sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 9

KIN
Wioska, w której mieszkała dziewczyna, była chroniona czarną magią. Clave nie zdawało sobie sprawy, że taka wioska istnieje. Nie posiadała nazwy, była bezimienna. Żyło w niej bardzo mało osób, ale można było im zaufać. Większa część mieszkańców to starzy jak świat czarownicy, którzy nie mogą się pogodzić z najnowszą technologią.  
Reszta to wygnańcy, którzy zostali ze swojej rasy wyrzuceni, bezpodstawnie. Życie jest takie niesprawiedliwie. Była najmłodszą mieszkanką, jakiś czas to jej przeszkadzało. Nie mogła z nikim normalnym porozmawiać, ponieważ czarownicy zaczynali narzekać na nową technologię. Reszta była cały czas zajęta. Mistrz nie był za bardzo rozmowy. Mieszkali w drewnianej chatce, mistrz nie tolerował niczego, co jest metalowe. Podobno to „niszczy magię, a ją trzeba pielęgnować’’, więc żyli jak jakieś dzikusy, dosłownie.
Wioska miała kilka podstawowych sklepów, w których można było kupić wszystko: od ubrań do eliksirów lub produktów do przywoływania demona.   Sklepy były w strefie najsilniejszej magii, niektóre produkty bardzo trudno ukryć przed Clave.
Z trzaskiem znalazła się w swoim pokoju, który nie należał do najcieplejszych. Dom był pokryty samymi dechami, więc czym się dziwić. W jej dłoni pojawił mały ogień, który zaczął rozgrzewać ciało, zaczynając od dłoni. Odłożyła plecak i poszła szukać mistrza. Nie zrobiwszy  dwóch kroków poczuła, że coś jest nie tak.  Wydobyła z bransoletki miecz i wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się po korytarzu. Zapukała do mistrza, odpowiedziała jej cisza. Popchnęła drzwi (nie posiadały klamek), Jung Jong miał tylko dwa meble w pokoju. Szafę i proste łóżko. Weszła do pomieszczenia.  Łóżko było połamane w pół, wszędzie latał puch.  Szafa była w pół otwarta, ubrania walały się po podłodze. Przełknęła ślinę. Strach odebrał mowę, niepewnie podeszła do okna. Zachłysnęła się śliną.
Jej wioska była atakowana przez demony, wszędzie lała się krew.  Gdy szok minął, do jej uszu dotarły wrzaski mieszkańców. Demony syczały i rzucały się na czarowników.  Jeden ze stworów złapał starego czarownika, który ledwo co się poruszał i rozerwał w pół. Zakryła sobie buzię, miała ochotę zwymiotować. Obróciła się na pięcie, chciała wybiec z pokoju i pomóc swoim, ale gdy tylko zbliżyła się do drzwi, jakaś siła ją odepchnęła, plecami uderzyła o ścianę.
Zamrugała kilkakrotnie, przed jej oczami pojawiła się czarna plama, która jak na złość nie chciała zniknąć. Gdy wzrok wrócił do łask, zobaczyła potężnego mężczyznę z białymi włosami i czarnymi oczami. Próbowała wstać. Kin pierwszy raz widziała taki przerażający uśmiech.
- Musisz mi wybaczyć, nie chciałem cię wystraszyć - splunęła w jego stronę. - Dama nie powinna tak pluć, to bardzo niekulturalne.
- Idź do diabła - warknęła.
- Ja jestem diabłem - kucnął koło niej, złapał ją za podbródek i ścisnął. - Interesujące - mruknął.
- Wiem, że moja osoba jest bardzo interesująca, ale mnie wreszcie puść - warknęła.
Kątem oka odnalazła miecz, próbowała go wolną ręką złapać, ale mężczyzna złapał jej broń i wyrzucił przez okno, które rozbryzgało się na kilka części. Wrzaski jeszcze bardziej się nasiliły.  Przełknęła strach.
Zacisnęła powieki.  Zagryzła wargę, gdy szkło uderzało na jej nagą skórę.  Poczuła się bezbronna.  Szarpnął jej ręką, zabierając bransoletkę z bronią i schował do kieszeni.
- Jesteś piękna, młoda, idealna będzie z ciebie panna młoda - spojrzała w jego czarne oczy. - Przyszła pani Morgenstern - powiedział z dumą.
- Chyba śnisz - burknęła.
- Sen może się okazać rzeczywistością - nie zdążyła mu odpyskować, bo przyłożył jej do twarzy chusteczkę. Gdy tylko dziewczyna wzięła wdech, zapach substancji, którą nasączona była owa chusteczka, natychmiastowo ją uśpił.

ALEC
Gdy usłyszał nieznośny dzwonek budzika, zerwał się z łóżka. Dziś miał być najpiękniejszy dzień w jego życiu. Wyłączył budzik i pobiegł do łazienki. Wziął szybko prysznic i ubrał najładniejsze ciuchy jakie miał w szafie. Zaczesał włosy do góry (pożyczył od Izzy grzebień, oczywiście bez jej wiedzy) i wyszedł na korytarz. Od razu znalazł się pod drzwiami przyjaciółki. Podniósł dłoń, aby zapukać, ale jego cały entuzjazm nagle opadł. Przez swoją radość zapomniał, że dziewczyna wyjechała. Przeklął pod nosem i ruszył do kuchni.
- Alec! - krzyknął Jace.
Zaczyna się.
- Co tym razem?
- Isabelle ugotowała zupę i jest jadalna. Przyznaj wreszcie, że kupiłaś albo mama ją zrobiła! - krzyknął Jace do siostry.
- Ją ją ugotowałam! Siedź cicho, bo coś ci dosypię - mruknęła zadowolona Isabelle, bo przybrany brat stwierdził , że jej zupa jest jadalna.
- Czemu jecie zupę na śniadanie? - spytał zaskoczony Alec.
- Bo jest pora obiadowa? - powiedzieli jednocześnie Clary i Simon.
- Co?!
- Dokładna godzina, ty mój najdroższy przyjacielu, to trzynasta piętnaście. Długo spałeś! Musimy zapisać to w kalendarzu.
- Przyznać, kto grzebał w moim budziku? - powiedział wkurzony.
Wszystkie spojrzenia padły na Isabelle i Jace’a. Oni wzruszyli ramionami.
- Ale czemu od razu na mnie? A może to Clary? - Izzy próbowała się obronić.
- A co ja niby miałabym robić u Aleca? Szyć z jego ubrań tratwę? A Simon? On często lunatykuje.
- Na własnego przyjaciela? – powiedział z wyrzutem. - Ja oglądałem całą noc serię „Gra o Tron”.  Jace… - niebieskooki zaczął się niecierpliwić.
- Mam świadka, że mnie u Aleca nie było! Świadek to Clarissa Herondale - rudowłosa zakrztusiła się zupą.
- Jeśli tak się chciałeś oświadczyć to wyszło ci marnie, a mówi to gracz "Dungeon and dragons".
Alec prychnął i wyszedł z pomieszczenia. Szybkim  krokiem wrócił do pokoju, wyciągnął dawno nieużywane perfumy, skierował woń na swoje ubrania. Rzucił naczynie na łóżko i złapał za kurtkę oraz telefon. Sprawdził godzinę. Westchnął. Nie ma to jak się spóźnić na pierwszą randkę.  Z prędkością Nocnego Łowcy wybiegł z Instytutu. W ciągu kilku minut przebiegł połowę Brooklynu, aby dotrzeć na miejsce.
Na szczęście Magnusa jeszcze nie było. Usiadł na ławce i serce dudniło mu jak oszalałe. W gardle panowała istna pustynia. Koszulka kleiła mu się do ciała, do tego pogoda jak na złość chciała być piękna i gorąca. Zamknął oczy, lecz od razu je otworzył. Stał przed nim Wielki Czarownik Brooklynu. Ubrany jak zawsze olśniewająco. Trzymał szklankę wody dla niego, uśmiech gościł na jego ustach.
- Jakbym wiedział, że będziesz tak biegł mi na spotkanie, lepiej bym się ubrał - podał mu wodę, niebieskooki chętnie ją przyjął.
- Wyglądasz… dobrze - odłożył szklankę na ławkę, Mags strzelił paznokciami i zniknęła.
- Moje starania poszły na marne! - powiedział „smutny” czarownik i opadł na ławkę.
- Nie.. Ty… Naprawdę… Wspaniale… - chłopak zaczął się jąkać. - …wyglądasz.
Czarownik zmrużył swoje kocie oczy i mimowolnie poklepał niebieskookiego po ramieniu. Oboje się wzdrygnęli. Pomiędzy nimi nastała cisza.
- Chodźmy gdzieś -  cała odwaga Nocnego Łowcy wyparowała, zostawiając Aleca na lodzie.
- Jasne - wstali i zaczęli iść przed siebie.
Chłopak skrzyżował ręce na piersi, Magnus kątem oka go obserwował, bo po mięśniach musiał stwierdzić, że jest spięty.  Zacisnął pięści.
To nie tak miało być! - to nie tak miało być.
Mieli rozmawiać, śmiać się, komentować wszystko wokół. Być na normalnej randce. A co robią? Idą w milczeniu patrząc tępo w przestrzeń.  Owszem, cieszyli się ze swojego towarzystwa, ale tak do niczego nie mogli dojść.
Nie kocha mnie
- To czym… się zajmujesz? - Alec przegryzł wargę.
- Przywołuję demony, aby niszczyły rasę Nocnych Łowców…
- Co!? - Alec nagle zamarł przerażony.
Magnus spojrzał na jego minę i wybuchnął nieopanowanym śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknął Alec.
- Mój groszku, twoja mina mnie powala - chłopak podszedł do niego.
Stykali się nosami. Magnus miał przewagę, bo był wyższy od Aleca. Wchłaniali swoje oddechy, które tworzyły jedność. Magnus już kierował swoje usta do niebieskiego, lecz on nagle obrócił gwałtownie głowę, przez co czarownik natrafił na policzek.
- Nie mogę  – spojrzał się na niego z tęsknotą i pobiegł do Instytutu.
=====================
Beta: Alixe ♥
Tylko mnie nie bijcie ;-; XD 

3 komentarze:

  1. Tak! Ale super. Ciekawe co sie wydarzy w następnych.
    Weny i czekam na nexta
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja nie wiem już jakie komentarze dawać:/ Uwielbiam tego bloga. Życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń