KIN
Wioska, w
której mieszkała dziewczyna, była chroniona czarną magią. Clave nie zdawało
sobie sprawy, że taka wioska istnieje. Nie posiadała nazwy, była
bezimienna. Żyło w niej bardzo mało osób,
ale można było im zaufać. Większa część mieszkańców to starzy jak świat czarownicy, którzy
nie mogą się pogodzić z najnowszą technologią.
Reszta to
wygnańcy, którzy zostali ze swojej rasy wyrzuceni, bezpodstawnie. Życie jest
takie niesprawiedliwie. Była najmłodszą mieszkanką, jakiś czas to jej
przeszkadzało. Nie mogła z nikim normalnym porozmawiać, ponieważ czarownicy
zaczynali narzekać na nową technologię.
Reszta była cały czas zajęta. Mistrz nie był za bardzo rozmowy. Mieszkali w drewnianej chatce, mistrz nie
tolerował niczego, co jest metalowe. Podobno to „niszczy magię, a ją trzeba
pielęgnować’’, więc żyli jak jakieś
dzikusy, dosłownie.
Wioska
miała kilka podstawowych sklepów, w których można było kupić wszystko: od ubrań
do eliksirów lub produktów do przywoływania demona. Sklepy były w strefie najsilniejszej magii, niektóre produkty bardzo trudno ukryć przed Clave.
Z trzaskiem
znalazła się w swoim pokoju, który nie należał do najcieplejszych. Dom był
pokryty samymi dechami, więc czym się dziwić.
W jej dłoni pojawił mały ogień, który zaczął rozgrzewać ciało, zaczynając
od dłoni. Odłożyła plecak i poszła szukać mistrza. Nie zrobiwszy dwóch kroków poczuła, że coś jest nie
tak. Wydobyła z bransoletki miecz i
wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się po korytarzu. Zapukała do mistrza,
odpowiedziała jej cisza. Popchnęła drzwi (nie posiadały klamek), Jung Jong miał
tylko dwa meble w pokoju. Szafę i proste łóżko. Weszła do pomieszczenia. Łóżko było połamane w pół, wszędzie latał
puch. Szafa była w pół otwarta, ubrania
walały się po podłodze. Przełknęła ślinę. Strach odebrał mowę, niepewnie podeszła do
okna. Zachłysnęła się śliną.
Jej wioska była
atakowana przez demony, wszędzie lała się krew.
Gdy szok minął, do jej uszu dotarły wrzaski mieszkańców. Demony syczały
i rzucały się na czarowników. Jeden ze
stworów złapał starego czarownika, który ledwo co się poruszał i rozerwał w
pół. Zakryła sobie buzię, miała ochotę zwymiotować. Obróciła się na pięcie,
chciała wybiec z pokoju i pomóc swoim, ale gdy tylko zbliżyła się do drzwi, jakaś
siła ją odepchnęła, plecami uderzyła o ścianę.
Zamrugała kilkakrotnie, przed jej oczami
pojawiła się czarna plama, która jak na złość nie chciała zniknąć. Gdy wzrok
wrócił do łask, zobaczyła potężnego mężczyznę z białymi włosami i czarnymi
oczami. Próbowała wstać. Kin pierwszy raz widziała taki przerażający uśmiech.
- Musisz mi
wybaczyć, nie chciałem cię wystraszyć - splunęła w jego stronę. - Dama nie powinna
tak pluć, to bardzo niekulturalne.
- Idź do
diabła - warknęła.
- Ja jestem
diabłem - kucnął koło niej, złapał ją za podbródek i ścisnął. - Interesujące -
mruknął.
- Wiem, że
moja osoba jest bardzo interesująca, ale mnie wreszcie puść - warknęła.
Kątem oka
odnalazła miecz, próbowała go wolną ręką
złapać, ale mężczyzna złapał jej broń i wyrzucił przez okno, które rozbryzgało się na
kilka części. Wrzaski jeszcze bardziej się nasiliły. Przełknęła strach.
Zacisnęła
powieki. Zagryzła wargę, gdy szkło
uderzało na jej nagą skórę. Poczuła się
bezbronna. Szarpnął jej ręką, zabierając
bransoletkę z bronią i schował do kieszeni.
- Jesteś
piękna, młoda, idealna będzie z ciebie panna młoda - spojrzała w jego czarne
oczy. - Przyszła pani Morgenstern - powiedział z dumą.
- Chyba
śnisz - burknęła.
- Sen może
się okazać rzeczywistością - nie zdążyła mu odpyskować, bo przyłożył jej do twarzy
chusteczkę. Gdy tylko dziewczyna wzięła wdech, zapach substancji, którą nasączona była owa chusteczka, natychmiastowo ją uśpił.
ALEC
Gdy usłyszał
nieznośny dzwonek budzika, zerwał się z łóżka.
Dziś miał być najpiękniejszy dzień w jego życiu. Wyłączył budzik i pobiegł do łazienki. Wziął
szybko prysznic i ubrał najładniejsze ciuchy jakie miał w szafie. Zaczesał włosy do góry (pożyczył od Izzy grzebień, oczywiście bez jej
wiedzy) i wyszedł na korytarz. Od razu znalazł się pod drzwiami
przyjaciółki. Podniósł dłoń, aby zapukać, ale jego cały entuzjazm nagle opadł. Przez
swoją radość zapomniał, że dziewczyna wyjechała. Przeklął pod nosem i ruszył do
kuchni.
- Alec! -
krzyknął Jace.
Zaczyna się.
- Co tym
razem?
- Isabelle
ugotowała zupę i jest jadalna. Przyznaj wreszcie, że kupiłaś albo mama ją
zrobiła! - krzyknął Jace do siostry.
- Ją ją
ugotowałam! Siedź cicho, bo coś ci dosypię - mruknęła zadowolona Isabelle, bo przybrany
brat stwierdził , że jej zupa jest jadalna.
- Czemu jecie
zupę na śniadanie? - spytał zaskoczony Alec.
- Bo jest
pora obiadowa? - powiedzieli jednocześnie Clary i Simon.
- Co?!
- Dokładna godzina,
ty mój najdroższy przyjacielu, to trzynasta piętnaście. Długo spałeś! Musimy
zapisać to w kalendarzu.
- Przyznać,
kto grzebał w moim budziku? - powiedział wkurzony.
Wszystkie
spojrzenia padły na Isabelle i Jace’a. Oni wzruszyli ramionami.
- Ale czemu
od razu na mnie? A może to Clary? - Izzy próbowała się obronić.
- A co ja
niby miałabym robić u Aleca? Szyć z jego ubrań tratwę? A Simon? On często lunatykuje.
- Na własnego
przyjaciela? – powiedział z wyrzutem. - Ja oglądałem całą noc serię „Gra o Tron”.
Jace… - niebieskooki zaczął się niecierpliwić.
- Mam
świadka, że mnie u Aleca nie było! Świadek to Clarissa Herondale - rudowłosa zakrztusiła
się zupą.
- Jeśli tak
się chciałeś oświadczyć to wyszło ci marnie, a mówi to gracz "Dungeon and
dragons".
Alec
prychnął i wyszedł z pomieszczenia. Szybkim krokiem wrócił do pokoju, wyciągnął dawno nieużywane
perfumy, skierował woń na swoje ubrania. Rzucił naczynie na łóżko i złapał za
kurtkę oraz telefon. Sprawdził godzinę.
Westchnął. Nie ma to jak się spóźnić na pierwszą randkę. Z prędkością Nocnego Łowcy wybiegł z
Instytutu. W ciągu kilku minut przebiegł połowę Brooklynu, aby dotrzeć na
miejsce.
Na szczęście Magnusa jeszcze nie było. Usiadł
na ławce i serce dudniło mu jak oszalałe. W gardle panowała istna pustynia.
Koszulka kleiła mu się do ciała, do tego pogoda jak na złość chciała być piękna
i gorąca. Zamknął oczy, lecz od razu je otworzył. Stał przed nim Wielki
Czarownik Brooklynu. Ubrany jak zawsze olśniewająco. Trzymał szklankę wody dla niego, uśmiech gościł na jego ustach.
- Jakbym
wiedział, że będziesz tak biegł mi na spotkanie, lepiej bym się ubrał - podał mu
wodę, niebieskooki chętnie ją przyjął.
- Wyglądasz…
dobrze - odłożył szklankę na ławkę, Mags strzelił paznokciami i zniknęła.
- Moje
starania poszły na marne! - powiedział „smutny” czarownik i opadł na ławkę.
- Nie.. Ty…
Naprawdę… Wspaniale… - chłopak zaczął się jąkać. - …wyglądasz.
Czarownik
zmrużył swoje kocie oczy i mimowolnie poklepał niebieskookiego po ramieniu.
Oboje się wzdrygnęli. Pomiędzy nimi nastała cisza.
- Chodźmy
gdzieś - cała odwaga Nocnego Łowcy
wyparowała, zostawiając Aleca na lodzie.
- Jasne -
wstali i zaczęli iść przed siebie.
Chłopak
skrzyżował ręce na piersi, Magnus kątem oka go obserwował, bo po mięśniach musiał
stwierdzić, że jest spięty. Zacisnął
pięści.
To nie tak miało być! - to nie tak miało być.
Mieli
rozmawiać, śmiać się, komentować wszystko wokół. Być na normalnej randce. A co
robią? Idą w milczeniu patrząc tępo w przestrzeń. Owszem, cieszyli się ze swojego towarzystwa,
ale tak do niczego nie mogli dojść.
- To czym… się
zajmujesz? - Alec przegryzł wargę.
- Przywołuję
demony, aby niszczyły rasę Nocnych Łowców…
- Co!? - Alec
nagle zamarł przerażony.
Magnus
spojrzał na jego minę i wybuchnął nieopanowanym śmiechem.
- Bardzo
śmieszne - mruknął Alec.
- Mój groszku, twoja mina mnie powala - chłopak podszedł do niego.
Stykali się
nosami. Magnus miał przewagę, bo był wyższy od Aleca. Wchłaniali swoje oddechy,
które tworzyły jedność. Magnus już kierował swoje usta do niebieskiego, lecz on
nagle obrócił gwałtownie głowę, przez co czarownik natrafił na policzek.
- Nie mogę –
spojrzał się na niego z tęsknotą i pobiegł do Instytutu.
=====================
Beta: Alixe ♥
Tylko mnie
nie bijcie ;-; XD
Tak! Ale super. Ciekawe co sie wydarzy w następnych.
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na nexta
Pozdrawiam RosalieIris 😊
Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńNo ja nie wiem już jakie komentarze dawać:/ Uwielbiam tego bloga. Życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuń