Tak się skupiłam na Kin i Alecu, że
całkowicie zapomniałam o reszcie. Psułam ich osobowość. Psułam ich.
Przepraszam. Pochylonym drukiem jest
ala- wspomnienie Kin J Specjalnie
takie coś pisałam, aby nie odpowiedzieć całej historii czarownicy. Jest ona bardzo skomplikowana… Jeden rozdział
nie dałby rady go opowiedzieć. Ci którzy dotrwają do końca będą ją znali. Zapraszam! Ogólnie to rozdział mi się nie
podoba ale.. to wina szkoły xo
PS. Poszukuje bety, która sprawdzi poprzednie rozdziały bo Alixe, nie ma
czasu… Jeszcze raz przepraszam ;-;
CLARY
Rudowłosa znana była ze swojej upartości, tę cechę odziedziczyła po swojej
matce Jocelyn. Jocelyn Garroway (dawniej
Fray) po wielu latach życia w strachu, mogła zaznać szczęścia, które
potrzebowała. Jej brzuszek z dnia na dzień robił się coraz większy. Wiadomo
było, że urodzi się chłopiec.
Clary była
przeszczęśliwą, jedna w głębi pragnęła znaleźć jakikolwiek sposób na
odratowania starszego brata. Od zawsze pragnęła starszego brata, który miotał
się pomiędzy dobrem a złem.
Zielonooka siedziała z przyjaciółmi w salonie. Każdy był zajęty swoimi
myślami. Isabella rozmawiała z Simonem,
który zmienił się. Nie był chłopcem, który wyglądał jakby zaraz miał się
rozpłakać tylko został prawdziwym mężczyzną.
Ciało pokryte bliznami po wielu bitwach, runy wijące się po ciele.
-Clary… Clary!- zamrugała kilkakrotnie.
Spojrzała oszołomiona na Jace, który stąd znikąd się pojawił. Clary wspominała jak seksownie wygląda
Jace? Dalej nie mogła uwierzyć, że ktoś
taki jak ON. Wybrał JĄ. Nie uważała się
za kogoś ładnego. Była niska i płaska. Kto chciałby taką dziewczynę!?
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Clary wszystko w porządku?- spytała z troską Izzy.
-Tak, Tak- zapewniła szybko, rozejrzała się po pomieszczeniu- Gdzie Alec?-
spytała gdy nie dostrzegła niebieskookiego.
Jace spochmurniał. Rudowłosa instynktownie złapała go za rękę. Dostrzegła w
jego oczach smutek, który próbował ukryć.
Jako jedyna mogła czytać z jego twarz jak z otwartej księgi.
-Jest z czarownicą- zmarszczył
gniewnie brwi- Gdy chcę aby ze mną porozmawiał zbywa mnie i leci do tej… tej
czarownicy- na jego ustach cisnęło się inne słowo, lecz musiał je przemilczeć.
-To w sumie nie winna Aleca, tylko
Maryse. Kazała mu pilnować jej.- wzruszyła ramionami Izzy.
-Po co?- spytali jednocześnie Simon i Clary.
Jak za
dawnych lat-Pomyślała.
- Czemu teraz o tym mówisz?- spytał wkurzony Jace.
-Bo sama się niedawno dowiedziałam?
-To trzeba było od razu nam powiedzieć!- Izzy wraz z blondynem stąpali po
cienkim lodzie.
-Jonathanie Herondale jakbyś nie patrzył na tylko swój czubek nosa
zauważyłbyś, że po zerwaniu Alec wreszcie jest szczęśliwy! Nie lubię Kin, owszem
wkurza mnie jej zachowanie ale ją toleruje. Jeśli dzięki niej mój brat jest
szczęśliwy to ja też. Przestał snuć się po kątach. Jako jego parabatai
powinieneś to wiedzieć . To jest cel każdego parabatai.
-Moim celem jest: znalezienie Sebastiana i zabicie go.
Po plecach Clary przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Z przerażeniem spojrzała
na ukochanego, który zaczął znów tworzyć mur wokół własnej osoby. Jaka była
tego przyczyna? Jace kim ty jesteś?
W pokoju nastała cisza przed burzą….
KIN
Podeszła do znajomych drzwi. Poczuła jak magia przepływa przez dłoń tworząc
czerwony obłok. Ogromne prostokątne
drzwi otworzyły się z jękiem. Nie oglądając się do tyłu weszła do pomieszczenia.
Natrafiła na korytarz, który wyglądał jakby przeszło tornado.
Wszędzie walały
się zniszczone obrazy dzieła Jocelyn (każdy obraz po prawej stronie posiadał
podpis autorki). Skręciła w prawo. Salon
wyglądał gorzej niż korytarz. Dookoła walały się puste butelki po alkoholu,
musiała ostrożnie stąpać po podłożu, gdzieniegdzie. Sadza osiedliła się na
białych ścianach (aktualnie szarych).
Westchnęła, czuła duże przywiązane do tego miejsca, bolało ją ten widok.
Użyła wszystkich sił, aby przywrócić porządek.
Po paru długich minutach salon
wyglądał jakby perfekcyjna pani domu przyjechała i zrobiła swoje abrakadabra.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ukryte dotąd wspomnienia zaczęły tworzyć klucz do historii Kin albo jej części…
Każda
dziewczyna wieku ośmiu lat uwielbiała bawić się lalkami, chowanego bądź berka.
Nie ona. Jako przyszła nocna łowczyni
dostawała broń, książki o rodzajach broni i broń. Nie wiedziała co to
delikatność, chociaż jej wygląd mówił coś innego. Bo w małym ciele dziewczynki
rosła wojowniczka obdarzona potężną mocą, która miała być częścią czegoś
wielkiego.
Była i jest najmądrzejszą ludzką istotą, która chodziła po tej ziemi
( a może nie tylko po ziemi?) Skrzywdzona przez los znalazła schronienie u
Wielkiego Czarownika Brooklynu.
Myślisz, że ciemny zaułek to jedyny koszmar, który przeżyła? Jesteś w
błędzie to dopiero początek.
Pozory mylą…
Każdy dzień
jest utrapieniem.
Każdy krok
musi być przemyślany.
Jedno potknięcie?
Umierasz.
Witamy w
Świecie Cieni.
Gdzie porozumienia
są tylko zbędnym papierkiem.
Wilkołaki?
Wampiry?
A może
wróżki?
Nikomu nie
ufaj.
Nawet
najlepszemu przyjacielowi, nie możesz ufać, nawet parabatai.
Nie wierzysz?
Luknij sobie
w historie Valentine i Luke.
Z nadmiaru zebranym wszystkich wspomnień, dziewczynie zakręciło się w
głowie. Usiadła na najbliższą kanapę. Złapała się za pulsującą z bólu głowę,
kręciło się w jej głowie. Oddychanie sprawiało jej trudność. Pustka wypełniła się wspomnieniami, dawne
smutki objęły dziewczyny jak pluszowy koc.
Podciągnęła nogi pod brodę.
Traciła kontakt z rzeczywistością, to nawet dla niej było za dużo. Mimo swojej siły była zwykłym człowiekiem.
Ludzkie ciało jest takie kruche… Zamrugała kilkakrotnie. Oczy wypełnione łzami
tworzyły zamazany obraz. W pokoju zrobiło zimno. Nie ukrywała swojego
cierpienia. Chciała się uwolnić…
Czemu ona musi cierpieć?
Czemu ona wszystko to widziała?
Czemu?
Czemu ona?
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że została uniesiona z sofy. Ręce pokryte czerwonymi
iskierkami wybuchały tworząc toksyczną parę dla zwykłego człowieka. Objęła
swoje ramionami. Nuciła pod nosem piosenkę z etapu zwanego „dzieciństwo”. Ciepło drugiego nie pomagało roztopić lodu,
który był w niej.
Nikomu nie jestem potrzebna.
Zimno.
Chcę ciepła.
Przed oczyma pojawiła się niebieska mgła zmuszająca ją do zamknięcia oczu.
Walczyła, walczyła lecz została złamana. Przegrała.
ALEC
Trzymał w ramionach czarownicę, która była strasznie blada. Kolory odeszły
z jej twarzy. Trzymał sztywne i zimne ciało. Mimo nałożenia na niej bluzy,
dalej pozostała zimna. Oczy patrzyły na
jakiś punkt. Gdyby nie poruszająca się klatka piersiowa stwierdziłby, że nie
żyje. Spojrzał z bólem na Magnusa, który
magią zamknął oczy przyjaciółce.
Nie wiedział co jej jest. To go bolało. Mimo muru, który budowała dziewczyna wokół siebie,
potrafił odnaleźć w niej dobro. Z Kin strony wysłuchał wiele przykrych słów a
nawet czynów… Za każdym razem jej wybaczałam. Była dla niego ważną. Posiadał
drugą siostrę, o którą musiał się martwić.
-Aleksander- szepnął Magnus, podniósł wzrok na czarownika.
-Hm?- wychrypiał.
-Musimy ją zanieść do instytutu, nie jest tutaj bezpieczna.
-Magnus, co jej jest?
-Och, Aleksander- westchnął.
Alec miał przed sobą zmęczonego życiem człowieka. Podkrążone oczy, na twarzy pojawiło się wiele
zmarszczek. Pogniecione ubranie, gdzieniegdzie brudnawe od jakieś substancji. Skulony.
Na barkach niósł wielki ciężar…
-Złamała się. Historia Kunegundy jest długa i bolesna. Wszystkie
wspomnienia uderzyły z podwójną siłą. Nie wiem czy z tego wyjdzie. Jest silna ale
tego nawet najsilniejszy istota może nie wytrzymać.- spojrzał w bok- Dlatego
nie chciałem aby tutaj wchodziła. To tutaj wszystko się zaczyna i tutaj
zakończy. Czuję to. Aleksander proszę cie nikomu nie mów, powiedz, że jest
chora. Potrzebuje ciszy i spokoju. W sumie… każdy z nas tego potrzebuje. Mam
złe przeczucia…
Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny. ♥
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Śledzę tego bloga od dość dawna i jest świetny, więc chciałam bym nominować cię do LBA więcej informacji na http://dary-aniola-miasto-zla.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńoooo <3 Jak miło ^^
Usuń