piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 1

ALEC
Chłopak snuł się po ulicach Nowego Yorku, nie miał do kogo wrócić. Owszem, miał dom, kochającą rodzinę, która po jego powrocie zasypie go tysiącami pytań. Zerknął na zegarek. Parę minut po północy. Czas wracać. Westchnął. Przeczesał swoje gęste, kruczoczarne włosy i ruszył do Instytutu. Mijając sklep z wielkimi lustrami, mógł zobaczyć swoją nędzną postać. Wory pod oczami, włosy sterczące na każdą stronę świata, zaróżowione policzki od płaczu, pogniecione ubrania, postura zmęczonego człowieka. Pokręcił głową. Czas coś ze sobą zrobić albo... mieć na to wywalone. Alec wybrał tę pierwszą opcję. Przyspieszył kroku, chciał się jak najszybciej znaleźć w Instytucie.
Zamknął za sobą bramę. Spojrzał w górę na Instytut, który na jego oczach zmieniał się z ruiny w piękny kościół.  Lśniąca powłoka ukazywała swoją tajemnicę. Mimowolnie pomyślał o Magnusie. O jego kocich oczach, włosach posypanych brokatem, idealnym wyrzeźbieniu ciała...
Zbeształ się.
Otworzył drzwi Instytutu.  Zastała go cisza, nie dziwił się. Wszyscy o tej porze spali. Ruszył do kuchni. Poczuł nieprzyjemny zapach z garnka. Pewnie Izzy gotowała. Zapalił światło i skierował  się do lodówki. Wyciągnął swój ulubiony czekoladowy jogurt i z trzaskiem zamknął drzwiczki. Wyżywał się na niewinnym sprzęcie. Po prostu świetnie.
Zgasił światło i po ciemku ruszył do pokoju. Nawet z zamkniętymi oczami mógł tam trafić, mieszkał tam w końcu dziewiętnaście lat. Jego pokój nie był super wypasiony jak u każdego nastolatka. Wszystko miał koloru białego, jedynie dwa łuki (jeden duży, jeden mały), wiszące na ścianie nad łóżkiem, odróżniały się od reszty.
Przechodząc obok pokoju Maksa, usłyszał cichy śpiew Izzy. Przystawił ucho do dziurki i wsłuchał się w piosenkę, którą siostra śpiewała młodszemu bratu w każdą noc, bo najmłodszy  Lightwood miał koszmary. Nikomu nie wyjawił czego one dotyczyły. 
„Nie bój się nocy - ona zamyka
drzewa lecące i ptasie tony
w niedostrzegalnych, mrocznych muzykach,
w przestrzeni kute - złote demony,
które fosforem sypiąc wśród blasku
wznoszą się białe, modre, różowe,
wznoszą się w lejach żółtego piasku,
w chmurach rzeźbione unoszą głowy.
Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą
krople kosmosu, tabuny zwierząt:
oczy w nią otwórz, wtedy pod dłonią
uczujesz ptaki i ciche konie,
zrozumiesz kształty, które nie znane
przez ciebie idąc tobą się staną.
Nie bój się nocy. To ja nią wiodę
ten strumień żywy przeobrażenia,
duchy świecące, zwierząt pochody,
które zaklinam kształtów imieniem.
Ułóż wezbrane oczy w kołysce,
ciało na skrzydłach jasnych demonów,
wtedy przepłyniesz we mnie jak listek
opadły w ciepły tygrysi pomruk” *
Uniosły się mu kąciki ust. Izzy miała piękny głos, Alec uwielbiał ją słuchać, gdy ona o tym nie wiedziała.  Usłyszał delikatne skrzypienie. Pobiegł do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Nie chciał spotkać swojej siostry. Nie teraz. Przebrał się w pidżamę i okrył się kołdrą. Sen z trudem przychodził. A gdy przyszedł… śniły mu się kocie oczy.

KIN
Uchyliła jedną powiekę, potem drugą. Po paru sekundach mózg zarejestrował, gdzie się znajduje. Przetarła pięściami oczy.  Ściągnęła z siebie kołdrę i poczłapała do łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała pierwsze lepsze rzeczy i rozczesała włosy. Uśmiechnęła się do lusterka. Dobrze być we własnym domu. Rozciągnęła się i ruszyła do kuchni, gdzie zastała tatę.
- Cześć! - uśmiechnęła się.
- Cześć. Kawy? - pokręciła głową. - Czekolady?
- Tak. - nalała do miski mleka i wysypała płatki. - Co dziś robimy?
Usiadła przy stole i zaczęła jeść śniadanie.
- Muszę pozałatwiać parę spraw - powiedział niechętnie Magnus.
- A dokładniej?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Świetnie! - burknęła. – Nie mieliśmy przez kilka miesięcy kontaktu, a ty teraz sobie idziesz!
- No dobra! - wzniósł ręce do góry, z jego włosów wysypał się nadmiar brokatu. - Pójdziesz ze mną pod jednym warunkiem? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Jakim? - zmrużyła oczy.
- Musisz… 
                                            * * *
- To jest na mnie za małe! - wrzasnęła ze swojego pokoju Kin, próbując naciągnąć czarną sukienkę.
- Nie jest mała, ona taka ma być! - odkrzyknął.
- A niech cie diabli, Bane! - warknęła.
Po wielu próbach naciągnięcia sukienki, zrezygnowała trzaskając szafą. Schowała broń i nałożyła wyraźny makijaż (z polecenia  Magnusa). Spojrzała w  lustro. Sukienka opinała jej ciało, buty na koturnie dodawały jej zbędnych centymetrów. Była bardzo wysoka. 
- Gotowa?!
- Jeszcze chwila - mruknęła.
Zrobiła pospiesznie wysoką kitkę i pobiegła do salonu, gdzie czekał na nią ojciec.
- Gdybyś nie była moją córką, to bym chętnie cie przeleciał - Magnus wybuchnął nerwowym śmiechem.
- Bardzo śmieszne - przewróciła oczami. - Ale musisz pamiętać, że jestem twoją córką.
Magnus prezentował się zjawiskowo. Żółte rurki, zwykły podkoszulek, błyszcząca marynarka, do tego włosy posypał jeszcze większą ilością brokatu.
- Więcej brokatu się nie dało? - spytała z ironią.
- Ilość brokatu pokazuje moją zajebistość.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Możemy iść? - kiwnął głową.
- Jasne jak mój brokat! - zabrała skórzaną kurtkę z wieszaka.
- A gdzie idziemy? - spytała, gdy Magnus zamknął drzwi i zabezpieczył dom.
- Pandemonium.

ALEC
Stał w nieznanym korytarzu, panował półmrok. Ściany lśniły pustkami. Po plecach przeszły mu nieprzyjemne dreszcze. Próbował zrobić jakikolwiek krok, lecz coś mu na to nie pozwalało.
- Chodź do mnie - usłyszał głos w głębi korytarza.
- Pomocy! - z jego ust nie wydobywały się żadne dźwięki.
- Alec, pomóż mi.
Rozejrzał się wokół.
- Alec, nie dam sobie rady bez ciebie. Ko…
Obudziło go dzwonienie budzika. Próbował wymacać, skąd dochodziły nieprzyjemne dźwięki, gdy odnalazł sprawcę, walnął w urządzenie, które rozbryzgało się na kilka części. Przetarł oczy i rozciągnął się.
Zapowiada się długi dzień… Ubrał ciuchy, które miał wczoraj. Palcami przeczesał niesforne włosy. Powinienem je obciąć- pomyślał.
Ruszył do kuchni, gdzie siedziała reszta mieszkańców. Znów poczuł zapach spalenizny.
- Alec! - krzyknął Jace. - Uciekaj!
- O co chodzi?! – spytał zaskoczony.
- Izzy gotuje…! Ratuj się póki życie ci miłe… - upadł na kolona, udając, że się dusi.
Pewnie parabatai chciał go rozmieszać, jednak mu się to nie udało. Jego humor dalej był okropny. Usiadł koło Clary, która zajadła płatki owsiane z Simonem.
- Co gotujesz? - spytał Alec.
- Rosół. Zjesz? - wzruszył ramionami.
- Jasne. - Jace zerwał się na równe nogi i podszedł do parabatai.
- Zawsze cie lubiłem - poklepał go po ramieniu i usiadł koło swojej dziewczyny.
- Dupek - mruknęła Izzy.
- Ja bym zjadł twoją zupę, ale zrobiłem sobie owsiankę. - powiedział Simon.
Siostra nalała mu zupy, która miała zielony kolor. Chłopak podziękował. Zupa była jadalna, ale wygląd brzydził.
Do kuchni wszedł zaspany Maks (był największym śpiochem na świecie).
- Co tak pachnie? - poprawił przekrzywione okulary.
- Izzy gotuje - powiedziała Clary.
- Jakoś straciłem apetyt - obrócił się na pięcie i wrócił do swojego pokoju, gdzie znajdowała się szafka z jedzeniem na wypadek, gdyby jego najstarsza siostra zaczęła gotować.
- Moja zupa nie jest taka zła.
- Masz rację. Jest okropna - stwierdził Jace.
- Nie jest taka zła - Alec odłożył miskę do zlewu.
- Chyba ci mózg wyprało - powiedział zaskoczony Jace. - Izzy, czym go otrułaś?
- Ja?! Niczym, pleciesz głupoty Herondale! - niebieskooki przewrócił oczami i wyszedł z kuchni.

KIN
Skierowali się do znanego dziewczynie klubu. Rankiem ulice świeciły pustkami, ale i tak była czujna. Demony mogły się czaić wszędzie. Trzymała w dłoni długi miecz. Mogła go bez problemu trzymać, zwykli ludzie jej nie widzieli, miała na sobie run niewidzialności.
- Po co tam idziemy? - spytała po raz setny.
- Dowiesz się wkrótce.
- Ale ty tajemniczy - mruknęła. - To chociaż powiedz, co mam robić.
- Masz mnie chronić.
- Przed czym?
- Napalone demonice - mimowolnie wybuchnęła śmiechem. - To nie jest zabawne!
- Oczywiście - przewróciła oczami.
Stanęli przed tylnymi drzwiami klubu. Dziewczyna mocniej ścisnęła miecz.  Magnus strzelił palcami. Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Zawsze trzeba wejść z hukiem - doradził swojej córce.
Pandemiom wyglądał przerażająco. Jedyną obecną duszą był barman, który czyścił szklanki.  Kin miała okazje zobaczyć na żywo klub. Wiele razy chciała wejść tam, lecz nigdy się jej to nie udawało.  Gdy była bliska wejścia, zawsze pojawiał się Magnus, gdy próbowała się wymknąć, on zawsze ją odnajdywał. 
- A teraz podejdziesz do tego barmana i użyjesz swojego uroku kobiecego. Możesz użyć paru zaklęć - uśmiechnęła się.
Uwielbiała magię, chociaż kilkokrotne używanie jej w ciągu dnia, znacznie ją męczyło, ale od czego są runy? Ojciec zniknął w mroku. Teraz się skapnęła, że byli ukryci w „bańce mydlanej” . Kręcąc kusząco biodrami podeszła do barmana. Zerknął na nią. Usiadła na blacie, ukazując długie nogi.
- Wybacz, dziewczynko, ale bar jest zamknięty, przyjdź  o osiemnastej - uśmiechnęła się kusząco.
- Ale ja tu po to nie przyszłam - położyła się na blacie.
- A po co? - podszedł do niej bliżej, nerwowo oblizał usta.
- Na małe co nie co - zachichotała.
Wstała z blatu i podeszła do przystojnego barmana. Objęła jego szyję. Położył dłonie na tali, delikatnie je zaciskając.
- Szybkim numerek czy może…
- Dupek - odepchnęła go i skierowała swoją dłoń w jego kierunku.
Czerwone iskry pojawiły się po wewnętrznej stronie. Zaświeciły mu się na moment oczy. Uśmiechnęła się. Zaklęcie podziałało.
- A teraz dasz mi paczkę - kiwnął tępo głową.
Podszedł do baru i wyciągnął paczuszkę. Uklęknął i zaczął składać hołd swojej pani.
- Brawo! - klepnęła go policzku - A teraz wrócisz do czyszczenia szklanek i zapomnisz, że była tutaj seksowna dziewczyna.
- Jestem pod wrażeniem - z mroku wyłonił się Magnus.
- Masz - rzuciła mu paczkę. - Na ile oceniasz?
- Na dużo, ale z tym hołdem mogłaś sobie odpuścić.
- Czemu? - spytała głupkowato.
- No dobra. To jeszcze nie koniec.
- Dokąd teraz?
- Itaka - strzelił palcami.

ALEC
Zawiązał sznurki od rękawic i ruszył do worka, który wisiał po lewej stronie sali. Alec sam go powiesił, bo musiał od czasu do czasu dać upust swoim emocjom. Nie tylko on go używał. Czasem Jace, Simon a nawet Maks. Pierwsze uderzenie. Drugie uderzenie. Worek leciał coraz wyżej, z prędkością wracał do Aleca.  Maltretował worek, który po paru minutach zerwał się z haczyka, upadając z trzaskiem na podłogę. Na nieszczęście Aleca, jego noga właśnie tam się znajdowała.
- Kurwa - mruknął.
Wyciągnął nogę spod ciężaru worka i przetarł mokre czoło od potu. Teraz się skapnął, jaki był zmęczony. Dyszał jakby przebiegł jakiś maraton.
- Alec idziesz z nami do Itaki? - w drzwiach pojawił się Jace, wyglądał jak zwykle olśniewająco.
- Jasne - powiedział niechętnie. - Dajcie mi dziesięć minut.
- Dziesięć minut więcej na pindrzenie nie dostaniesz.
Kiwnął, że rozumienie. Ruszył do pokoju. Wziął szybki, zimny prysznic i ubrał czarne ubrania jak jego dusza. Przeczesał grzebieniem włosy, które opadały mu na oczy.
- Czas obciąć włosy - powiedział na głos.
Włożył do kieszeni portfel i telefon. Wzrokiem odnalazł skórzaną kurtkę (prezent od Izzy), złapał ją i ruszył do przyjaciół.
- Wyglądasz świetnie - powiedziała Clary.
- A ja? - spytał smutno Jace.
- Bywało lepiej - stwierdziła Izzy.
- Dziękuję - mruknął.
- Idziecie do Itaki? - do korytarza wbiegł Maks.
- Nie możesz iść z nami - orzekł Simon.
- Wiem - machnął ręką. - Kupicie mi shake czekoladowego? 
- Nawet dwa! - rzekła radośnie Izzy.
- Dzięki! - krzyknął i pobiegł, skąd wrócił.
- Idziemy? - spytał zniecierpliwiony chłopak.
- Spokojnie kopciuszku, jeszcze północ nie nadeszła - Jace dorzucił swoje trzy grosze.
MAGNUS
Poprawił swoją marynarkę.  Był cały podenerwowany. Nie odnalazł przyczyny jego wzburzenia. Wiele razy wykonywał jakieś zadanie dla Clave, a zwłaszcza dla Maryse.  Może dlatego, że jest z nim jego pasierbica? Wzruszył ramionami. Kin zauważyła ten gest.
- Co jest? - spytała podejrzliwie.
- Zamyśliłem się. Masz jeszcze siłę na parę zaklęć? - spytał.
- Jasne.
- Zmień swój wygląd - rozkazał jej.
Kin przed wejściem zamknęła oczy. Jej skóra zaczęła bladnąć, tak samo jak włosy. Po chwili Magnus ujrzał drobną blondynkę z dużymi niebieskimi oczami. Strasznie teraz przypominała mu Aleca. Zagryzł nerwowo wargę.
- Wiedziałem, że w tą postać się zmienisz.
- Wiesz dobrze, że mam słabość do niebieskich oczu - zachichotała.
- No dobra - machnął ręką.
- To co mam robić? - weszli do Itaki.
Magnus zamarł. Od razu rzuciły mu się TE niebieskie oczy. Zmienił szybko swoją postać, na szczęście chłopak go nie widział.
- Poflirtuj z tym blondynem - wskazał wilkołaka gadającego z barmanem - Ja muszę z właścicielem pogadać. - kiwnęła głową.
Magnus idąc cały czas obserwował kątem oka, Alec siedział zasmucony. Jego przyjaciele wesoło rozmawiali, a on? Patrzył na nich, jakby miał zaraz powiedzieć, ze ma raka.  Zmarszczył brwi, gdy ujrzał dwa czekoladowe shake. No tak! Przecież Maks jest maniakiem czekolady.
Jego córka podeszła do wilkołaka i złapała go za rękę, ciągnąc w ustronne miejsce.
Moja krew - pomyślał.
- Cześć Dejvid. - właściciel usłyszał  znajomy głos i pochylił głowę.
Dejvid widział rudowłosego chłopaka z dużą ilością piegów, ale poznał po głosie, że to wielki czarownik Brooklynu.
- Magnus, co tym razem? - spytał szeptem.
- Krew wilkołaków - mruknął.
Kiwnął głową i zniknął w magazynie. Magnus zerknął na Aleca, który wzrokiem kogoś szukał.
Może go usłyszał? Jednak nikogo nie odnalazł i powrócił do swojej kawy. Zerknął na swoją córkę, która flirtowała z wilkołakiem. Miał ochotę dać mu w mordę, bo patrzył się jej prosto w biust. Dziewczyna szybko ogarnęła sytuacje i zakręciła wilkołakiem, który padł. Klienci będą widzieli chłopaka, który strasznie się upił i upadł.
- Masz - wepchnął mu barman torbę. - Nie przychodź tak często. Oni się tu często kręcą - mruknął.
- Dobra. Dzięki.
Kin podeszła do niego tanecznym krokiem. Wiele napalonych chłopców nie mogło od niej oderwać wzroku.
- Idziemy - kiwnęła głową i wyszli z knajpki.
Od razu skierowali się do domu. Kiedy zbliżali się do drzwi wejściowych, zadzwonił telefon Magnusa. Oddał torbę dziewczynie i odebrał.
- Słucham.
- Magnus, tu Maryse. Musimy natychmiast porozmawiać
-------------------------------------------------------------------------
*Kołysanka Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Jak wam się podoba? <3
Piszcie komentarze one dają wenę :D 
Beta:Alixe♥ 

6 komentarzy: