środa, 24 lutego 2016

3# Miniaturka "Kin Herondale"

KIN
Obudziła się wcześnie rano, gdy niebieskooki przygniatał ją całym swoim ciałem. Brakowało jej tchu. Warknęła. Została złapana w żelazny uścisk. Każda kończyna była nieuruchomiona. Leżeli na krańcu łóżka, wystarczyło się lekko pochylić, aby upaść. Cerber, który spał razem z właścicielką, przeniósł się na podłogę. Dziewczyna podejrzewała, że został wypchnięty, ale mogła się tylko domyślać. Do tego było jej strasznie gorąco.
Obróciła lekko głowę. Twarz Aleca była niebezpiecznie blisko jej. Oddech niebieskookiego poruszał jej rozczochranymi włosami, które wpadały do buzi i do oczu. Westchnęła. Miała dwie opcje. Walnąć chłopaka i tłumaczyć, czemu budzi go tak wcześnie rano albo w jakikolwiek sposób rozplątać się z pułapki. Wybrała drugą opcje.
Chociaż pierwsza ją strasznie korciła. Zabrała jego rękę ze swojej talii, przeklinając w duchu na niebieskookiego. Odczepiła nogi od jego. Delikatnie zeszła z łóżka i na palcach podeszła do szafy, skąd zabrała ciuchy na przebranie. Cerber otworzył oczy i spojrzał na panią. Położyła palec na usta i weszła do łazienki.
Łazienka nie była za bardzo remontowana. Jedynie zostały dodane półki. Ściągnęła ubrania i wskoczyła pod prysznic. Najszybciej jak tylko mogła, wyszorowała ciało, włosy i wyskoczyła z prysznica. Musiała się śpieszyć do pracy. Nie była zadowolona z wczesnego wstania, ale Konsul zażądał, aby przychodziła na swoje stanowisko. Jak to powiedział? „Ma cie nikt nie widzieć, zrozumiano?” Nie wiedziała jaki jest sens i tak wszyscy wiedzieli, że jest prawą ręką Inkwizytora.
Wytarła do sucha ciało i ubrała białe ubrania. Rozczesała mokre włosy, które związała w wysoką kitkę, opłukała twarz zimną wodą i wyszła z pomieszczenia. Zerknęła na łóżko, Alec dalej spał na swojej pozycji, jedynie pościel zwinął w rulonik. Mimowolnie na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
Pies stanął na baczność, posłusznie ruszył za panią, która skierowała się do kuchni, gdzie nasypała karmy i nalała wody do miski. Zrobiła na szybko płatki z mlekiem i usiadła na krześle. Niechętnie przeżuwała pokarm. Całe ciało paliło ją z niewiadomych przyczyn. Rozciągnęła się. Kości strzeliły, od razu poczuła ulgę. Dokończyła śniadanie, wrzuciła naczynia do zlewu i wyszła z domu, który należy do Lightwood'ów.

ALEC
Został obudzony przez parabatai, który nawet nie próbował być cicho. Przetarł twarz.  Czuł zimno i pustkę. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu. Jace parsknął śmiechem. Dziewczyna musiała wcześnie wymknąć się od niego. Zamrugał kilkakrotnie.
- Jak widzę, księżniczka uciekła od swojego księcia? - spytał rozbawiony Jace.
- Idź do diabła - mruknął niezadowolony.
- Spokojnie żabciu, chciałem tylko pogadać.
- Żabciu? Serio? - odkopał się z pościeli.
- Przejdę do rzeczy, widziałem wczoraj dziennik, który był podobny do tego, co miał mój ojciec na zdjęciach. Gdzie go schowała?- spytał poważnie.
- Po co ci on? - spytał podejrzliwie.
- Może z zapisków ojca dowiem się, czy jest moją siostrą! Nie rozumiesz?
- Rozumiem! Rozumiem - niechętnie wstał i podszedł do szafy, skąd wydobył dziennik.
Parabatai od razu znalazł się koło niego. Alec otworzył dziennik i parsknął. Strony były puste. Czyżby czarownica zaczęła prowadzić pamiętnik? To do niej nie pasowało. Ale o takich rzeczach się nie dyskutuje.
- Tu nic nie ma - mruknął i zamknął z trzaskiem.
Jace bez słowa odebrał dziennik i otworzył na pierwszej lepszej stronie. Zaczął wodzić palcem po stronie. Z drżącym głosem zaczął czytać na głos.
Grudzień 1990
Krąg wzrasta w siłę.
Brudni Przyziemni padają u moich nóg.
Wszędzie plamy brudnej krwi.
Czekam.
Moja żona Celina Herondale spodziewa się bliźniaków.
Jeszcze ich nie widziałem, a już je darzę miłością.
Chłopca i dziewczynkę
Jonathan Christopher Herondale
Kunegunda Imogen Herondale.
Serce bije mi w strachu.
Bitwa zbiera swoje żniwa.
Tylko jedna strona jest zwycięska.
Chwała Valentine'owi!

- Jace, ja… -  Alec nie wiedział, co powiedzieć.
Z jednej strony odczuwał jego szczęście, bo ma rodzinę, a z drugiej smutek i złość. Jego ojciec był mordercą.
- Muszę się przejść - zamknął z trzaskiem dziennik i wybiegł z pomieszczenia.
Niebieskooki zamarł.  Nie wiedział, co ma robić. Biec za parabatai, który może zrobić coś głupiego czy powiadomić przyjaciół? Tylko jedna osoba mogła mu przemówić do rozsądku: Clary.
Biegał po całym domu w poszukiwaniu rudowłosej, znalazł ją dopiero w pokoju Maksa, gdzie omawiali projekt. Na widok miny chłopaka, od razu wstała,  okularnik poszedł w jej ślady. Bez żadnych powitań wytłumaczył całą sytuacje, jej oczy zrobiły się jak dwa spodki.
- Cholera jasna! - wrzasnęła, gdy niebieskooki zakończył opowieść.
- To co robimy? - spytał Maks.
- Musimy odnaleźć siostrę Jace'a, potem jego samego.

JACE
Biegł przed siebie, omijał ludzi, dla których był zamazaną plamą. Chciał być jak najdalej stąd.  Kamienne uliczki zostawił w tyle, teraz biegł przez pola Alicante. Po jakimś czasie zaczął odczuwać zmęczenie. Padł na trawę twarzą do słońca. W innym panowała istna burza emocji i słowa, które zostaną na zawsze.
Kunegunda Imogen Herondale.
Jego marzenie zostało spełnione, po tylu latach wreszcie odnalazł swoją rodzoną siostrę. Powinien się cieszyć, ale nie mógł, bo jego biologiczny ojciec jest mordercą.
Brudni Przyziemni padają u moich nóg.
Wszędzie plamy brudnej krwi.
 Miał cholerne szczęście do ojców. Jak nie Valentine, który chciał zawładnąć nad całym światem. Jak nie biologiczny ojciec, który  zabił wiele niewinnych Przyziemnych. A Konsul? Nigdy go nie lubił, niby go chwalił, podziwiał, ale gdy nikt nie patrzył szeptał gardzące słowa. Słyszał je wręcz za dobrze.
Jak teraz miał się zachowywać?
Z Clary było całkiem inaczej, był w niej zakochany na zabój. Przez gardło nie mogłoby mu przejść „Clary jest moją siostrą”.
Kunegunda była… Tak jak on. Wredna, sarkastyczna, niemiła…. Jak zniesie prawdę?
- Wolę już iść do piekła - mruknął.

KIN
Opadła na sofę ze zmęczenia.  Rzuciła maskę, którą musiała nosić w czasie „rozmowy”.
Miała dosyć tych głupich rozpraw, Konsul nie może zrozumieć, że się męczy. Złapała się za głowę. Świat wirował i wirował. Zamknęła powieki. Usłyszała w sobie wrzaski Przyziemnych, których przesłuchiwała. Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Z trudem doszła do swoje gabinetu.  Jej pokój usłany kanapami, obrazami i zdjęciami Alicante. Nigdy się nie pytała, czemu nie może mieć książek lub czegoś innego.
Gabinet służył do odpoczynku na krótką metę. Usłyszała pukanie do drzwi, powiedziała słabe „proszę”. Była zdziwiona widokiem Clary, Maksa, Izzy, Simona i Aleca.
- Nie powinno was tu być - powiedziała na przywitanie wystraszona, gdyby Konsul dowiedział, że oni są tutaj…
- Musimy…
- Stąd wyjść - Konsul pojawił się za plecami rudowłosej, bezkarnie odepchnął i zmusił złotowłosą do wstania.
Syknęła z bólu. Ściskał jej ramię, mogła się założyć, że jutro będzie miała siniaki. Alec już zrywał się, aby pomóc dziewczynie, ale ona jedynie pokręciła niewidocznie głową.
- Co się stało, Konsulu? - starała się na obojętny głos.
- Co oni tu robią? - potrząsnął dziewczyną.
- Odwiedzają… koleżankę - od razu pożałowała swoich słów.
- Ile razy ci mówiłem, że masz z nikim się nie przyjaźnić?! No ile?! - wrzasnął cały czerwony.
- Kilka..Konsulu… - jęknęła wystraszona.
- To nauczy cię porządku! - Nie od razu zrozumiała, o co chodzi Robertowi, gdy poczuła jego pięść na twarz, wtedy wszystko stało się jasne. 
Z braku równowagi upadła na podłogę, uderzając się o głowę, dalej za bardzo nie pamiętała, co się działo.  Zapamiętała kilka rzeczy: wchodzącego Inkwizytora, która usuwa ze stanowiska Roberta Lightwood'a. Maksa, Izzy, Simona trzymającego wściekłego Aleca i Clary, która rysowała Iratze.  Zacisnęła powieki.
Gdy rozjaśniło się jej w głowie, poczuła silne ręce oplatające jej ciało. Zatrzepotała powiekami. Zobaczyła zdenerwowane niebieskie oczy.
- Czemu przyszliście? Możesz mnie już puścić - szepnęła.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.
Powtórzyła pytanie. Clary w skrócie opowiedziała, o co chodzi (nie pominęła najważniejszych wątków, czyli: Kin jest siostrą Jace'a). Gdy skończyła, wyskoczyła z objęć.
- Chodźcie za mną.  Mam plan.
Zaprowadziła ich do stajni, gdzie znajdowały się konie Clave. W środku znajdowały się dwa, którymi opiekowała się Anna.
- Cześć Anna! - zaczęła wesoła Kin.
- Witaj. Dawno cię nie widziałam. Co u ciebie słychać?
- Po staremu. Posłuchaj, Anna, użyczysz mi Strzałę i Błyskawicę?
- A po ci moje księżniczki?
- Sprawa osobista - wzruszyła bezradnie.
- Nie ma sprawy, zaraz ci je przygotuję.
- Dzięki - odwróciła się do grupki. - Kto z was umie jeździć? - zgłosiła się Isabelle. - Izzy pojedziesz z Maksem w stronę jeziora Lyn, przeszukacie lasy i pola. Clary, Alec, Simon wy miasto. Niestety ja zabiorę  Błyskawicę.
- A umiesz jeździć? - spytał Alec.
- Tak. Wiecie co robić?
- A gdzie się spotykamy, gdy zrobi się późno?
- Zapowiada się długa podróż - mruknął Maks.
- Mam nadzieje, że go znajdziemy - powiedziała przestraszona Clary. - Zwłaszcza, że zbiera się na burzę i zaczyna kropić - wskazała głową na okno, które było mokre od deszczu.
- W domu Lightwood'ów.
- Jak go tylko spotkam, to go zabiję - mruknęła Izzy.
- Gotowe - Anna machnęła ręką.
- Wiesz gdzie jechać? - spytał Alec.
- Sprawdzę pewne miejsce, jeśli tam go nie będzie, to już nie wiem - powiedziała szczerze Kin.
Po drodze złotowłosa narysowała kilka run, które się jej przydadzą. Simon, Clary pożegnali się, idąc w różnym kierunku. Maks pomógł siostrze usiąść na konia i sam usiadł.
- W imię Razjela! - Maks zacmokał, Strzała ruszyła galopem.
- Czemu nie idziesz? To twój parabatai - powiedziała zaskoczona Kin.
- Obiecasz mi jedną rzecz? - zmrużyła oczy.
- Jaką?
- Nie ważne co, wrócisz do mnie.
- Aleksander, ja nie… - zamknął jej usta pocałunkiem, który trwał jak dotknięcie skrzydła motyla. Szybko i delikatnie.
Kiwnął głową na pożegnanie i zniknął za zakrętem. Zamrugała kilkakrotnie. Nie wiedziała, czy mózg przypadkiem jej nie oszukuje.
Dziewczyno ogarnij się.
Wsiadła na konia, odgarnęła mokre włosy i spojrzała  w niebo. Na Alicante zaczynały gościć czarne chmury. Uderzyła w boki konia i ruszyła.
Jace, Jace, gdzie jesteś? Ty tępy braciszku?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Beta: Alixe♥
Zapraszam do zostawienia komentarza, one dokarmiają wenę. 
Do miłego!:)

6 komentarzy:

  1. Super 😊
    Weny i czekam na rozdział
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow super nagłówek..
    Czekam na kolejny rodział

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooo...
    Ostatnie zdanie najlepsze... <3
    Określenie "tępy" jest idealne <3
    W sumie to cała końcówka była mega <3
    No i w sumie (a polonistka mówiła: "Nie używaj powtórzeń!" Ale kto by jej słuchał?" cały rozdział super <3
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie powtarzam w celu nadania jakiegoś klimatu itd;)

      Usuń
  4. Powaliła mnie końcówka. Biedny Jace ma pecha co do ojców. Rozdział super. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń