Od autorki: Przepraszam za krótki rozdział ale ten tydzień mam zawalony pracami klasowymi. :(
Od bety: W wolnym czasie poprawie bo tak jak autorka mam dużo prac klasowych :(
ALEC
Zbudził się
z pięknego snu. Śnił mu się ukochany, ich ślub byłyby spełnieniem marzeń Aleca.
Niestety musiał czekać, w głębi duszy czuł, że Magnus mu nie ufa. Z tego powodu
ogarnia do smutek. Miłość przecież opiera się na zaufaniu, prawda?
Spojrzał na
śpiącą przyjaciółkę, na jego ustach
zagościł uśmiech. Delikatnie odsunął się i wstał. Okrył szczelnie czarownice i
wyszedł z pomieszczenia. Ogarnęły go
dziwnie przeczucie, że stanie się coś złego. Obrócił się w stronę drzwi
prowadzący do skrzydła szpitalnego. Zmarszczył brwi. Cofnął się i pobiegł w stronę pokoju. Dobrał
się telefonu i wybrał numer do Magnusa. Mógł się spodziewać, że odezwie się
sekretarka. Rzucił telefon na łóżko,
sięgnął po kurtkę i wyszedł z pomieszczenia.
Idąc
korytarzami napotkał swoich przyjaciół, którzy beztrosko rozmawiali, jakby o
niczym nie wiedzieli. Jedynie Maks patrzył na starszego brata w skupieniu.
Odpowiedział mu tym samym po czym wyszedł z instytutu. Na przywitanie uderzył go porywisty wiatr,
który zagościł w Brooklynie. Opatulił
się szczelnie kurtką i ruszył. Grzywka
opadała mu na czoło przysłaniając drogę.
Warknął zirytowany. Zaczesał włosy do góry i przyspieszył. W ciągu kilku
minut przeszedł połowę Brooklynu prosto pod drzwi Wielkiego Czarownika. Nie zadając sobie trudu z pukania wszedł do
domu. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wielkie bałagan. Mags był znany z lenistwa do odkładania
rzeczy na miejsce. Zajrzał do salonu.
Nikogo nie było oprócz samych butelek po winie i innych napojach
wchodzący w skład alkoholi. Rozejrzał
się z obrzydzeniem po pomieszczeniu. Mieszanie różnych alkoholi powodowały
nieprzyjemne zapachy, po których nocny łowca chciał zwymiotować. Cofnął się i
skierował się do kuchni. Stąpał
ostrożnie, gdyż cała kuchnia była w rozpitym szkle. Przełknął ślinę. Mógł sobie
wyobrazić co działo się w domu pod jego nie obecność. Wszystkie szafki były
otworzone na roścież, niektóre z nich wyrwane z zawiasów. Alec z epickim spokojem wywnioskował dwie rzeczy.
Pierwsza z nich: Stracił opanowanie i magia wzięła w górę. Druga: Upił się i
zaczął wyrzucać wszystko co popadnie. Jest niestety możliwa trzecia opcja:
upił, stracił opanowanie, zaczął wyrzucać wszystko i magia zawładnęła nim.
Przerażony
Aleksander pobiegł do sypialni. Serce biło tysiąc razy na minutę. Nie mógł
utracić ukochanego jeszcze raz. Jego serce Sypialna wyglądała jak reszta pomieszczeń,
zniszczona, zdewastowana, brudna.
Jedynie biała kartka adresowana do niego. Podbiegł do niej i z załzawionymi
oczami zaczął czytać treść.
Drogi Aleksandrze!
Muszę na jakiś czas wyjechać. Dzisiejsza sytuacja wywróciła mój świat do
góry nogami. Dla mnie Kin jest najważniejszą osób, nie pamięć o mnie…[Tu Alec
nie mógł się rozczytać]
Daj mi czas.
Nie wiem jak zdołałem napisać ten
list pod wpływem alkoholu ale wiedz, że cie kocham. Twój Magnus.
Wpatrywał
się tępo w list. Czytając nie mógł zrozumieć jego sensu. Chciał aby to był
jakiś głupi żart i zaraz wyskoczy Magnus, i powie „Prima Aprilis!”. Rozerwał kartkę na strzępy. Wściekłość ogarnęło jego ciało. Był cholernie wściekły na czarownicę.
To była jej
wina.
To przez nią Magnus wyjechał.
To przez nią
stracił ukochanego.
To przez nią
płakał.
To przez
nią.
Wyciągnął
miecz i spojrzał na niego. Już wyobrażał sobie wbicie miecza w jej ciało. Jak
krew będzie leciała strumienia. Prosząc o litość, której jej nie da. Nauczy
się, że nikt nie zniszczy związku Magnus i Aleca. Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami. Nie
przejmował się, że ludzi odpychał. Nie
zdawali sobie co się stało. Czasem runa
niewidzialności przydawała się. Nie musiał się trudzić z tłumaczenia i zbędnymi
przeprosinami.
Czuł się jak
Anakin Skywalder, który został podstępem przeciągnięty na Ciemną Stronę Mocy. W
instytucie pojawił się błyskawicznie. Zamknął z trzaskiem wejście. Miał się kierować do skrzydła szpitalnego,
gdyby nie jego młodszy brat, który zagrodził mu drogę.
-Gdzie
byłeś?- spytał dziecięcym głosikiem.
-Nie powinno
cie to obchodzić- odsunął od siebie malca (uważając na miecz, który dzierży w
dłoni) i ruszył w stronę skrzydła.
Poczucie
winny oblało jego duszę. Maks niczego nie zrobił, tylko swoją dziecięcą
ciekawości spytał gdzie jego starszy brat przebywał.
To była jej
wina.
To przez nią
warknął na Maksa.
On niczego
nie był winny.
Tylko ona.
Otworzył
drzwi od szpitala. Od razu ją dostrzegł.
Była w trakcie budzenia. Odchyliła
jedną powiekę i rozglądała się powoli po
pomieszczeniu. Nie dostrzegła niebieskookiego. Uniósł miecz i wolnym krokiem
zaczął zbliżać. Gdy był wystarczająco blisko zatrzymał się nie wiedząc co
zrobić. Odkąd wyszedł z domu ukochanego
pragnął skrzywdzić wręcz zabić czarownicę.
Mając okazje nie skorzystał jej.
Jakaś siła zmuszała go do zaprzestania. Rozprostował palce. Miecz z hukiem
spadł na kafelki. Wystraszona brunetka
usiadła prosto i ze strachem spojrzała na Aleksandra. Widząc jak ciemno zielone
oczy wpatrywały się z strachem i niezrozumieniem, wreszcie zrozumiał. Cała wściekłość, smutek, żal i ból, która
ogarnęła jego ciało była niepotrzebna.
Miał ochotę walnąć się w czoło. Tyle lat idealnie ukrywał swoje emocje…
A teraz? Omal nie popełnił głupstwa, które kosztowało by wiele.
-Aleksander
co ty…
Zachłysnął
się, słysząc swoje imię. Jedynie ukochany mówił do niego pełnym imieniem,
pieszcząc na wiele sposób. Wzdrygnął.
Patrząc na Kin widział Magnusa.
Identyczne zarysy twarzy, sposób,
chodzenia, mówienie, mimika twarzy.
Dziewczyna
kątem oka zerknęła na miecz, który bezwładnie leżał na miecz. Zrobił krok w jej stronę, ona automatycznie
cofnęła się, przez co siedziała na poduszkach.
Kołdra zsunęła się, ukazując długie nogi.
-Alec…-
zaczęła.
Z prędkością
geparda znalazł się przy niej. Krzyknęła zaskoczona, gdy złapał ją w pasie i objął
ramiona. Tak, że nie miała szans na
ucieczkę. Schował twarz w jej włosach. Zaskoczona przez jakiś czas nie
wiedziała co zrobić. Po czym oddała uścisk.
Niebieskooki nie myślał racjonalnie, potrzebował bliskości drugiego człowieka. Jego głupi głos w głowie mówił „A nie mówiłem?
Kiedyś wybuchniesz i będzie brzydko!” * Strasznie przypominał mu Isabelle.
-Alec
powiesz mi co się stało?- spytała niezręcznie.
Nie chciała
przyznawać przed przyjacielem ale wolałabym gdyby ją puścił. W jakiś procencie Kin się to podobało. Lecz przeszłość dawała sobie we znaki.
Mieszając uczucia, które powinna doświadczać.
-Po prostu
mnie przytul- wydusił w końcu.
Poczuł jak
silne ręce nocnej łowczyni oplatają jego ciało. Oparła głowę o jego ramie.
Oddychali w ten samym czasie, serca biły jeden rytm.
- Alec, powiedz tylko jedno, a będzie wydane na
twarzy osoby, która cie skrzywdziła- szepnęła.
-To chyba ja
powinien cię chronić- wydusił z śmiechem.
-Uwierz mi
to moje zadania- powiedziała z powagą
^ Coś
podobnego mówiła Izzy w Shadowhunters :)
Śliczny rozdział
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba opiekuńczość Alec'a.Magnus wyjechał-jak dla mnie idealnie w końcu Kin i Alec mają szansę.Gdyby tylko Alec to zrozumiał.
Pisałam w zakładce SPAM o moim blogu.
W wolnej chwili zajrzyj do mnie.
Czekam z niecierpliwością na next.
Lilian Herondale
Postaram się wpaść ale teraz mam bardzo dużo lekcji ;-; Obiecuje na Razjela ze wpadnę w wolnej chwili :)
UsuńPostaram się wpaść ale teraz mam bardzo dużo lekcji ;-; Obiecuje na Razjela ze wpadnę w wolnej chwili :)
UsuńSpokojnie ja też mam dużo lekcji więc rozumiem.Szkoda że nie jesteśmy takimi nocnymi łowcami jak w książce tylko musimy chodzić do szkoły.
UsuńW imię Razjela przyrzekam że będę na ciebie czekać.
Super rozdział. Szkoda, że taki krótki, ale rozumiem, że szkoła może dawać w kość. Czekam na nekst. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńMega rozdział:* Czekam na następny *^*
OdpowiedzUsuń