KIN
Wszystko ją
bolało.
Zacznijmy od
głowy, która ważyła z tonę. Każdy ruch sprawiał ból.
Oczy
załzawione, zachodzące mgłą, próbowała odczytać, gdzie jest.
Sztywne
kończyny, nie mogła małym palcem poruszyć, a co dopiero ręką.
Zamknęła
oczy.
Włączyła
magię.
Albo
próbowała.
Była pusta
jak słoik po konserwach.
Przejechała
opuszkami palców po czymś miękkim, mogła zgadywać, że to pościel. Zamrugała kilkakrotnie. Gdy mogła skojarzyć
co i jak, delikatnie obróciła głowę w prawo. Przed nią stała tradycyjna toaletka
w złoto- srebrnym kolorze. Dziewczyna bardzo dobrze widziała swoją
nędzną postać. Powolnym krokiem spojrzała na swój strój. Została przebrana i
wykąpana. Jej piżama była długą niebieską koszulą. Mimowolnie przewróciła
oczami. Podniosła się na łokcie.
Zawiesiła wzrok na ozdobione brązowej szafie. Czy jej porywacz jest takim tradycjonalistą? Po lewej stronie stała sofa z pufami
oraz mały stolik do kawy. Wszystko zachowane w średniowiecznym nastroju.
- Na Razjela,
trzymajcie mnie - westchnęła.
Odrzuciła
kołdrę. Nogi pokaleczone, zakrwawione były tylko wspomnieniem. Po plecach przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz, gdy
gołą stopą dotknęła zimnej podłogi. Musiała podeprzeć się łóżka, aby nie upaść z
trzaskiem na posadzkę. Krew zaczęła
dopływać do sztywnych kończyn. Poczuła znajome ciepło. Wolnym krokiem (starając
się nie rozglądać, bo głowa dalej ją bolała) podeszła do szafy i ją
otworzyła. Nawet nie zdziwiło ją, gdy w szafie zobaczyła średniowieczne
sukienki. Pokój wyglądał jakby zatrzymał
się w tamtych czasach. Nie miała innego
wyboru, ubrała pierwszą lepszą sukienkę i stanęła przed lustrem.
- Robi się
coraz dziwniej - mruknęła.
Wyglądała
jak Rowena Ravenclaw, tylko w lepszej wersji. Suknia uszyta z niebieskiej
tkaniny była bardzo elastyczna. Podkreślała jej figurę, ubrała pantofle i
wyszła na korytarz. Odgłos pantofli odbijał się echem.
Na pierwszy rzut rzucały się obrazy,
która rozmieszczone były z dokładnością. Przedstawiały różne krainy, ale
najczęściej rodzinne miasto Nocnych Łowców. Zakuło ją serce. Zawsze chciała odwiedzić Idris, wiele o nim czytała. Nazywali główne miasto „Szklane” przez wieże, które ich chroniło, ale głupie Clave mogło ją złapać i
wykorzystać.
Skup się.
Musiała się
dowiedzieć, gdzie jest, dlaczego tu jest i gdzie jest kuchnia, była głodna. Jak
na znak brzuch się odezwał. Na drugie pytanie mogła już odpowiedzieć, bo miała
wyjść za mąż.
Chyba jego niedoczekanie.
Skręciła w
ślepy zaułek, znajdowała się tam
para drzwi, które były zamknięte. Powróciła do punktu wyjścia. Pewnym siebie krokiem zeszła po schodach,
które prowadziły do salonu połączonego z kuchnią. Salon był ogromny, przypominał
salon z Instytutu. Wiele kanap i duży telewizor, lecz tutaj urządzono wszystko w
średniowiecznym stylu.
Znów smutek
zakuł ją w serce, miała nadzieje, że ktoś będzie może wiedział, że została
porwana. Za bardzo nikt jej nie lubił, to słabe określenie. Bardziej
nienawidził. Jedynie niebieskooki darzył
dziewczynę pozytywnym uczuciem. Weszła do kuchni w której nikogo nie było. Zrobiła prędkie śniadanie i usiadła na blacie,
nie zważając na sukienkę, która robiła się mokra od rozlanego mleka. Nagle znikąd pojawił się on.
Wrzasnęła
zaskoczona, instynkt zmusił Kin do ucieczki, lecz chłopak złapał ją i posadził z powrotem na blacie, odsuwając się
na bezpieczną odległość. Spojrzała na
niego zaskoczona Blondyn był od niej
wyższy o głowę, posiadał przerażające czarne oczy, które patrzyły na nią z
zaciekawieniem. Był przystojny, gdyby
nie jego demoniczne oczy. Przełknęła strach.
- Czemu mnie
tu trzymasz? Przecież ja nic ci nie zrobiłam… - zaczęła.
- Jeszcze nic
nie zrobiłaś - uśmiechnął się.
Po plecach
przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz. Jego zdanie miało podtekst, nie wiedziała,
czego ma się spodziewać, zwłaszcza że była bezbronna. Magia tutaj nie działa.
- Nie
rozumiem - skrzyżowała ręce, próbując pokazać, że się nie boi, ale aura
tajemniczego chłopaka ją przerażała.
Błagała
Razjela, aby to był tylko koszmar, z którego się zaraz obudzi i będzie w
swoim łóżku. A Magnus przyniesie jej gorącą czekoladę, w której znajdzie trochę
brokatu. Rzuci sarkastyczną uwagę na jego temat i zaczną się śmiać.
Blondyn
spokojnym krokiem podszedł do niej i położył dłonie po dwóch stronach talii „przypadkowo” muskając ją. W miejscu
dotknięcia zaczęła palić ją skóra. Oddech łaskotał
ją w policzki. Był coraz bliżej, miała ochotę zwymiotować. Za blisko.
- Nauczę cię
mnie kochać - powiedział stanowczo.
- Tego nie da
się nauczyć - warknęła.
- Ja kocham
na własny sposób - pochylił się ku niej.
Musiała
przełknąć gorzki posmak śniadania, cała odrętwiała patrzyła, jak jego ciała
zbliża się do niej. Patrzyła na niego
przestraszona.
Ja zaraz na niego zwymiotuje, a on
mnie zabije, to będzie piękna śmierć.
Niech on już to zrobi.
Proszę.
Jego usta
zmieniły kierunek i natrafiły na ucho, szepnął:
- Nauczę cię -
zniknął w czarnej chmurze.
Po jej polikach poleciały gorące łzy.
Zaułek.
Zły dotyk.
Bezradność.
Słabość.
Ból.
Objęła się
ramionami, pozwalając sobie na płacz, pobiegła do „ swojego” pokoju, zakopując się
w pościeli. Była to jej słaba bariera przed okrutnym światem.
- Tato,
pomóż… - wyszlochała.
MAKS
Strasznie mu
się nudziło, przeczytał wszystkie komiksy jakie posiadał w pokoju
kilkakrotnie. Miał dość słodyczy na
dziś. Leżał i wpatrywał się w sufit. Jak
na ośmiolatka umiał rozplanować sobie dzień, ale były takie momenty, że się
nudził i to jak bardzo. Poprawił spadające okulary. Przewrócił się na brzuch i
wtulił się w poduszkę. Nie zaznał dużo spokoju, bo jego siostra Isabelle
wparowała do pokoju.
- Wychodzimy! -
oznajmiła.
- Gdzie? -
zadał podstawowe pytanie.
- Nie możesz
z nami iść…
Jakby nie wiedział.
Mówiła to
zawsze, gdy GDZIEKOLWIEK wychodzili. Nawet już nie pytał, czy może tylko „Gdzie?” i „Kupisz mi shake'a czekoladowego?”
- …Pewna
misja nas czeka, ale luz, zdążę ci kupić shake'a czekoladowego - uśmiechnął się. - To
pa. Nigdzie nie wychodź - machnął ręką.
Zamknęła za
sobą drzwi. Podbiegł do okna, z niecierpliwością wyczekiwał aż Alec, Simon,
Clary, Jace i Isabelle wyjdą za drzwi. Gdy zobaczył rudowłosą wychodząca
pierwszą, dostał znak, że droga wolna.
Pobiegł do siostry pokoju…
ALEC
- Nie wiem
czy to jest dobry pomysł - mruknął
niebieskooki.
- Przecież
nie łamiemy Przymierza, chcemy tylko wydobyć kilka informacji.
- Nie
zgłosiliśmy misji Clave, znowu będzie na nas wściekłe…
- …A potem będzie
dziękować za uratowanie świata - dokończyła Clary, która sprawdzała co chwila
telefon.
Przyjaciel
od razu to zauważył. Jace, który wpatrywał się przestrzeń też to zauważył, lecz
Simon go uprzedził.
- Czemu…? -
zaczął.
- Mama
ostatnio źle się poczuła, coś się stało, ale nie wiadomo co. Podobno coś z
ciążą - wzięła głęboki oddech. - Luke miał do mnie zadzwonić od razu, jak coś
będzie wiedział - przegryzła wargę i przybliżyła się do Jace'a, który wzmocnił
uścisk. - Komórka dalej milczy jak zaklęta - pomiędzy nimi zapadła cisza.
- Dalej nie
mogę zrozumieć, czemu Przyziemni mają taki słaby gust - mruknęła Izzy, która
wpatrywała się w ubrania przechodzących.
- Kochanie,
nikt nie jest tobą - powiedział słodko Simon, Izzy mruknęła zadowolona.
Alecowi
zrobiło się niedobrze, jedynie wzniósł oczy ku górze. Na niebie nie wisiała
żadna chmurka, było piękne lato. Szedł trochę z tyłu, parabatai co chwila na
niego zerkał, jakby bał się, że zaraz ucieknie, gdzie pieprz rośnie.
- Pamiętacie,
co macie robić? - spytał Jace, wszyscy kiwnęli - Izzy.
- Mam
wyciągnąć Meliorna z pułapki, używając swojego kobiecego wdzięku.
- Simon.
- Pilnuje
wejścia z Aleciem.
- Alec.
- Trzymam w
pogotowiu magiczne strzały.
- Clary.
- Stoję koło
ciebie i mam nigdzie się nie ruszać. Stać i ładnie wyglądać, jedynie mieć przy sobie stelę rzucając, że zrobię mu
krzywdę stelą - wyrecytowała znaną jej formułkę, którą Jace „uczył” ją przez
kilka dni.
- Teraz ja -
powiedział dumnie. - Wycisnąć jak najwięcej od wygnańca. Pierwszy punkt i
najważniejszy: Sebastian.
MAKS
Siedział w
pokoju siostry, a dokładnie w jej szafie. Uwielbiał dla zabawy przebierać się w kobiece
ubrania. Właśnie przymierzał obcisłą czerwoną sukienkę, do tego wybrał czarne
szpilki. Przyjrzał się w lustrze i
obrócił wokół własnej osi. Sięgnął po szminkę w kolorze sukienki, powąchał ją.
Mocny aromat drażnił chłopca, kichnął.
Pomadka upadła. Kucnął, aby ją podnieść, gdy pokoju wparowała Maryse. Maks
zamarł. Całkowicie zapomniał o mamie, która do późna pracuje w swoim
gabinecie. Na jego policzkach pojawiły
się wypieki. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zamknęła za sobą drzwi. Zgłupiał. Obrócił się w stronę lustra.
Powinna pojawić się postać chłopca, w stroju bojowym, za dużych okularach i
rozczochranych włosach, a lustro
ukazywało tylko pokój. Obejrzał swoje ciało. Widział każdy zakamarek.
Nieposkromiona magia robi nam
brzydkie psikusy.
W jego
głowie zabrzmiała czarownica, mimowolnie kiwnął głową, jakby siedziała tuż przed
nią i tłumaczyła mu wszystko. Wybiegł z
pokoju siostry do swojego, od razu znalazł się przy zwierciadle. Tak samo jak
wcześniej siebie nie widział. Przerażała go ta wizja. Złapał za bluzę i wyszedł
z Instytutu. Tylko Wielki Czarownik Brooklynu może mu pomóc.
ISABELLE
Poprawiła
swój makijaż, rozpuściła włosy i kiwnęła głową reszcie. Simon niechętnie kiwnął
głową, nie był zadowolony, że jego dziewczyna musi flirtować z byłym. Nawet nie myślała o pukaniu, weszła do
pomieszczenia, rzucając ostatnie spojrzenie przyjaciółom, którzy ukryli się za
krzaków. Wygnaniec siedział na łożu, owinięty firanką z motylami.
- Meliorn? - od
razu zbudził się z transu, usiadł gwałtownie.
- To ty -
szepnął uradowany.
Usiadła koło
niego, pokazując swoje atuty. Mimowolnie fearie zerknął w tą stronę. Uśmiechnął
się.
- Myślałem,
że nie chcesz mnie widzieć - mruknęła jak kotka.
- Byłam taka
głupiutka… - zrobiła smutną minkę. - Ten Nocny Łowca jest do bani, to ty
zaspokajałeś moje potrzeby – wydęła wargi.
- Jestem
zaskoczony - powiedział uradowany, pochylił się złożyć na jej ustach pocałunek.
- Nie tu -
pokręciła głową. - Na łożu natury, brakuje mi tego - kiwnął głową.
Złapała go
za rękę, położyła na swoim pośladku. Miała ochotę przewrócić oczami, lecz
musiała się powstrzymać. Weszli do ogrodu, który nie był za bardzo wystrojony,
jedynie posadzone kilka drzew i płot. Popchnęła go na najbliższe drzewo.
Złapał ją za łokieć, zmuszając do pocałunku. Wbiła szpilkę w nogę, wrzasnął,
kopniakiem powaliła go na ziemię. Jace,
Clary, Simon, Alec otoczyli wygnańca.
- Co tu się
dzieje? - spytał zaskoczony.
- Gdzie
jest Sebastian? - warknął Jace.
SIMON
Zacisnął
dłonie, miał ochotę wbiec do domu i złamać mu nos. Wiedział, że Isabelle robi
to z przymusu. Poprawił okulary, Clary spojrzała na niego ze smutkiem, machnął
ręką. Alec kątem oka zerkał na niego.
Spokojnie.
Spokojnie.
Jestem spokojny.
Jestem spokojny!
Jestem do cholery spokojny!
Poczuł dłoń
Clary na ramieniu, westchnął. Jace
machnął do nich ręką, aby
przybiegli. Tocząc się po ziemi (przeklęte niskie krzaki) dotarli do
blondyna.
- Zmiana
planu, gdy Meliorn zostanie powalony, okrążamy go.
- Czemu? -
spytała rudowłosa.
- Zmienił
dom, pieprzony wygnaniec.
- Jace -
szepnęła z miłością Clary, zdawała sobie sprawę, że chłopak jest zdenerwowany.
Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
Simonowi
zajęło dużo czasu, aby zrozumieć zachowanie blondyna, nie mógł zrozumieć, co
widzi w nim jego najlepsza przyjaciółka.
Od czasu pamiętnej wojny, stał się nerwowy, zamyślony. Nie odstępowała go
na krok. Podeszła do niego, objęła go w pasie i położyła głowę na ramieniu.
Wcześniej
paliłaby go zazdrość, teraz została tylko obojętność. Przez jedenaście lat
marzył, by zebrać w sobie odwagę i powiedzieć „kocham cię”. Gdy to zrobił, jej
serce zostało skradzione przez blondyna, nie miał mu tego za złe. Po jakimś czasie
oczywiście.
ALEC
Obrócił
głowę.
Wydawało mu się,
że coś słyszał. Wytężył wzrok, po chwili niska dziewczyna wstała z ziemi.
Poprawiła ubranie i rozejrzała się, czy nikt nie widział. Odetchnęła z ulgą i
ruszyła dalej. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak jego przyjaciółka-czarownica.
Już miał się zrywać, aby do niej pobiec, ale wystarczyło spojrzeć na jej twarz, że to nie ona. Udał, że poprawia
buta, gdy parabatai zerknął w jego stronę. Na jego policzki weszły niepożądane
przez nikogo rumieńce. Wyciągnął
magiczną strzałę i przyłożył do cięciwy. Wrócił do obserwowania.
- Idziemy -
szepnął Jace.
Pobiegli.
CLARY
Wyciągnęła
swoją broń, bez niej czuła się bezbronna. Spojrzała
na swoich pomocników. Alec siedział z łukiem, Simon wyciągnął krótki miecz, Jace
siedział bez ruchu. Mogła po mięśniach stwierdzić, że jest spięty. Zagryzła
wargę. Podeszła do niego i objęła. Przytuliła się do jego boku. Położyła głowę
na jego ramieniu. Wyczuła znajome motylki w brzuchu. Spojrzała w jego pełne
miłości oi zaniepokojenia oczy. Zmarszczyła brwi. Od dłuższego czasu wiedziała,
że chłopaka coś męczy, lecz nic nie mogła z niego wydusić. Mówił, że wszystko
jest ok, to czemu błądził myślami?
- Idziemy -
szepnął.
Złapał ją za
rękę, pobiegli.
ISABELLE
Po chwili
wszyscy się znaleźli koło wygnańca. Pobiegła do Simona, przytuliła się do
niego, zmuszając do zostania w miejscu.
Walczył z emocjami. Nienawiść prowadzi do zguby. Jace kucnął.
- Co wy
robicie na MOIM terytorium?
-T o ja tu
będę zadawać pytania, a ty będziesz na nie grzecznie odpowiadać. Rozumiesz? -
kiwnął głową.
- Porozumienia… -
zaczął.
-Nie zostały
złamane, dopóki Przyziemny nie został skrzywdzony - powiedziała Clary, Jace
spojrzał na nią zaskoczony.
Isabelle,
Alec i Simon też byli zaskoczeni zachowaniem Clary, ona nigdy nie odbiegała od
schematu. Jace odkrząknął.
- Z jakiego
powodu zostałeś wygnany z królestwa? - Meliorn zacisnął usta w wąską kreskę.
Niechętnie
spojrzał na Izzy, zdenerwowana pociągnęła za kosmyk.
- Zdradziłem
królową, jestem zdrajcą - warknął.
Kątem oka
rozejrzał się w poszukiwaniu wyjścia. W domu miał bramę, aby uciec wystarczyło pobiec.
Jego szanse było znikome.
- Spotkałeś
Sebastiana?
- Tak -
odpowiedział po dłuższej chwili.
- Kiedy?
- Gdy
pragnąłem upadku królowej.
- A potem?
- Ukrywałem
się.
- Gdzie jest
Sebastian?
- Nie ma go
tu.
- A gdzie
jest? - spytał podenerwowany blondyn.
- Nie wiem,
nie tu.
- Gdzie jest
Sebastian?!
- W innym
wymiarze - wszyscy na siebie spojrzeli.
- Dzięki za informacje, a teraz zginiesz - powiedział niechętnie Jace.
- CO!? Przecież wam pomogłem... Sojusz... - zająknął się.
- Jesteś wygnańcem, sojusz cię nie obowiązuje. Rozkaz Clave.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Beta: Alixe♥
Beta: Alixe♥
Wybaczcie fani Meliorna xD
*POLECAM*
Dary Anioła - miasto nowonarodzonych
Lesli Blackthorn zostaje odłączona od swojej rodziny, przez Clave. Zostaje wysłana do nowojorskiego Instytuty, aby podjąć dalszą naukę, dziewczyna ma jednak większy problem : musi odnaleźć prawdziwą miłość, aby jej duszy nie przejął demon. Czy da radę to zrobić? Czy zakochując się w młodym Stephenie Herondal'u pomoże również jemu i jego rodzinie? Czy dziewczyna cokolwiek widzi w Stephenie? Wszystkiego dowiecie się w Darach Anioła: Mieście Nowonarodzonych.
Zajrzyjcie tam i zapraszam do komentowania! ♥
*POLECAM*
Dary Anioła - miasto nowonarodzonych
Lesli Blackthorn zostaje odłączona od swojej rodziny, przez Clave. Zostaje wysłana do nowojorskiego Instytuty, aby podjąć dalszą naukę, dziewczyna ma jednak większy problem : musi odnaleźć prawdziwą miłość, aby jej duszy nie przejął demon. Czy da radę to zrobić? Czy zakochując się w młodym Stephenie Herondal'u pomoże również jemu i jego rodzinie? Czy dziewczyna cokolwiek widzi w Stephenie? Wszystkiego dowiecie się w Darach Anioła: Mieście Nowonarodzonych.
Zajrzyjcie tam i zapraszam do komentowania! ♥
Jako iż ja nawet jak widzę błędy to nie zwracam uwagi autorom, mogę sobie spokojnie czytać nie poprawione teksty. Czasem wychodzi coś śmiesznego 😉 Super rozdział
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na nexta
Pozdrawiam RosalieIris 😊
Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.
OdpowiedzUsuń*-*
OdpowiedzUsuń*-*
OdpowiedzUsuń