poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 18

MAGNUS
Oszałamiający ból rozlał się po całym ciele. Tysiące igieł w ten sam rytm wbijały się w ciało mężczyzn, robiąc delikatne ranny, z których sączyła się krew.  Ciszę przerwał przerażający krzyk, który huczał w głowie czarownika. Jego koszmary spełniały się. Łańcuchy pękały… Nieśmiertelności zanikała… Starzał się… Umierał…
Otworzył gwałtownie oczy. Od razu tego pożałował. Obrócił się na drugi bok. Jęknął z bólu, gdy sztywny materiał otarł się o nagą skórę. Przetarł pięściami twarz. Spojrzał w dół. Cała góra owinięta była bandażem. Wzrokiem objął pomieszczenie.  Brzydkie meble, które nie pasowały do pomieszczenia (Ktoś tu brał przykład od Dursley?)
-Kogo moje oczy widzą?- w drzwiach stanął Ragnor Fell, jego dostojną postawa i    dumny wyraz w twarzy doprowadzał do szału Magnusa, który czuł się jak skacowany.
W jego dłoniach dostrzegł tacę z jedzenie oraz wielkim kubkiem kawy, który z wdzięcznością przyjął. Pociągnął łyk gorącego napoju, od razu poczuł ulgę.
-Co się stało?
-Agramon wślizgnął się do umysłu.
-Czyli to wszystko było snem?
-Tak.
Odetchnął z ulgą. Jego przyjaciel nie wiedział co wcześniej przeżywał to była najpiękniejsza chwila w jego życiu. Miał ochotę śpiewać całemu światu „Alleluja!”
KIN
Od kilku dni czuła się dziwnie. Dziwnie pusta. Jak ktoś zabrał kawałek ważnej układanki, która spalała całość. To przeczucia posiadała odkąd znalazła się w skrzydle szpitalny. Nie mówiła nic przyjacielowi, chociaż zdarzyło się kilka sytuacji przez które była blisko puszczenia pary z usta. Denerwowało ją ciągle chodzenia chłopaka za nią. Rozumiała, że ma ją pilnować ale bez przesady! Nie mogła wyjść spokojnie z instytutu bo zaraz za nią idzie. Był jej  cholernym cieniem.  
Pewnego dnia dziewczyna miała dość. Potrzebowała czegoś co pomogła jej się uspokoić. Rygorystyczne treningi nie dawały  tego czego potrzebowała. Idąc korytarzem zobaczyła Clary, która siedziała na schodku rysowała coś w swoim brudnopisie.  Wiedziała, że źle robi ale nie mogła się oprzeć. Na palcach podeszła do dziewczyna i zajrzała jej przez ramie. Nawet nie zauważyła osoby obok niej, gdyby to blondyn zobaczył pewnie ją zbeształ.  Rysunek przedstawiał ją i niebieskookiego a dokładnie ich trening.  Stali naprzeciwko siebie ich twarze wykazy skupienie.  Miała związane włosy, które wymykały się naprzód. 
U Aleca zawsze przykuwały błękitne oczy.  Nagle obraz zaczął się ruszać. Dwie postacie atakowały się próbując zablokować przeciwnika. Zamrugała kilkakrotnie i znów spojrzała na nieruchomy obrazy. Cofnęła się i pobiegła  w przeciwnym kierunku.  Odnalazła swój pokój i usiadła na łóżku. Mówiła, że to nie prawda. Nie zwariowała. Jest normalna. Usłyszała ciche pukanie. Powiedziała słabe „proszę”. Do pokoju wszedł jej przyjaciel. Widząc minę przyjaciół zaraz znalazł się koło niej, przykucnął i spojrzał na nią.
-Co jest?- pokręciła zrezygnowanie głową- Nie chcesz mówić? Rozumiem.- powiedział niezadowolony- Maryse kazała ci to dać- skłamał, wyciągnął za siebie niewielką paczuszkę.
-Co w niej jest?- spytała, gdy rozerwała papier.
-Nie wiem- wzruszył ramionami i usiadł na łóżku.
W paczkę, którą podobna dała Maryse był  czarny zeszyt w środku był pusty. Dotknęła opuszkami palców nagich kartek. Wciągnęła przyjemny zapach.  Natychmiast humor jej się poprawił.   Alec znów sięgnął za siebie i podał dziewczynie  pudełko kredek.
-Dziękuje?- zaskoczona odebrała prezent.
-Teraz możesz mnie narysować i wgapiać się we mnie godzinami- wybuchnęła mi śmiechem.
-Jakby ci to powiedzieć… chcę jeszcze mieć oczy.- prychnął.
Sięgnęła po czarną kredkę i narysowała kontur oka. Dorysowała rzęsy, które poprawiła  szarą kredką.   Połączyła dwie pionowe kreski, które pokolorowała na stare  złoto.  * Rysunek przypominał oko kota lecz dziewczyna mogła się uprzedź , że gdzieś takie oczu już widziała. A może ktoś nosił takie soczewki? Zerknęła na Aleca, który przybrał kamienny wyraz twarzy. A jemu co?- pomyślała.
-Mogę zabrać ten rysunek do siebie?- spytał z ściśniętym gardłem.
-Jasne- wzruszyła ramionami- Poczekaj chwilę.
Dodała kilka elementów przez co to oko wyglądało jeszcze bardziej realistycznie mogła przysiąść, że pod czas pochylania (gdy jej włosy opadły na rysunek) oko do niej mrugnęło. Zamarła na moment. Bez słowa oddała obraz chłopakowi.
-Może… pójdziemy coś zjeść do Itaki?- spytała po krępującej ciszy.
-Dobra. Zaraz wracam- powiedział stanowczo.
Schowała prezenty pod poduszką i podeszła do szafy. Wyciągnęła ubrania na wyjście i weszła do łazienki.  Opłukała twarz zimną wodą i oparła się o zlew.
-Nie wariujesz. Jesteś normalna. Opanuj się. Jesteś nocnym łowcą.- warknęła.
Brudne ubrania wrzuciła do kosza.  Przebierając zauważyła na plecach coś dziwne. Dwie blizny przecinają plecy tworząc odwrócone V. 
Próbowała sobie przypomnieć skąd je ma. Po czym wzruszyła ramionami. Pewnie oberwała pod czas jakieś walki. Ubrała się czarne spodenki, koszulkę i bluzę Aleca. Nabrała nawyk zabierania ubrań chłopakowi. Nie narzekaj.  Naciągnęła na stopę  trampki i wyszła z łazienki.
-No ile było można?- uniósł jedną brew.
-Narzekasz gorzej niż kobieta z okresem !- wyciągnęła z szafki broń.
-A tak w ogóle to śmieszne wyglądasz w moich ubraniach.- zmrużyła gniewnie oczy
-Nie ważne jakie ubrania mam na sobie i tak wyglądam dobrze- uśmiechnęła się szarmancko.
– Nie słyszałaś, że skromność to atrakcyjna cecha?- spytał rozbawiony Alec.
– Tylko u brzydkich ludzi. Potulni może kiedyś odziedziczą Ziemię, ale w tej chwili należy ona do zarozumiałych, takich jak ja.-machnęła włosami.
Zerknęła na chłopaka, który był w całym obładowany bronią.  Gdy nocny łowca przyjrzy się to ujrzy strzały za plecami chłopaka.
 W ciszy przeszli połowę drogi do Itaki.  Słońce przyjemne paliło dwójkę w plecy. Ludzie mijali ich nie zwracając na nich uwagi. Jedynie wilkołaki i Faerie spotykani na drodze odwracali się.   Idąc dziewczyna musiała się zatrzymać przed sklepem z lustrami aby poprawić kaptur, który uwierał ją. Niebieskooki przewrócił oczami.
-Powiedz mi… W ilu procentach jestem ładna?
-W dziewięćdziesiąt procent. - podniosła jedną brew.
-Czemu tylko tyle?!- spytała z udawaną obrazą.
-Bo masz wielkie uszy.- uśmiechnął się zadowolony widząc minę dziewczyny.
– Rozumiem.
Ton jej głosu sprawił, że niebieskooki obrócił się i na nią spojrzał. Spoliczkowany, aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
– Za co to było, do diabła?
– Za pozostałe dziesięć procent – powiedziała dumnie Kin.
-Dzięki-burknął.
W ciągu kilku minut znaleźli się przed Itaką. Alec jako dżentelmen otworzył przyjaciółce drzwi. Pokazała mu język i weszła.
***
 Przepraszam, że cię uderzyłam – bąknęła Kin, gdy pomiędzy nimi zapadła niezręczna cisza.
Niebieskooki spojrzał na nią zaskoczony. Położył czekoladowe shake na stole.
– Cieszę się, że uderzyłaś mnie, a nie Jace. On by ci oddał.
-On wręcz czeka, aby to zrobić- westchnęła i spojrzała w bok.
Chłopak stojący na końcu ulicy przypominał jej… Zamrugała kilkakrotnie.  Przyjrzała się znowu, nikogo tam nie było. Co to było do cholery!?
-Co tam zobaczyłaś?
-Myślałam, że to nasi idą.- skłamała, znowu musiała go chronić.
-Jesteś pewna? Kin spójrz na mnie.- niechętnie skierowała wzrok na jego twarz- Możesz mi zaufać.
-Nikomu nie można ufać- warknęła, westchnął.
-A mi ufasz?- szepnął.
Nie odpowiedziała mu.   
Dokończyli zamówione jedzenie rozmawiając neutralne tematy. Czyli o sztukach walki, jaka broń lepsza do danej sytuacji. Mimo protestów dziewczyny niebieskooki zapłacił za dziewczynę. Mieli właśnie wychodzić, gdy do pomieszczenia weszła państwo Garroway. Jocelyn miała pokaźny brzuszek.  Promieniała na twarzy. Trzymając się za ręce, przybliżyli się do dwójki przyjaciółki siedzących. Idąc od czasu do czasu kiwali głowami na przywitanie wilkołakom, który byli w stadzie Luka.  
-Cześć- Alec przysunął się do speszonej Kin, która patrzyła na nich nieodgadnionych wzrokiem.
-Dzień Dobry- powiedziała.
-Jak się zwiesz?- spytała Jocelyn.
-Kin Bane.- zacisnęła dłonie na kolonach, gdy poczuła wiercący wzrok Jocelyn.
-Magnus nie mówił, że ma córkę- Alec siedzący za Kin próbował pokazać aby przestał mówić, mężczyzna dowiedział się po czasie o co chodzi nocnemu łowcy- Och.
-Magnus? Magnus Bane?- spojrzała zaskoczona na przyjaciela- To niemożliwie. Kto to jest? Przecież Maryse wzięła mnie ze sierocińca. Magnus Bane ? Aleksander!
Chłopak zaskoczony zdaniem „ Maryse wzięła mnie ze sierocińca” otworzył jedynie usta. Kin zerwała się z miejsca.
-Kim jest Magnus Bane?!- wrzasnęła- Na co się gapicie?- warknęła.-Kim. Jest. Magnus. Bane.- wycedziła.
-Kin ja…
Wybiegła z pomieszczenia. Wkurzony Alec przeprosił państwo Garroway i ruszył za dziewczyną.
LUKE
-Będę musiał chłopaka przeprosić- powiedział zawstydzony Luke.
-Wydaje mi się, że już tą dziewczynę widziałam. Tylko nie wiem gdzie… Mam co do niej złe przeczucia…
-Czyli znowu coś się święci…
ALEC
Dziewczyna co chwila mu umykała. Gdy był wystarczająco blisko aby ją złapać ona skręcała w zaułki. Wysoki mur nie przeszkodził jej w ucieczce.  Serce biło mu trzysta razy na sekundę. Przebiegł kilkakrotnie Brooklyn.  Jego obawy, które dręczyły go zaczęły się spełniać.  Kin skręciła w uliczkę gdzie mieszkał Magnus. Omijając domu zatrzymała się przed tym właściwym. Kawałek przed nią zatrzymał się niebieskooki. Czekając co zrobić. Podniosła głowę do góry i szepnęła:

-Mój dom.  



Nie potrafię opisywać rysunków. Wiadomo kogo jest to oko xD *   
Rozdział niesprawdzony **

3 komentarze:

  1. Fajnie ci wyszła ta sytuacja z zamianą ról. Nie pomyślałam że można to tak odwrócić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogłaszam, że zostałaś nominowana do LBA! Więcej info:
    http://all-the-legends-are-true.blogspot.com/2016/05/kolejne-lba.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń