronum? - znów kiwnął głową. - Gdy doliczę do trzech powiesz te dwa słowa i dmuchniesz w moją wewnętrzną stronę  dłoni, wtedy pojawi się coś fajnego, ok?
- Oki!
Dziewczyna rozłożyła dłoń w stronę stołu, gdzie siedział Jace.
- To zaczynamy! - wszyscy czujnie obserwowali ruchy Kin, nawet Alec.
- Expecto Patronum! - dmuchnął w dłoń dziewczyny.
Na samym początku nic się  nie pokazało. Chłopak zaczął tracić nadzieje, ale gwałtownie pojawiały się czerwone iskierki, zmieniające się w chmurę, która skierowała się pod stół, dokładnie pod nogi blondynka.
- Ale mi sztuczka - prychnęła Izzy.
- 3..2..1… - usłyszeli wszyscy kaczkę.
- Clary! Zabierzcie tę kaczkę! - Jace spanikował i zaczął krzyczeć na cała jadalnię. - Błagam, zabierzcie ją! - wrzeszczał.
Wszyscy (nawet Alec) wybuchnęli śmiechem. Niebieskooki spadł z krzesła ze śmiechu, próbował złapać oddech. Strzeliła palcami  i kaczka zniknęła. Gdy się chłopak ogarnął, spojrzał złowrogo na dziewczynę.
- Ty.. Już nie żyjesz! - rzucił się na nią.
Przestraszona dziewczyna złapała Maksa i resztkami mocy wtopiła się w otoczenie. Odciągnęła siebie i chłopca od lecącego Jace. W ostatniej chwili minęli się z mieczem chłopaka. Zaskoczony rozejrzał się. Alec cały czerwony powrócił na miejsce. Simon potajemnie chichotał, przez co dostał mocnego kuksańca od Izzy. Clary przegryzła nerwowo wargę, nie wiedziała co zrobić.
- Jace, zwariowałeś?! Mogłeś skrzywdzić Maksa! - ryknęła Izzy.
- Nie przesadzaj! Tylko tą idiotkę - warknął.
Niewidzialna Kin podeszła z chłopakiem do Jace.
- Jeszcze raz mnie nazwiesz idiotką, a poczujesz moc Bane'ów. Obiecuję na Anioła, że twoje włosy tego nie przeżyją.
- Jace, odłóż miecz - szepnęła Clary.
- Clary ma rację - stwierdził Simon.
- Odpuść - powiedział Alec.
- Dobra - burknął. - Ujawnij się.
- Przysięgnij na Anioła, że nic nie zrobisz Maksowi.
- Kurwa - szepnął. - Przysięgam.
- Powiedz to - warknęła.
- Przysięgam na Anioła, że nic Maksowi nie zrobię, co się stało kilka minut temu.
- A ty? - spytała Clary.
- Mnie może pokaleczyć, zbić , nawet zabić, ale nie ma prawa niczego zrobić Maksowi - wypowiedź zaskoczyła Aleca, który próbował po głosie zgadnąć gdzie jest dziewczyna.
- Ja tu jestem! - oburzył się Maks.
- Wiem.
- Możesz się już ujawnić? - warknął.
Dziewczyna zdjęła czar z okularnika, który poleciał do Izzy. Siostra Maksa rzuciła w jej stronę złowrogie spojrzenie. Wzięła głęboki oddech i ściągnęła z siebie czar. Jace od razu czubek miecza skierował na obojczyk dziewczyny. Wszyscy krzyknęli zaskoczeni. Spojrzała niewzruszona na miecz.
- Jace, uspokój się... - zaczęła Clary.
- Clary, niech to zrobi, widzę to po jego oczach.
- Co ty... - nie dokończył, bo Kin złapała końcówkę miecza i wbiła go sobie w obojczyk, strużka krwi poplamiła koszulkę. Wszyscy zamarli.
Clary z otwartą buzią. Izzy ścisnęła ramię Maksa. Simon zasłonił usta. Alec złapał krawędzie stołu. Jace patrzył na krew, która barwiła na różowo jej ubrania.
- Kin! - usłyszała kroki Magnusa i Maryse.
Wytrzeszczyła oczy. Wyciągnęła miecz z ciała (ran strasznie ją bolała). Odepchnęła Jace, który spadł na krzesło. Dobrała się do jego steli, narysowała runę leczącą i magią wyczyściła krew z ubrań oraz z miecza Jace. Usiadła koło Aleca. Magnus i Maryse weszli do pomieszczenia.
- Dlatego mam brązowe włosy a nie blond. O! Cześć Mags, skończyliście?
- Co się wydarzyło pod naszą nieobecność? - spytała podejrzliwie właścicielka Instytutu.
- Nic, dlaczego pytasz?
- Bo… Wszyscy jesteście tacy spięci - Kin wybuchnęła nerwowym śmiechem.
- Może dlatego, że przerwaliście mi świetną historię, która budowała napięcie?
- Kin, czy ty…
- Tak tato. Opowiedziałam im historię - wskazała palcem na resztę grupy, która uśmiechała się nieśmiało - Jak użyłeś feaire szamponu.
- Miałaś tego nie mówić! - wzniósł ręce do góry. - Obiecałaś!
- Obiecałeś, że… - spojrzała  na niego znacząco.
- Wiem - westchnął.
Klasnęła w dłonie i odeszła od stołu.
- To ja cie odprowadzę do drzwi, aby po drodze nie spadł ci brokat - podała mu ramię i wyszła, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę grupy.

MARYSE
- Na pewno nic się nie stało? - spytała grupy.
- Tak, na pewno, mamo-o-o-o-o - oświadczyła Izzy.
- Mam nadzieję - ruszyła do swojego gabinetu.

CLARY
Gdy Maryse wyszła z jadalni, pomiędzy nimi nastała cisza. Każdy bił się z myślami. Maks powrócił do swojego picia.  Alec przeczesał nerwowo włosy.
Powinien je ściąć - pomyślała.
Jace schował swój miecz, który zadziwiająco lśnił (dziewczyna pierwszy raz coś takiego widziała). Izzy z nudów obserwowała Simona bawiącego się jego włosami. Clary skierowała myśli na  nową dziewczynę. Była inna.
Owszem Clary, Jace też byli inni. Mieli więcej krwi anioła niż nocni łowcy, ale Kin… Miała twarz anioła, ale charakter diabła. Do tego ta moc czarownika. Kim ona była do cholery?! Ta sytuacja z kaczką... Mimowolnie się uśmiechnęła. Wrzeszczał jak opętany, a ta kaczka patrzyła się na niego jak na idiotę. Wybuchnęła śmiechem.

MAGNUS
Czarownik teraz zrozumiał swój błąd.
On kocha Aleca. 
Alec jego też.
Nie może bez niego żyć.
Będzie o niego walczyć.
Ale nie teraz.
Głupie porozumienia.
-------------------------------------------------------------------------
Beta:Alixe♥
Zapraszam do komentowania!

4 komentarze: