niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 10

KIN
Wszystko ją bolało.
Zacznijmy od głowy, która ważyła z tonę. Każdy ruch sprawiał ból.
Oczy załzawione, zachodzące mgłą, próbowała odczytać, gdzie jest.
Sztywne kończyny, nie mogła małym palcem poruszyć, a  co dopiero ręką.
Zamknęła oczy.
Włączyła magię.
Albo próbowała.
Była pusta jak  słoik po konserwach.
Przejechała opuszkami palców po czymś miękkim, mogła zgadywać, że to pościel. Zamrugała kilkakrotnie. Gdy mogła skojarzyć co i jak, delikatnie obróciła głowę w prawo. Przed nią stała tradycyjna toaletka w złoto- srebrnym kolorze. Dziewczyna bardzo dobrze widziała swoją nędzną postać. Powolnym krokiem spojrzała na swój strój. Została przebrana i wykąpana. Jej piżama była długą niebieską koszulą. Mimowolnie przewróciła oczami.  Podniosła się na łokcie. Zawiesiła wzrok na ozdobione brązowej szafie. Czy jej porywacz jest takim tradycjonalistą? Po lewej stronie stała sofa z pufami oraz mały stolik do kawy. Wszystko zachowane w średniowiecznym nastroju.
- Na Razjela, trzymajcie mnie - westchnęła.
Odrzuciła kołdrę. Nogi pokaleczone, zakrwawione były tylko wspomnieniem. Po plecach przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz, gdy gołą stopą dotknęła zimnej podłogi. Musiała podeprzeć się łóżka, aby nie upaść z trzaskiem na posadzkę.  Krew zaczęła dopływać do sztywnych kończyn. Poczuła znajome ciepło. Wolnym krokiem (starając się nie rozglądać, bo głowa dalej ją bolała) podeszła do szafy i ją otworzyła. Nawet nie zdziwiło ją, gdy w szafie zobaczyła średniowieczne sukienki. Pokój wyglądał jakby zatrzymał się w tamtych czasach. Nie miała innego wyboru, ubrała pierwszą lepszą sukienkę i stanęła przed lustrem.
- Robi się coraz dziwniej - mruknęła.
Wyglądała jak Rowena Ravenclaw, tylko w lepszej wersji. Suknia uszyta z niebieskiej tkaniny była bardzo elastyczna. Podkreślała jej figurę, ubrała pantofle i wyszła na korytarz. Odgłos pantofli odbijał się echem.
Na pierwszy rzut rzucały się obrazy, która rozmieszczone były z dokładnością. Przedstawiały różne krainy, ale najczęściej rodzinne miasto Nocnych Łowców. Zakuło ją serce. Zawsze chciała odwiedzić Idris, wiele o nim czytała. Nazywali główne miasto „Szklane” przez wieże, które ich chroniło, ale głupie Clave mogło ją złapać i wykorzystać.
Skup się.
Musiała się dowiedzieć, gdzie jest, dlaczego tu jest i gdzie jest kuchnia, była głodna. Jak na znak brzuch się odezwał. Na drugie pytanie mogła już odpowiedzieć, bo miała wyjść za mąż.
Chyba jego niedoczekanie.
Skręciła w ślepy zaułek, znajdowała się tam para drzwi, które były zamknięte. Powróciła do punktu wyjścia. Pewnym siebie krokiem zeszła po schodach, które prowadziły do salonu połączonego z kuchnią. Salon był ogromny, przypominał salon z Instytutu. Wiele kanap i duży telewizor, lecz tutaj urządzono wszystko w średniowiecznym stylu.
Znów smutek zakuł ją w serce, miała nadzieje, że ktoś będzie może wiedział, że została porwana. Za bardzo nikt jej nie lubił, to słabe określenie. Bardziej nienawidził. Jedynie niebieskooki darzył dziewczynę pozytywnym uczuciem. Weszła do kuchni w której nikogo nie było.  Zrobiła prędkie śniadanie i usiadła na blacie, nie zważając na sukienkę, która robiła się mokra od rozlanego mleka. Nagle znikąd pojawił się on.
Wrzasnęła zaskoczona, instynkt zmusił Kin do ucieczki, lecz chłopak złapał ją  i posadził z powrotem na blacie, odsuwając się na bezpieczną odległość. Spojrzała na niego zaskoczona Blondyn był od niej wyższy o głowę, posiadał przerażające czarne oczy, które patrzyły na nią z zaciekawieniem.  Był przystojny, gdyby nie jego demoniczne oczy. Przełknęła strach.
- Czemu mnie tu trzymasz? Przecież ja nic ci nie zrobiłam… - zaczęła.
- Jeszcze nic nie zrobiłaś - uśmiechnął się.
Po plecach przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz. Jego zdanie miało podtekst, nie wiedziała, czego ma się spodziewać, zwłaszcza że była bezbronna. Magia tutaj nie działa.
- Nie rozumiem - skrzyżowała ręce, próbując pokazać, że się nie boi, ale aura tajemniczego chłopaka ją przerażała.
Błagała Razjela, aby to był tylko koszmar, z którego się zaraz obudzi i będzie w swoim łóżku. A Magnus przyniesie jej gorącą czekoladę, w której znajdzie trochę brokatu. Rzuci sarkastyczną uwagę na jego temat i zaczną się śmiać.
Blondyn spokojnym krokiem podszedł do niej i położył dłonie po dwóch stronach talii „przypadkowo” muskając ją. W miejscu dotknięcia zaczęła palić ją skóra.  Oddech łaskotał ją w policzki. Był coraz bliżej, miała ochotę zwymiotować. Za blisko.
- Nauczę cię mnie kochać - powiedział stanowczo.
- Tego nie da się nauczyć - warknęła.
- Ja kocham na własny sposób - pochylił się ku niej.
Musiała przełknąć gorzki posmak śniadania, cała odrętwiała patrzyła, jak jego ciała zbliża się do niej. Patrzyła na niego przestraszona.
Ja zaraz na niego zwymiotuje, a on mnie zabije, to będzie piękna śmierć.
Niech on już to zrobi.
Proszę.
Jego usta zmieniły kierunek i natrafiły na ucho, szepnął:
- Nauczę cię - zniknął w czarnej chmurze.
Po jej polikach poleciały gorące łzy.
Zaułek.
Zły dotyk.
Bezradność.
Słabość.
Ból.
Objęła się ramionami, pozwalając sobie na płacz, pobiegła do „ swojego” pokoju, zakopując się w pościeli. Była to jej słaba bariera przed okrutnym światem.
- Tato, pomóż… - wyszlochała.

MAKS
Strasznie mu się nudziło, przeczytał wszystkie komiksy jakie posiadał w pokoju kilkakrotnie.  Miał dość słodyczy na dziś. Leżał i wpatrywał się w sufit.  Jak na ośmiolatka umiał rozplanować sobie dzień, ale były takie momenty, że się nudził i to jak bardzo. Poprawił spadające okulary. Przewrócił się na brzuch i wtulił się w poduszkę. Nie zaznał dużo spokoju, bo jego siostra Isabelle wparowała do pokoju.
- Wychodzimy! - oznajmiła.
- Gdzie? - zadał podstawowe pytanie.
- Nie możesz z nami iść…
Jakby nie wiedział.
Mówiła to zawsze, gdy GDZIEKOLWIEK wychodzili. Nawet już nie pytał, czy może tylko „Gdzie?” i „Kupisz mi shake'a czekoladowego?”
- …Pewna misja nas czeka, ale luz, zdążę ci kupić shake'a czekoladowego - uśmiechnął się. - To pa. Nigdzie nie wychodź - machnął ręką.
Zamknęła za sobą drzwi. Podbiegł do okna, z niecierpliwością wyczekiwał aż Alec, Simon, Clary, Jace i Isabelle wyjdą za drzwi. Gdy zobaczył rudowłosą wychodząca pierwszą, dostał znak, że droga wolna. Pobiegł do siostry pokoju…

ALEC
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł - mruknął niebieskooki.
- Przecież nie łamiemy Przymierza, chcemy tylko wydobyć kilka informacji.
- Nie zgłosiliśmy misji Clave, znowu będzie na nas wściekłe…
- …A potem będzie dziękować za uratowanie świata - dokończyła Clary, która sprawdzała co chwila telefon.
Przyjaciel od razu to zauważył. Jace, który wpatrywał się przestrzeń też to zauważył, lecz Simon go uprzedził.
- Czemu…? - zaczął.
- Mama ostatnio źle się poczuła, coś się stało, ale nie wiadomo co. Podobno coś z ciążą - wzięła głęboki oddech. - Luke miał do mnie zadzwonić od razu, jak coś będzie wiedział - przegryzła wargę i przybliżyła się do Jace'a, który wzmocnił uścisk. - Komórka dalej milczy jak zaklęta - pomiędzy nimi zapadła cisza.
- Dalej nie mogę zrozumieć, czemu Przyziemni mają taki słaby gust - mruknęła Izzy, która wpatrywała się w ubrania przechodzących.
- Kochanie, nikt nie jest tobą - powiedział słodko Simon, Izzy mruknęła zadowolona.
Alecowi zrobiło się niedobrze, jedynie wzniósł oczy ku górze. Na niebie nie wisiała żadna chmurka, było piękne lato. Szedł trochę z tyłu, parabatai co chwila na niego zerkał, jakby bał się, że zaraz ucieknie, gdzie pieprz rośnie.
- Pamiętacie, co macie robić? - spytał Jace, wszyscy kiwnęli - Izzy.
- Mam wyciągnąć Meliorna z pułapki, używając swojego kobiecego wdzięku.
- Simon.
- Pilnuje wejścia z Aleciem.
- Alec.
- Trzymam w pogotowiu magiczne strzały.
- Clary.
- Stoję koło ciebie i mam nigdzie się nie ruszać. Stać i ładnie wyglądać, jedynie mieć przy sobie stelę rzucając, że zrobię mu krzywdę stelą - wyrecytowała znaną jej formułkę, którą Jace „uczył” ją przez kilka dni.
- Teraz ja - powiedział dumnie.  - Wycisnąć jak najwięcej od wygnańca. Pierwszy punkt i najważniejszy: Sebastian.

MAKS
Siedział w pokoju siostry, a dokładnie w jej szafie. Uwielbiał dla zabawy przebierać się w kobiece ubrania. Właśnie przymierzał obcisłą czerwoną sukienkę, do tego wybrał czarne szpilki. Przyjrzał się w lustrze i obrócił wokół własnej osi. Sięgnął po szminkę w kolorze sukienki, powąchał ją. Mocny aromat drażnił chłopca, kichnął.  Pomadka upadła. Kucnął, aby ją podnieść, gdy pokoju wparowała Maryse. Maks zamarł. Całkowicie zapomniał o mamie, która do późna pracuje w swoim gabinecie.  Na jego policzkach pojawiły się wypieki. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zamknęła za sobą drzwi.  Zgłupiał. Obrócił się w stronę lustra. Powinna pojawić się postać chłopca, w stroju bojowym, za dużych okularach i rozczochranych włosach, a lustro ukazywało tylko pokój. Obejrzał swoje ciało. Widział każdy zakamarek.
Nieposkromiona magia robi nam brzydkie psikusy.
W jego głowie zabrzmiała czarownica, mimowolnie kiwnął głową, jakby siedziała tuż przed nią i tłumaczyła mu wszystko.  Wybiegł z pokoju siostry do swojego, od razu znalazł się przy zwierciadle. Tak samo jak wcześniej siebie nie widział. Przerażała go ta wizja. Złapał za bluzę i wyszedł z Instytutu. Tylko Wielki Czarownik Brooklynu może mu pomóc.

ISABELLE
Poprawiła swój makijaż, rozpuściła włosy i kiwnęła głową reszcie. Simon niechętnie kiwnął głową, nie był zadowolony, że jego dziewczyna musi flirtować z byłym. Nawet nie myślała o pukaniu, weszła do pomieszczenia, rzucając ostatnie spojrzenie przyjaciółom, którzy ukryli się za krzaków. Wygnaniec siedział na łożu, owinięty firanką z motylami.
- Meliorn? - od razu zbudził się z transu, usiadł gwałtownie.
- To ty - szepnął uradowany.
Usiadła koło niego, pokazując swoje atuty. Mimowolnie fearie zerknął w tą stronę. Uśmiechnął się.
- Myślałem, że nie chcesz mnie widzieć - mruknęła jak kotka.
- Byłam taka głupiutka… - zrobiła smutną minkę. - Ten Nocny Łowca jest do bani, to ty zaspokajałeś moje potrzeby – wydęła wargi.
- Jestem zaskoczony - powiedział uradowany, pochylił się złożyć na jej ustach pocałunek.
- Nie tu - pokręciła głową. - Na łożu natury, brakuje mi tego - kiwnął głową.
Złapała go za rękę, położyła na swoim pośladku. Miała ochotę przewrócić oczami, lecz musiała się powstrzymać. Weszli do ogrodu, który nie był za bardzo wystrojony, jedynie posadzone kilka drzew i płot. Popchnęła go na najbliższe drzewo. Złapał ją za łokieć, zmuszając do pocałunku. Wbiła szpilkę w nogę, wrzasnął, kopniakiem powaliła go na ziemię. Jace, Clary, Simon, Alec otoczyli wygnańca.
- Co tu się dzieje? - spytał zaskoczony.
- Gdzie jest Sebastian? - warknął Jace.

SIMON
Zacisnął dłonie, miał ochotę wbiec do domu i złamać mu nos. Wiedział, że Isabelle robi to z przymusu. Poprawił okulary, Clary spojrzała na niego ze smutkiem, machnął ręką. Alec kątem oka zerkał na niego.
Spokojnie.
Spokojnie.
Jestem spokojny.
Jestem spokojny!
Jestem do cholery spokojny!
Poczuł dłoń Clary na ramieniu, westchnął. Jace  machnął do nich ręką, aby  przybiegli. Tocząc się po ziemi (przeklęte niskie krzaki) dotarli do blondyna.
- Zmiana planu, gdy Meliorn zostanie powalony, okrążamy go.
- Czemu? - spytała rudowłosa.
- Zmienił dom, pieprzony wygnaniec.  
- Jace - szepnęła z miłością Clary, zdawała sobie sprawę, że chłopak jest zdenerwowany. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
Simonowi zajęło dużo czasu, aby zrozumieć zachowanie blondyna, nie mógł zrozumieć, co widzi w nim jego najlepsza przyjaciółka. Od czasu pamiętnej wojny, stał się nerwowy, zamyślony. Nie odstępowała go na krok. Podeszła do niego, objęła go w pasie i położyła głowę na ramieniu.
Wcześniej paliłaby go zazdrość, teraz została tylko obojętność. Przez jedenaście lat marzył, by zebrać w sobie odwagę i powiedzieć „kocham cię”. Gdy to zrobił, jej serce zostało skradzione przez blondyna, nie miał mu tego za złe. Po jakimś czasie oczywiście.

ALEC
Obrócił głowę.
Wydawało mu się, że coś słyszał. Wytężył wzrok, po chwili niska dziewczyna wstała z ziemi. Poprawiła ubranie i rozejrzała się, czy nikt nie widział. Odetchnęła z ulgą i ruszyła dalej. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak jego przyjaciółka-czarownica. Już miał się zrywać, aby do niej pobiec, ale wystarczyło spojrzeć na  jej twarz, że to nie ona. Udał, że poprawia buta, gdy parabatai zerknął w jego stronę. Na jego policzki weszły niepożądane przez nikogo rumieńce. Wyciągnął magiczną strzałę i przyłożył do cięciwy. Wrócił do obserwowania.
- Idziemy - szepnął Jace.
Pobiegli.

CLARY
Wyciągnęła swoją broń, bez niej czuła się bezbronna. Spojrzała na swoich pomocników. Alec siedział z łukiem, Simon wyciągnął krótki miecz, Jace siedział bez ruchu. Mogła po mięśniach stwierdzić, że jest spięty. Zagryzła wargę. Podeszła do niego i objęła. Przytuliła się do jego boku. Położyła głowę na jego ramieniu. Wyczuła znajome motylki w brzuchu. Spojrzała w jego pełne miłości oi zaniepokojenia oczy. Zmarszczyła brwi. Od dłuższego czasu wiedziała, że chłopaka coś męczy, lecz nic nie mogła z niego wydusić. Mówił, że wszystko jest ok, to czemu błądził myślami?
- Idziemy - szepnął.
Złapał ją za rękę, pobiegli.

ISABELLE
Po chwili wszyscy się znaleźli koło wygnańca. Pobiegła do Simona, przytuliła się do niego, zmuszając do zostania w miejscu.  Walczył z emocjami. Nienawiść prowadzi do zguby.  Jace kucnął.
- Co wy robicie na MOIM terytorium?
-T o ja tu będę zadawać pytania, a ty będziesz na nie grzecznie odpowiadać. Rozumiesz? - kiwnął głową.
- Porozumienia… - zaczął.
-Nie zostały złamane, dopóki Przyziemny nie został skrzywdzony - powiedziała Clary, Jace spojrzał na nią zaskoczony.
Isabelle, Alec i Simon też byli zaskoczeni zachowaniem Clary, ona nigdy nie odbiegała od schematu. Jace odkrząknął.
- Z jakiego powodu zostałeś wygnany z królestwa? - Meliorn zacisnął usta w wąską kreskę.
Niechętnie spojrzał na Izzy, zdenerwowana pociągnęła za kosmyk.
- Zdradziłem królową, jestem zdrajcą - warknął.
Kątem oka rozejrzał się w poszukiwaniu wyjścia. W domu miał bramę, aby uciec wystarczyło pobiec. Jego szanse było znikome.
- Spotkałeś Sebastiana?
- Tak - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Kiedy?
- Gdy pragnąłem upadku królowej.
- A potem?
- Ukrywałem się.
- Gdzie jest Sebastian?
- Nie ma go tu.
- A gdzie jest? - spytał podenerwowany blondyn.
- Nie wiem, nie tu.
- Gdzie jest Sebastian?!
- W innym wymiarze - wszyscy na siebie spojrzeli.
- Dzięki za informacje, a teraz zginiesz - powiedział niechętnie Jace.
- CO!? Przecież wam pomogłem... Sojusz... - zająknął się.
- Jesteś wygnańcem, sojusz cię nie obowiązuje. Rozkaz Clave. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Beta: Alixe♥
Wybaczcie fani Meliorna xD 
*POLECAM*
Dary Anioła - miasto nowonarodzonych
Lesli Blackthorn zostaje odłączona od swojej rodziny, przez Clave. Zostaje wysłana do nowojorskiego Instytuty, aby podjąć dalszą naukę, dziewczyna ma jednak większy problem : musi odnaleźć prawdziwą miłość, aby jej duszy nie przejął demon. Czy da radę to zrobić? Czy zakochując się w młodym Stephenie Herondal'u pomoże również jemu i jego rodzinie? Czy dziewczyna cokolwiek widzi w Stephenie? Wszystkiego dowiecie się w Darach Anioła: Mieście Nowonarodzonych.
Zajrzyjcie tam i zapraszam do komentowania! ♥  

4 komentarze:

  1. Jako iż ja nawet jak widzę błędy to nie zwracam uwagi autorom, mogę sobie spokojnie czytać nie poprawione teksty. Czasem wychodzi coś śmiesznego 😉 Super rozdział
    Weny i czekam na nexta
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń