Przeniosłam swoją twórczość na wattpada!
Gdzie:
Wstawiam nowe opowiadania.
Przerabiam wszystkie swoje historię.
Na dzisiejszy moment:
1.Czy to koniec Maleca ? [zakończone]
2.Pani Potter w czterrech domach! [w trakcie poprawiania, 14/22 rozdziałów]
(DAWNIEJ:Girl with four wands)
3. Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił/ Sebastian Morgenstern [w trakcie, stan rozdziałów 27]
4. Rozważania Ton'ego Starka (po pijaku) [zakończone]
5. Puchaty Pajączek [zakończone]
6. Myśli, które oddychają i słowa, które palą ( korekta nierozpoczęta)
7. Love makes us liar (korekta nierozpoczęta)
LINKI DO WSZYSTKIEGO:
Czy to koniec Maleca?
Pani Potter w czterech domach!
Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!
Rozważania Ton'ego Starka (po pijaku)
Puchaty Pajączek
Myśli, którę oddychają i słowa, które palą
Love makes us liars
wtorek, 18 lutego 2020
wtorek, 30 maja 2017
Miniaturka #1 Nocna Łowczyni z przypadku
Nocna Łowczyni z przypadku
ZANIM PRZECZYTASZ:
*Alec nie jest gejem.
*Imię Kin zmieniłam na Chrissy ale to tylko w tej miniaturce!
* Chrissy ma normalnie rodziców.
*Wiek bohaterów, Alec-19, Jace-18, Izzy, Clary-17, Maks- 10, Chrissy-18
*Magnus nie jest gejem, ma narzeczoną Anastazje.
* Chrissy chodzi do 3 klasy Technikum w Brooklynie
*Akcja dzieje się w dniu kiedy dziewczyna kończy 18 lat.
CHRISSY
Wraz z budzikiem wyskoczyła z łóżka. Miała wyśmienity humor. Tylko raz w życiu kończy się osiemnaście lat! Oficjalnie była dorosła. Jak była piętnastolatką wiele razy marzyła o tym dniu. Miała zaplanowany pierwszy tatuaż i porządnie spicie. Wraz z swoją przyjaciółką Sophie wybierały się na największą imprezę roku. Na tej imprezie zostało zaproszone wiele gwiazd w tym Selena Gomez, a nawet Beyonce! Zabrała z krzesła przygotowane wcześniej ubrania i ruszyła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała na siebie ciuchy, który długo wybierała wieczorem. Czarne krótkie spodenki i bluzka, która służyła jako stanik. Standardowo nałożyła mocny makijaż składający się z czarne szminki i kresek. Rodzice nie byli zadowoleni temu makijażowi ale dziewczyna miała to gdzieś. Nigdy nie miała dobrych stosunków z rodzicami. Nie była w patologicznej rodzice, tylko jej rodzice zawsze były na „nie". Przez co zaczęła uprawiać dużo sportów, aby nie być z nimi w domu. Zaczęło się od piłki nożnej aż skończyło się na Boksie. Uwielbiała czuć adrenalinę, zwłaszcza jak jej pięść stykała się z nosem przeciwniczki. Była najlepsza. Wszyscy o tym wiedzieli. Budziła strach w największych mięśniakach. Mimo niskiego wzrostu (170). Zabawne prawda? Kin była wysportowaną dziewczyną dzięki wieloma treningami, które były nieodmienną częścią jej życia była silna, szybka i niezniszczalna jeśli chodzi o człowieka.
Wyszła z łazienki i skierowała się do pomieszczenia zwanego kuchnią. Mieszkała w małym jednorodzinnym domku na obrzeżach miasta. Kilka domów dalej mieszkała jej najlepsza przyjaciółka Sophie, znały się od dziecka. Sophie jest niską blondynką o szarych oczach jest dziewczyną o ładnych kształtach przez co miała dużo adoratorów. Jednak jej serce było zajęte przez Gabriela, chłopaka o rudych włosach i niebieskich oczach. Jedynie Chrissy nikogo nie miała. Nie przeszkadzało jej to lubiła samotność. Chociaż w gorsze dni marzyła o cieple drugiego człowieka.
Pokręciła głową. Nasypała do miski płatków i polała zimnym mlekiem. Zabrała z szuflady czystą łyżkę i zaczęła spożywać śniadanie. W połowie konsumowania dostała wiadomość.
Małakulkablondu: Gotowa, najlepszą imprezę życia? Ze mną? Hasztag skromność XD
Ciemnadusza: Zawsze i wszędzie! :D Zaraz u ciebie tylko zjem śniadanie. Do zoba!
Małakulkablondu: Do zoba!
Dziewczyna z prędkością błyskawicy skończyła śniadanie, naczynie włożyła do zlewu i nie martwiąc się myciem, pobiegła do swojego pokoju. Zabrała szczotkę z parapetu i rozczesała ciemnobrązowe długie włosy. Spryskała się na koniec swoimi ulubionymi perfumami i zabrała małym kluczyk z tajnej skrzynki. Wróciła do kuchni po telefon i z krzesła zabrała swoja ulubioną skórzaną kurtkę. Ubrała zwykłe czarne trampki. Zakluczyła dom i skierowała się w stronę domu przyjaciółki. Dumny krokiem szła przez jedną znanych jej uliczek. Idąc poczuła nie przyjemny zapach, jakby zdechłe zwierze zaczęło się rozkładać. Zmarszczyła nos. Przyśpieszyła kroku. Będąc kilka metrów od domu przyjaciółki, usłyszała warknięcie. Gwałtownie się odwróciła. Serce zaczęło jej szybciej bić.
Przecież tutaj nie ma wilków!
Skierowała wzrok na jeden z większych krzaków. Zmrużyła oczy. Sama nie wiedziała czy to prawda czy może złudzenie ale widziała żółte oczy. Przełknęła gule rosnącą w gardle i obróciła się na pięcie. Nie obracając się już więcej pobiegła prosto pod drzwi przyjaciółki. Stojąc koło drzwi odetchnęła z ulgą.
Kin wydawało ci się.
Spokojnie tutaj nie ma wilków.
Zapukała kilkakrotnie. Po kilku sekundach pojawiła się Sophie, ubrana w pidżamę. Kin od razu zapomniało o żółtych oczach widzianych w krzaku. Podniosła jedną brew.
-Zanim coś powiesz. Wiedz, że znam odpowiedz.- blondynka zamknęła buzie- Idź się wykąpać, a ja ci pomogę wybrać odpowiedni strój- blondynkę pisnęła i rzuciła się na przyjaciółkę.
Brunetka poklepała ją po plecach i weszła do domu. Zamknęła drzwi i ruszyła do pokoju Sophie. Pokój Sophie był przeciwnością pokoju Chrissy. Jej pokój był pomalowany w radosnych kolorach, górował niebieski z zielonym, do tego wybrane zostały jasnobrązowe meble. Natomiast pokój Chrissy pomalowany był na odcień szarego, do tego kilka mebli w kolorach bieli idealnie współgrały ze sobą. Otworzyła szafę i bez żadnego zastanowienia wybrała dla przyjaciółki niebieską sukienki w kwiatki, do tego wygodne sandałki. Usiadła na łóżku i czekała na przyjaciółkę.
ALEC
Siedział wraz ze swoimi przyjaciółmi w jadalni. Czekali na informacje związane z córką Costanze. Wiedzieli, że dziś kończy osiemnaście lat i wybiera się do klubu. To był idealny moment, aby ją schwycić.
Nie była żadnym wrogiem lecz w Clave panuje zasada: „Jeśli para nocnych łowców opuszcza Świat Cieni i decydują się na dziecko. To dziecko należy do Clave."
-Coś czuje, że ta misja będzie łatwa- stwierdził Simon.
-No nie wiem, dziewczyna jest silna. – Isabela pokręciła głową-Widziałeś jak ona się bije? Jak na człowieka jest bardzo silna.
-Człowiek, który ma w sobie krew anioła- powiedział szarmancko Jace, który bawił się włosami Clary.
Clary niezbyt zainteresowana rozmową skupiła się na szkicu. Niedługo dzień Matki, więc chciało zrobić coś wyjątkowego. Podziękować Jocelyn za wszystko. Chociaż nie ma żadnej rzeczy, która pokazała by wdzięczność jej córki.
-A ty co sądzisz?- Isabella szturchnęła Aleca, który skupiony był na jednym ze zdjęć dziewczyny.
Alec przykuło zdjęcie, gdzie była ubrana skąpy strój sportowy. Miała na trening boksu, sportowy stanik i czarne krótkie spodenki. Bez bicia niebieskookiemu spodobała się dziewczyna. Była strasznie podobna do niego. Kiedyś bez niczyjej zgody obserwował dziewczynę jak wracała ze szkoły. Zachowywała się tak jak on. Bez trudu pamięta scenę jak jej przyjaciółka Sophie została poniżona słownie przez nową dziewczynę ze szkoły. Ruda laska nie wiedziała kim jest Chrissy i kto tutaj rządzi. Chciała być królową szkoły lecz jej się to nie udało, gdy Chrissy zrobiła z nią porządek. Ruda na kolanach przepraszała Sophie.
-Alec?- Isabela mocniej go szturchnęła, niebieskooki obudził się ze swoich przemyśleń.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie pary oczu (oprócz Clary, która dalej szkicowała) były skierowane na niego. Zmarszczył brwi udając, że się zastanawia nad pytaniem.
-Macie racje... Dziewczyna jest gorą...gotowa do obrony własnej więc musimy być ostrożni. Znała wiele sztuk obronnych- odkaszlnął.
-I tak wiemy co chciałeś powiedzieć Alec- uśmiechnął się Jace's.
-Przejęzyczyłem się!- oburzył się niebieskooki.
Clary podniosła głowę. Zaskoczona spojrzała na Aleca.
-Jakie jeżyki? Jace mamy jeżyka?- Jace wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, niedługo po nim reszta domowników.
-Kocham cie ty mój mały nie ogarku- złotowłosy pocałował rudowłosą w policzek.
-Nie traktuj mnie z góry!
-Trudno byłoby mi traktować ciebie z dołu. Jesteś za niska.
-A ty jesteś niższy od Aleca!- Simon z Isabella prychnęli.
-Nie ukrywajmy wszyscy są niżsi od Aleca- Czarnowłosa oparła głowę na ramieniu Simona.
-Nie jestem taki wysoki! Nie przesadzajcie!- próbował się Alec.
-Stary, ty masz powyżej dwóch metrów. Czym cie karmili? Odpadami z Czarnobyla?- spytał Simon.
-Bardzo śmieszne, Stefanie- mruknął Alec.
-Mam na imię Simon. Tyle lat się znamy i dalej nie pamiętasz mojego serio?
-Co on tutaj robi?- spytał zaskoczony Alec.
-Alec- ostrzegła go Isabella.
Wypowiedz Aleksandra przerwała Maryse, która bez ostrzeżenia weszła po pomieszczenia. Zaraz za nią pojawił się konsul czyli jej małżonek Robert. Zazwyczaj koło tej dwójki kręcił się Maks, lecz został wysłany do Instytutu w Polsce, aby rozwijać swoje umiejętności nocnego łowcy.
-Mamy informacje o naszego zaufane informatora. Dziewczyna wraz ze swoją przyjaciółką o godzinie 19 będę w klubie Pandemomiun. Ale zanim to nastąpi będzie u tatuażysty.
-Nie możemy jej wtedy złapać?- spytał Jace.
-Nie ma takiej opcji. Miejsce gdzie idzie najpierw jest obszarem wampirów, więc mogą nas oskarżyć o wejście na ich teren. Nikt nie może wiedzieć o naszym planie. – Robert ze stoickim spokojem odpowiedział na zadane pytanie.
-Macie kilka godzin na odpoczynek wykorzystajcie go mądrze. W klubie może być dużo demonów więc bądźcie ostrożni. My musimy niestety wracać do Idrysu. Clave nas wzywa. Niech Razjel ma was w opiece.
-Mamo!- krzyknęła Isabella- Na długo jedziecie?
-Na kilka dni córciu- odpowiedziała.
CHRISSY
Po kilku godzinach szykowania się i plotkowaniu dziewczyny podjechały taksówką do znanego w mieście tatuażysty. Chrissy nie ukrywała swojego podniecenia, chociaż za tym podnieciem krył się strach, który szczelnie ukrywała się swoja przyjaciółką.
-Tęsknie za swoim chłopakiem!- westchnęła Sophie.
-A moje serce krwawi rozpaczy na tą myśl. Jutro wieczorem się spotkacie nie przeżywaj.
-Może masz racje?- Chrissy prychnęła.
-Ja zawsze mam racje!- Sophie przewróciła oczami.
-Chciałbym być jak ty.- stwierdziła po dłuższej chwili Sophie.
-Uwierz mi nie chcesz. Jestem tylko zwykłą dziewczyną, która walczy o swoje.
-Pod delikatną powłoką kryje się wojowniczka.
-Naucz mnie walczyć...- zaczęła brunetka.
- A ja pokaże ci jak wygrywać- dokończyła blondynka.
-Wchodzimy?- stały pod niewielkim budynkiem z czerwonej cegły.
Brunetka popchnęła drzwi. Usłyszały dźwięk przybycia gości. Przed dziewczynami pojawił się przystojny blondyn z wieloma tatuażami. Chrissy zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła nieznane jej znaki. Dała sobie rękę uciąć, że w poprzedniej wizyty nie dopatrzała się nowych tatuaży. Poprzednie spotkanie było nie cały tydzień temu. U chłopaka pojawiła się dziwna iskierka.
-Witam cię, możemy od razu zaczynać?- kiwnęła głową.-Jak się nazywać?- zwrócił się do jej przyjaciółki.
-Sophie- uśmiechnęła się nieśmiało.
-Piękne imię dla piękne pani- puścił jej oczko.
-Ona jest zajęta- Brunetka warknęła- Możemy już zacząć?
-Oczywiście lecz Sophie musimy to zostać. Wiesz BHP.
-Rozumiem- kiwnęła głową i usiadła na czerwonej sofie.
-Chodźmy.
Pomieszczenie do którego została zaprowadzona było przeraźliwie białe. Pokój pełen igieł wyglądał jak jedno z pomieszczeń wyjętych z psychiatryka. Ściągnęła skórzaną kurtkę i zawiesiła na krześle.
-Połóż się, zaraz w ramie wbije ci znieczulenie.- kiwnęła głową i zrobiła to co jej kazał.
Z ciekawością obserwowała ruchy blondynka, który z gracją kota przygotował jakąś mieszankę. Dziewczyna nie mogła się doczekać. Wierciła się niespokojnie po fotelu. Po dłuższym czasie chłopak podszedł do niej ubrany w fartuch i specjalnie rękawiczki. Bez słowa wstrzyknął jej substancje. Zachłysnęła się powietrzem i zemdlała.
ALEC
-Alec możemy pogadać?- spytał jego parabatai.
Byli w zbrojowni, uzupełniali braki w broniach, które mieli użyć na misje. Nie ukrywał swojego zdziwienia zadanym pytaniem. Złotowłosy był bardzo poważny.
-Co się stało?- zabrał strzały, które były koło jego ukochanego łuku.
Każdy nocny łowca w wieku dziesięciu lat wybiera jaką broń przewodnią w czasie walki. Isabella miała bicz. Clary dzięki swojej mocy miała Stelle. Jace długi miecz. Simon krótki miecz. Odkąd pamiętał zawsze miał ze sobą łuk i to nigdy się nie zmieni.
-Stłum swoje emocje bo się będziesz mógł się skupić na walce. Jesteś moim parabatai bracie. Wiem, co czujesz. Musisz być świadomy, że dziewczyna może cie znienawidzić. Za zabranie jej z normalnego życia- słowa Jace'sa były jak kubeł zimnej wody, nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Cała sprawa nabrała całkiem inny wymiar sprawy.
-Dzięki, Jace.
-Zawsze do sług.
KIN
Niechętnie otworzyła oczy, ciało w różnych miejscach piekło ją miłosiernie. Skierowała wzrok na blondyna, który z interesowaniem przyglądał się dziewczynie.
-Co się stało?- wychrypiało.
-Zemdlałaś zanim zacząłem proces. Jesteś nie gotowa, przykro mi.
-To nie możliwe! Ja...
-Wybacz ale zaraz mam kolejną wizytę- podał jej kurtkę, którą niechętnie ubrała.- Do zobaczenia.
Spojrzała na niego z niechęcią. Otworzyła drzwi. Przyjaciółką oderwała się z czasopisma. Sophie nie musiała o nic pytać bo z twarzy przyjaciółki dała się czytać jak z otwartej. Rzuciła gazetę i złapała Chrissy za rękę.
-Pójdziemy do klubu i porządnie się najebiemy okey?
-Z wielką przyjemnością.
Wyszły z lepszymi humorami. Nawet nie zdawały sobie sprawy jak to zmieni życie jednej z nich. To nie była zwykła wizyta...
Jak wam się podoba miniaturka? Dopiero spotkanie Aleca i Chrissy nastąpi w kolejne części! Jutro zacznę pisać kolejny rozdział do głównej historii :D Za wszystkie błędy przepraszam! Jeśli widzisz błąd napisz mi to. Ja nie gryzę jestem wdzięczna za takie komentarze. Pierwsza część jest... takim wprowadzeniem.
niedziela, 21 maja 2017
Rozdział 27
Hej! Tu autorka tego opowiadania. Jak widzicie opowiadanie
zostało zatrzymane w momencie kiedy Kin miała się dowiedzieć prawdy J
Długo się nie odzywałam bardzo was za to przepraszam ale nowa
szkoła, nowe otoczenie ;/ Dla tego
postanowiłam wrócić! Chcę skończyć tą historię, od razu uprzedzam, że nie ma
już Alixe, która poprawiała błędy dlatego przepraszam z góry za każdy błąd!
Zapraszam do czytania!
KIN
-O co wam chodzi? Przecież wiem kim jestem!- powiedziała
oburzona.
Ale czy na
pewno?
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, zakapturowane postacie
wyglądające jak posągi, okrążyły ją. Nie
miała gdzie uciec. Cisi Bracia byli silniejsi od zwykłych nocnych łowców. Wyprostowała się i niepewnie kiwnęła głową.
Czuła się coraz bardziej nieswojo, jakby ciężar wiedzy bijący od cichy braci ją
przytłaczał. Światło bijące od magicznych kamieni dawało tajemniczą aurę.
Skoro wiesz
kim jesteś to czemu nie utwierdzisz się w przekonaniu?
-Bo..bo..bo.. będzie chcieli mnie namącić w głowie!- pisnęła.
Ja
Jeremiasz przysięgam na Anioła Razjela pokazanie ci prawdy i tylko prawdy. Czy
jesteś gotowa?
-Na co go…- Jeremiasz złapał ją głowę, dziewczyna upadła na
podłogę, oczy automatycznie zamknęły się.
Czarownica przez moment widziała ciemność aż nagle pojawiło
się światło, niedaleko niej pojawiła się ławka. Rozejrzała się wokół. Czuła się
jak Harry Potter, który dostał zaklęciem niewerbalnym. Spojrzała na swój strój,
była ubrana w strój bojowy. Nagle znikąd
pojawiła się ławka, usiadła niepewnie.
-Gdzie ja jestem?- szepnęła do siebie.
-W swoim umyśle- Kin odwróciła się gwałtownie, serce zaczęło
jej dudnić jak oszalałe.
Zobaczyła kopie siebie.
Przed nią siedziała wysoka dziewczyna w złotej sukni, włosy miała
rozpuszczone, na twarzy widniał delikatny uśmiech. Czarownica z ciekawością przyjrzała się nowej
przybyłej.
-Jak to jest możliwe? Ale… Czekaj co?- zaczęła machać rękami.
-Spokojnie. Zaraz ci wytłumaczę ale najpierw- kobieta puknęła
palcami dziewczynę.
-Ała! Za co?- pomasowała czoło.
-Chciałam cie upewnić, że jestem prawdziwa- uśmiechnęła się szeroko.
-Aha- prychnęła.
Kobieta w złotej sukni klasnęła.
-Może to być skomplikowane ale jestem tobą. Nawet w tej
chwili..
-Ale dlaczego?- kobieta przewróciła oczami.
-Zapomniałam jaka jestem
irytująca. Nie przerywaj mi okey? Każdy nocny łowca ma dusze podzieloną
na dwie części. NIE PRZERYWAJ- Kin zamknęła usta- Cisi Bracia robią rytuał, aby nowo narodzone
dziecko nie zostało opętane przez demona. Czyli dwie dusze są zamknięte dla
demonów ale otwarte, związane dla siebie. Dlatego możemy porozmawiać ze sobą.
Jak wiesz są wyjątki taki jak Jace Herondale. Ale on nie jest ważny. Każdy dusza
nocnego łowcy jest w niebie i na ziemi.
Jeśli umrze dwie połówki łączą się i są w niebie. Czekają na urodzenie się
dziecka, aby znów spełniać swoją misje. Walka bez końca można rzec. Na razie
rozumiesz?
- Gorsze to niż funkcje matematyczne z matmy ale ogarniam.
Mój dalej.
-A na czym to ja skończyłam? A! Jesteśmy Aniołem wyższej
rangi. Znaczy, że nasza dusza jest silna od innych. Zostałam poproszona przez Razjela, aby zabić
Valentine. Wszyscy myślą, że Aniołowie pilnują swoich nosów lecz to nie prawda!
Jesteśmy z nocny łowcami zawsze kiedy nas potrzebują tylko czasem tego nie
widzą.- uśmiechnęła się smutno.- Od razu się zgodziłam, bo i tak nie długo
miałam zejść na ziemie.
-Jeśli nie długo miałam zejść za ziemie to Kto…
-Naszym rodzicami? Spójrz na prawe ramie.- dziewczyna zrobiła
to co kazała- Legenda, która jest prawdą, Anioł kiedyś dotknął ramie pierwszego
potomka Herondale i teraz każdy potomek
ma ten symbol. A naszymi rodzicami jest Cecylie Herondale i Stephen Herondale
jest jedno ALE. Zanim Cecylie popełniła
samobójstwo to była w podwójnej ciąży. Nikt nie wiedział oprócz Cisi
Braci. Można powiedzieć- zaśmiała się-
że magicznie przez brzuch zostałam urodzona Zanim Valentine nas dopadł. Zostałyśmy podrzucone do Domu Dziecka, gdzie
miałam się nauczyć ludzkich uczuć.
-Ale… po co skoro Jace nie musiał to czemu ja miałam?
-Bo miałaś więcej krwi anioła niż normalny Nelfin a do tego
ten dupek Valentine dawał Cecylie krew przez co byłaś nieludzka.
Kin złapała się za głowę, posiadała za dużo informacji.
Nurtowało ją dwa pytania. Kobieta położyła dłoń na jej ramieniu i pogłaskała.
- Pytaj śmiało, musisz odkryć prawdę. Pamiętaj lepiej znać
najgorszą prawdę niż żyć w kłamstwie.
-Gdzie w umyśle mi świta, że miałam moc czarownika to…
prawda?- kiwnęła głową- Ale jak to czemu czuła się taka pusta?- kobieta
westchnęła.
-Zostało ci podane napój, który zakrył twoje moce. A! Zapomniałabym, twoje moce zostały
podarowane przez upadłego Lucjusza. Ma
wieczny zakaz wejścia do nieba ale jeśli chodzi o pomoc niebu to zawsze pomoże.
Nadejdzie taki dzień, kiedy bramy będą
dla niego otwarte. Ten prezent bardzo
nam pomógł bo do swoich skrzydeł przyjął cie Magnus Bane- kobieta zamilkła, a
Kin zalały wspomnienia z Magnusem- To on cie wychowywał i oczywiście Mistrz ale
on spoczywa w spokoju.
-Do czego jestem potrzeba Sebastianowi i Valentinowi?-
oddychała coraz ciężej, z trudem przyjmowała prawdę.
Nie ukrywała swojego zdziwienia, lecz w końcu wszystko
składało się w jasną całość.
-Valentine chcę wrócić z piekła na ziemie, aby zniszczyć i
wszystko. Muszę teraz skupić. Gdy
dostaniesz miecz Anioła będziesz miała tylko szansę. Będziesz musiała trafić w prosto w jego
serce. Jego dusza zniknie na zawsze. Valentine Morgenstern przestanie istnieć
na zawsze.
-A Sebastian? –wyjąkała.
-Zostanie uratowany. Mimo, że jest synem Valentine zrobił
dużo dobrego, wiele ludzi podczas głosowanie wybierze ratowanie go. Jest jedna rzecz, którą ci nie
powiedziałam. Jesteśmy związane z
Sebastianem musisz go uratować. Sama twoja obecność wypala w nim zło- kobieta wstała
z gracją i podeszła do kopii Sebastiana.- Tylko ty możesz go uratować. Pamiętaj Kin Herondale.
czwartek, 20 października 2016
Rozdział 26 1/2
Przepraszam ale szkoła... dobija...
KIN
Następnego dnia, rano.
Obudziła się cała obolała,
uśmiechnęła się pod nosem. Dotknęła pościeli, Sebastiana nie było.
Westchnęła.
Przed oczami miała
sytuacje po spotkaniu się z „Mistrzem”.
Dalej czuła na sobie dłonie Sebastiana, usta na szyi i nie znane
uczucie, które pierwszy raz doświadczyła. Po jej plecach przeszedł przyjemny
dreszcz. Otworzyła oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie leżały jej
rzeczy. Zsunęła kołdrę i poczłapała do łazienki. Podeszła do lustra i odwróciła
się plecami. Odwrócona V dalej
znajdowało się na łopatkach. Nie tylko blizna przyciągała wzrok, runy wypalone
na skórze też. Próbowała cokolwiek sobie przypomnieć, lecz irytująca pustka
dawała sobie we znaki.
Przetarła twarz
dłonią. Napełniła wannę wodą, nie zważając na temperaturę weszła do niej po
samą szyje. Zabrała gąbkę z półki, wybrała ulubiony żel pod prysznic i
namydliła ciało. Nie starając się o
delikatność wyszorowała całe ciało. Postanowiła od dzisiaj dbać o siebie, aby
Sebastian był z niej dumny. Przyszła pani Morgenstern. Wyszła z wanny, gdy woda
zrobiła się zimna. Wytarła się puchatym ręcznikiem, ubrała na siebie strój
nocnego łowcy, którego nie było jak weszła do łazienki. Pewnie ukochany przyniósł jej jak pływała w
marzeniach. Materiał był przyjemny w dotyku.
Rozczesała długie włosy i splotła w dwa warkocze. Gotowa wyszła z
łazienki, stamtąd skierowała się do kuchni. Gdzie czekał na nią chłopak z duszą
demona.
-Jedz.- rozkazał.
Zieleń została zastąpiona czerwienią. W duchu westchnęła.
Posłusznie zjadła obfite śniadanie. Po
czym za „prośbą” białowłosego do pokoju, który zawsze był dla niej
zamknięty. Z kieszeni wyciągnął szary
klucz i wysunął do środka. Usłyszawszy charakterystyczny dźwięk popchnął
drzwi. Na widok pokoju dziewczyna
rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Pokój (wielkości salonu) był pełen broni od
sztyletów do długich mieczów. Dziwne
ciepło rozlało się po ciele. Nie zwracając uwagi na Sebastiana zaczęła pakować
w siebie broń do poszczególnych przegródek, kieszeń, butów i tym podobne. Gotowa, uniosła dumnie pierś i spojrzała na
Sebastian, który miał trudną do odgadnięcia minę.
-Jestem gotowa.
-Brakuje ci tylko jeszcze jednej rzeczy.
-Jakiej?- wyciągnął z kieszeni długi przedmiot, który na
początku wyglądał jak kredka świecowa powiększona kilkakrotnie.
-Stela, należała do mojej matki* Chcę, abyś ją miała. Nie
przyjmuje od mowy.- warknął, po czym dał stele brunetce.
-Dziękuje- spojrzała z czułością na przedmiot i schowała go
do wolnej kieszeni.
-Zaraz czarownik przeniesie cię do wejścia do Miasta Kości,
tam musisz odebrać własność Valentine, czyli miecz Anioła…
-Ty nie idziesz ze mną- spytała zaskoczona.
-Mam w sobie…- głos załamał mu się-… za dużo krwi demona na
wejściu mogliby mnie złapać.
-Och.- zasmuciła się.
Jednym susem znalazł się koło i oparł czoło o jej. Serce
zabiło jej szybciej. Przy nim nie mogła racjonalnie myśleć. Brakowało jej tchu,
pragnęła go znowu. Pragnęła go zawsze.
-Uważaj na siebie- pocałował ją w czoło i popchnął w bramę,
która pojawiła naprzeciwko nich.- Przyszła pani Morgenstern- wyszeptał.
Zamknęła oczy. Była
zaskoczona. Wir bramy porwał ją. Mimo zamkniętych oczu, widziała kolory. Nieprzyjemny ucisk w żołądku trwał do końca
podróży. Po chwili leżała na grobie
jakiejś starszej pani. A dokładnie Pani Pomfrey, urodzona w 1875 a zmarła 1955.Natychmiast
wstała. Rozejrzała się po cmentarzu.**
Był wczesny ranek słońce walczyło z chmurami. Więc było mało prawdopodobne,
że ktoś ją tutaj znajdzie. Była sama. Poczuła się wolna.
-Kin ogarnij się. Masz zadanie do wykonania- ale czy na pewno
robie właściwie?
Odnalazła anioła i przekręciła kielich. Nikt nie mówił jej jak ma się tam dostać,
używała instynktu, który na razie jej nie zawiódł zobaczmy co będzie później.
Wzięła głęboki oddech. Wyciągnęła miecz i weszła do środka. Korytarze oświetlały pochodnie. Dziękowała sobie w duchu za zabranie
kamienia, który oświetlił drogę. Czuła, że coś jest nie tak. Nie mogło być tak
prosto ktoś powinien ją złapać. Przecież to Miasto Kości! Najbardziej strzeżone miejsce na świecie zaraz
po Idrysie. Opuszkami palców dotykała
szczątek poległych nocnych łowców, czuła siłę bijących od nici h. Każdy Nelfin
miał swoją historie, która zostanie nigdy nie odkryta przez zwykłego człowieka.
Każda kropla krwi ukryta przed ludźmi. Demony nie znają litości…
Po dłuższym czasie
trafiła do pomieszczenia, gdzie czekał wyznaczony przez Mistrza cel. Powieszony był na środku. Podeszła do niego i
spojrzała w górę. Nagle wszystkie
pochodnie buchnęły większym ogniem niż wcześniej. Krzyknęła zaskoczona,
gdy wysokiego postacie pojawiły się
znikąd. Sparaliżowana wypatrywała się w Cichych Braci. Jeden z nich ściągnął
kaptur. Gdy dziewczyna zobaczyła jego twarz pragnęła zamknąć oczy ,lecz tego
też nie mogła zrobić, jakaś niewytłumaczalna siła zmuszała ją do posłuszeństwa.
Czas abyś poznała
prawdę o sobie córko Razjela
*Matka Clary i Sebastiana miała dwie stelę, jedna posiada
Clary, a drugą ma oficjalnie Kin, która należała do blondyna.
** Wejście inspirowane filmem Miasto Kości.
sobota, 17 września 2016
Rozdział 25
SEBASTIAN
Zrobił wszystko by przedłużyć nie przyjście na spotkanie.
Miał w planach odkurzyć pustynie, która
była za oknem lecz wiedział, że obowiązki są ważniejsze. No cóż… niech Litlich
ma go w opiece. Valentine stał w kręgu tak jak go zostawił. Z daleka mógł dostrzec
pogardę kierowane w jego stronę. Schował swoje „ludzkie” uczucie i podszedł na
tyle blisko kręgu by wyczuć typową dla demonów padlinę.
-Ile można czekać? – spytał Valentine.
-Wybacz ojcze, miałem dużo spraw do załatwienia.
Mogło się wydawać, że były nocny łowca westchnął bądź
prychnął. Ciężko określić, struny
głosowe, które uległy zniszczeniu, wydawały jazgot podobny do umierających
demonów. Słodko prawda?
-Za dawnego życia byłem cierpliwym lecz teraz pragnę ją
zobaczyć. Mój powrót na Ziemie! Przyprowadź ją Sebastianie. Potępieni czekają!
Ukłonił się i jak najszybciej opuścił pomieszczenie. Nawet
nie zdawał sobie sprawy, że przez dłuższy czas wstrzymywał oddech. Oparł się o najbliższą ścianę. Włosy opadły mu na czoło, nie miał sił ich
poprawić. Zawsze brakło mu sił na spotkanie z ojcem. Jakby ktoś lub coś…
wysysało z niego demoniczną moc. Machnął ręką. Może mu się przywidziało?
Wzruszył ramionami. Dzięki rozwiniętemu
słuchu mógł co dokładnie dziewczyna robi. Bardzo przydatne. Wyciągnął stele i na ramieniu nakreślił runę
dzięki, której mógł podejść do obiektu
bez żadnych zmartwień, że zostanie usłyszany.
W kilku krokach znalazł się przed salonem gdzie czarownica ubrana była w
białą sukienkę, na nogach miała zwykłe trampki
a włosy związała w koka. Runy idealnie były teraz widoczne. Sebastian
nie zdawał sobie sprawy, że oblizuje wargi. Dziewczyna odłożyła worek na śmieci
i wytarła mokre od potu czoło. Usiadł na fotelu i przymknęła oczy. Chłopak z duszą demona mógł przestudiować
rysy twarzy Kin. Jego serce zabiło szybciej, gdy ciemno-zielone oczy spojrzały
w jego stronę. Przybrał jedną ze swoich mask. Wolnym krokiem podszedł do
dziewczyny i złapał ją za nadgarstek. Nie zwrócił uwagę na syknięcie czarownicy,
która nie ukrywała bólu.
-Idziemy- warknął.
Posłusznie ruszyła za nim. Musiała za nim wręcz biec. Może i
była wysoka ale jej 185 a 2 metry robią
wielką różnice zwłaszcza pomiędzy płcią.
Sebastian (nie okłamujmy się) jest dobrze zbudowany. Ściągnął z szyi wisiorek, na którym widniał
klucz. Włożył go i przekręcił dwa razy.
Czarownica rozmasowała nadgarstek, który miał kilka siniaków, westchnęła
w duchu. Ciężko było kochać kogoś, kto nie rozumie miłości. Od razu w oczy rzuciła się jej postać w
kręgu. Wydawała się jej dziwnie znajoma. Cofnęła się o krok pragnąc uciec z
pomieszczenia lecz klatka piersiowa Sebastiana
nie umożliwiła planu.
-Podejdź dziecko.- zrobiła niepewny krok w stronę demona.
-Kim ty jesteś?- wydusiła w końcu.
-Jestem osobą, która ci powie kim jesteś, kto jest twoim
rodzicem, ale zanim to zrobię… Przedstawię się. Jestem Valentine.
-Wiesz kim jestem?! Skąd…? Ale jak?
-Usiądź.
Odwróciła się. Zobaczyła za sobą fotel, patrząc Valentine w
„oczy” oczekiwała z wielką ciekawością. Nie pamiętała nic odkąd obudziła się w
pokoju. Pragnęła wiedzy, której jej zabrano.
-Nazywasz Kunegunda twe nazwisko nigdy nie było ci potrzebne.
Jesteś wysłannikiem niebios, niegdyś pierwsza żona Jonathana wróciłaś na
ziemie, aby uratować ludzkość. Tak
naprawdę nigdy nie miałaś rodziców, przez Anioła Razjela „podrzucona” do
sierocińca, abyś nauczyła się ludzkich
uczuć… Jednak nie spełniłaś swojego
pierwszego zadania, zbrukana zostałaś krwią podziemnego, który nauczył się
samych negatywnych cech. Wszystkie
przeżycia (od Autorki: niedoszły gwałt) miały nauczyć cie skruchy, jaki
prawdziwy anioła powinien zaznać. To
nie wszystko… Wyczuwam w tobie krew Lucjusza. Anioła, który gardził ludźmi… Wszystko się
zgadza…
-Czyli jestem…
-Anioł zbrukany krwią potępionego, który musi odkupić swojego
grzechy poprzez uratowania mnie. Zostałem
wrobiony, musisz mnie uratować aby wrócić do swojego prawdziwego domu.
Dziewczyna odpędziła chęć syknięcia z bólu, Sebastian wpił
palce w jej ramie. Była pewna na sto procent, że jutro będzie miała siniaki.
-Od teraz mówi mi Mistrzu.- dziewczyna poczuła ból w sercu, nie mogła zrozumieć czemu.
-Co mam zrobić… Mistrzu?
-Sprowadź mi miecz Anioła, który został ci zabrany. Przynieś
mi i zbrukaj swoją krwią krąg a twe grzechy zostaną odpuszczone. Użyj mocy,
która została ci przeznaczona. Używaj w nagłych przypadkach. Wystarczy jedna chwila, aby zostać wyrzuconym
z raju. Bądź błogosławiona jak twoja
misja.
-Dziękuje Mistrzu. – uklękła na jedno kolano i pochyliła
głowę.
Po czym wyszła z pokoju wiedząc, że czas, który był jej
poświęcony został wyczerpany. Szybkim krokiem ruszyła do pokoju. Nie
sprawdzając czy drzwi są zamknięte.
Rozebrała się do bielizny i obróciła plecami do lustra. Znała każdy zakątek swojej skóry aż do teraz…
Na łopatkach były wyryte odwrócone V, które nie wyglądało zaciekawienie. Samo
patrzenie sprawiało ból.
-Czemu ci nie wierze mistrzu?- szepnęła,
-Kin?- porwała z łóżka pierwsza lepszą rzecz i
przykrywała półnagie ciało.
Cała czerwona ze wstydu wpatrywała się w Sebastiana, który
też był zaskoczony. Zamknął za sobą drzwi i wolnym krokiem podszedł do
dziewczyny. Jego zielony oczy wpatrywały się z pożądaniem. Wyrwał ubranie, które kurczowa trzymała.
Dłonie położył na biodra i schylił głowę. Szepnął jej dwa słowa, które sprawdziły,
że dziewczyna miała nogi jak z waty:
-Jesteś moja.
wtorek, 30 sierpnia 2016
Rozdział 24
Zanim
przeczytasz rozdział zerknij na ten krótki fragment z szóstej części Darów
Anioła. Zrozumiesz wiele rzeczy w tym…
Sebastiana. Może. Uwaga są to urywki fragmentów! Pisałam z książki więc mogą
się pojawić błędy.
„ Anioł-
powiedziała Clary.- Jak miał na imię?
Zaskoczony
Sebastian wahał się przez chwilę.
-Anioł?
-Ten,
któremu obciąłeś skrzydła i wysłałeś je do Instytutu. Ten, którego zabiłeś.
-Nie
rozumiem. Co za różnica?
-Owszem, nie
rozumiesz- stwierdziła Clary. – To, co zrobiłeś, jest zbyt straszne, żeby
wybaczyć, a ty nawet nie wiesz jak straszne.
I właśnie dlatego nie. Dlatego nigdy. Nigdy ci nie wybaczę. Nigdy cię nie pokocham. Nigdy.”
„-Ale to
jest nasza krew.- Sebastian kładł nacisk na każde słowo.- Zresztą, ty przyjęłaś
miecz. Chciałaś go. […]
-Kłamiesz,
kiedy mówisz, że nigdy mnie nie pokochasz. Że jesteśmy różni. Kłamiesz tak samo
jak ja…
-Przestań,
Zabierz ode mnie ręce.
-Ale ty
jesteś moja. Chcę, żebyś… potrzebuje…”
„-Chcesz,
żeby ona chciała pójść z tobą. Wszyscy w twoim życiu tylko tobą gardzili.
Matka. Ojciec. A teraz twoja siostra. „
-Nawet w
snach nie jesteś sam. […] Ale jak znajdziesz kogoś, kto cię zrozumie? Ty nie wiesz, co to miłość. ‘’
KIN
Obudziła się
wypoczęta. Ciepło bijące od chłopaka
sprawiało, że czuła się jak w domu. Uśmiechnęła się. Pocałowała go w obojczyk i
obróciła się na bok. Sebastian mruknął przez
sen i przytulił się do pleców dziewczyny, szczelnie owijając ją nogami. Po
dłuższym czasie w jednej pozycji obróciła się twarzą do chłopca z duszą demona. Palcem wskazującym jeździła po policzku,
kącikach ust. Serce zabiło szybciej, gdy ujrzała duże zielone oczy, lekko
zamglone. Obserwował każdy jej ruch.
-Jesteś
piękny- szepnęła.
-A ty moja-
powiedział z seksowną chrypą, na jej policzkach pojawiły się rumieńce.- Głodna?
-Troszku-
popatrzyła na kołdrę.
-To czemu
mnie nie obudziłaś wcześniej?- podniósł się na łokciach.
Mimowolnie
spojrzała na tors chłopaka. Chociaż
chłopak miał wiele blizn, które powinny odpychać czarownicę, ona pokochała
je. Chłopak ściągnął kołdrę, którą był
przykryci. Złapał ją za biodra, przez co
musiała go objąć nogami. Policzkiem
przytuliła się do torsu chłopaka, poczuła silne dłonie na plecach. Wreszcie
była szczęśliwa…
SEBASTIAN
Posadził
osobistego anioła na blacie. Lecz zanim
zabrał dłonie z jej bioder, złożył na ustach krótki pocałunek, który przerodził
w burzę namiętności. Koszulka dziewczyny
podwinęła się do góry, przez co miał idealny dostęp do nagiej skóry. Romantyczną chwile zepsuła dziewczyna, a
dokładnie brzuch dziewczyny. Wybuchnął śmiechem.
-Ktoś tu
domaga się jedzenia- na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.
-Pomóc ci?
-Nie.
-Ale ja chcę
ci pomóc!- spojrzała w jego oczy i od razu tego pożałowała.
Zielone oczy
poszły w niepamięć. Teraz czarne oczy patrzyły na nią z nienawiścią. Skuliła się.
-Jesteś taka
głupia? Nie rozumiesz słowa „nie”?- złapał ją za nadgarstki.
-Sebastianie…
to boli- zaszlochała.
Chłopak od
razu ją wypuścił i cofnął się o krok. Czuła, że walczy ze sobą. Ze swoim
osobistym demonem. Po długim minutach, zieleń, którą kochała wróciła na swoje
miejsce. Wróciła do poprzedniej pozycji. Zielonooki zrobił krok i przytulił do
siebie czarownicę. Głaskał ją po plecach i szeptał przeprosiny we włosy.
- Po
południu zobaczysz się z moim ojcem.
-Okey-
powiedziała z dziwną nutką głosie.
-Ale
najpierw śniadanie.- rzekł radośnie.
Teraz to on
był szczęśliwy…
MAGNUS
Przeklinał
swojego najlepszego przyjaciela. Płonący list zgasł dopiero po dłuższym czasie.
To znak, że Ragnor jest bardzo zajęty przez co nie szybko przeczyta list.
Zdenerwowany podpalił kot swojego kota. Biedny futrzak musiał wskoczyć do
wazony pełnego wody przez co wyglądał niekorzystnie. Prychnął oburzony i
pobiegł na górę w myślach przeklinać swojego pana.
Wielki
Czarownik Brooklynu nie mógł usiedzieć w miejscu w jego głowie była prawdziwa
wojna myśli. Zastanawiał się gdzie mógł popełnić błąd, zrobił wszystko, aby
jego córka była bezpieczna. Usiadł na sofie i napił się zimnej kawy, którą
„zamówił” w Itace. Gorzki płyn wypełnił jego gardło, pożałował tego. Usłyszał
pukanie. Strzelił palcami i drzwi otworzył się z hukiem. Osoba bez wahania weszła do pomieszczenia,
znajomy zapach perfum dotarł do jego nozdrzy. Aleksander Lightwood usiadł na
sofie obok czarownika i napił się zimnej
kawy, która była na stoliku. Jego twarz nabrała grymasu. Magnus kątem oka
oglądał poczynania nocnego łowcy po czym prychnął. Ten głupi gest
niebieskookiego w jakiejś części rozśmieszył czarownika.
- Czemu my
musimy walczyć za ten świat? – spytała lec bardziej do siebie niż Magnusa.
-Bo ludzie
są słabi, boją się swoich lęków. Wyobraź sobie dorosłego mężczyznę, który
wygląda jak twardziej ale zobaczy swój najgorszy koszmar przed sobą. Jak
myślisz co zrobi? Będzie walczył czy ucieknie? Nawet jakby chciał to nie miałby
czym. Jesteście darem nieba, czy wam się to podoba czy nie.
Aleksander
już szykował się na odpowiedzenie na „ Jesteście darem nieba, czy wam się to
podoba czy nie.” ale ciche pukanie
przerwało rozmowę dwójki mężczyzn.
Czarownik i nocny łowca zerwali się z sofy i pobiegli do drzwi. Za
drzwiami stała babcia, która
znikała. Zaskoczeni nic nie zrobili.
Wpatrywali się w kobietę, która zniknęła i zostawiła koszyczek a w nim zielone
dziecko. Mags podniósł koszyk i z Aleciem
wrócili do salonu. Przez pół nocy dyskutowali
co z małym czarownikiem zrobić. Wreszcie postanowili, że je zaadaptują i
nazwą Malec.
KIN
Siedziała
sama w salonie ubrana w białą sukienkę. Sebastian musiał gdzieś pójść nie był z
tego powodu zadowolony wręcz nie przeciwnie… wkurzony. Rozejrzała się po pomieszczeniu nie było za
czysto. Pokręciła głową.
-Jeśli mam
tu mieszkać, to musi być czysto.
Pobiegła do
kuchni i wyciągnęła worek na śmieci.
Zanim zabrała się za sprzątanie ubrała na siebie kapcie , które
wyglądają jak małe kaczuszki. Wybuchnęła śmiechem i zabrała się do pracy. Po
godzinie cały dom lśnił czystością. Zmęczona usiadła na krześle. Przed nią
leżały dwa worki najróżniejszych śmieci. Otarła mokre czoło. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana…
Krótki? Wiem.
Zmęczona
brakiem wakacji? Tak.
Zaraz koniec
opowiadania? To dopiero początek!
Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie xD
Pytanko.
Widzicie
zmianę u Sebcia? XD
piątek, 12 sierpnia 2016
Rozdział 23
Sebastian.
Dziewczyna z
zaciekawieniem oglądała „ich” dom. Ubrana w
kwiecistą sukienkę biegała po domu. Runy oplatały jej ciało jak bat rękę
Izzy.
Podchodziła
każdego mebla i podnosiła różne przedmioty. Cierpliwie za nią szedł, jakby był
jej cieniem. Przegonił ciepło, które
rozlało się po sercu. Nienawidził ludzkich uczuć. Miłość jest słaba. Kochać to
niszczyć, a kochanym to zostać zniszczonym.
-Co to?-
spytała unosząc szkatułkę z inicjałami J.C.
Rozszerzył
oczy ze zdziwienia. W dwóch podskokach znalazł się przy niej i odebrał
szkatułkę. Przestraszona cofnęła się o krok.
-Nigdy.
Więcej. Tego. Nie. Dotykaj.- wycedził.
-Przepraszam-
wyszeptała i spuściła głowę.
Westchnął.
Odłożył pudełko i złapał dziewczynę za nadgarstek. Dzięki wyczulonym zmysłom
usłyszał przełknięcie śliny oraz szybkie bicie serca. Bała się niego. Był
potworem. Z nadludzką siłą pociągnął ją do sypialni. Jego sypialni. Popchnął na łóżku. Wystraszona odsunęła się
od niego.
-Wiesz czego
teraz potrzebuje?- warknął.
Oddychała
głęboko. Zielone oczy z ciemniały.
Sebastian miał ją zaatakować ustami, sprawić ból jaki robi innym „kobietom”.
Jeśli kobietę można nazwać, która jest demonem. Lecz ona pociągnęła go do
siebie i… po prostu przytuliła. Przylgnęła całą siłą. Obróciwszy się na plecy, poczuł jak włosy
dziewczyny muskają jego policzek. Gorący oddech atakował jego szyje. Zacisnęła oczy. Nie ruszała się. Jedynie
unosząca się klatka piersiowa dawała oznaki, że żyje. Położył dłonie na jej
plecach, zataczając kręgi na plecach, poczuł przyjemne dreszcze. Po dłużej
chwili dziewczyna zasnęła, a on razem z nią. Z kłamstwem, które wyżerało go od
środka.
Jestem potworem.
Jestem potworem.
Jestem potworem.
Magnus.
Kolejna
nieprzespana noc.
Kolejne
daremne szukanie.
Utrata
wiary.
Samotnie
upijał swoje smutki.
Zmusił
resztę do wyjścia. Nie mógł na nich patrzeć. Ich dusze zalane smutkiem
wprawiały go w bezradność. Westchnął. Wyczarował sobie ognistą i jednym
duszkiem wypił zawartość szklanki. Wiedział, że to nie koniec.
ALEC
Połknął
kilka tabletek, które powinny sprawić, że zmorzy go twardy sen. Leżał w samym bokserkach, przykryty jedynie
kocem. Mimo, że w pomieszczeniu panował gorąc, niewyjaśniony chłód przenikał
jego ciało po same kości. Myśli toczyło zaciętą walkę. Serce rozpaczało. Cisza dobijała. Po długich minutach powieki
stawały się ciężkie, aż ukończyły swój bieg.
Znajdował
się w swoim pokoju, w łóżku. Wszystko
byłoby okey gdyby… nie czarownica, która siedziała naprzeciwko niego.
Zaskoczony usiadł prosto.
-A tobie
co?- burknęła.
-Ale… ty…
jak? Co do cholery?
-Hello its
mi, nie jestem prawdziwa dziś. Takie tam czary- mary hokus pokus.- machnęła
ręką.
Niebieskooki
spojrzał na jej strój. Ubrana w kwiecistą sukienkę wpatrywała się w niego jak
idiotę. Włosy opadały falami na ramiona (włosy miała powyżej pasa).
-Zrób
zdjęcie zostanie na dłużej.- przewróciła oczami.- Teraz mnie posłuchaj, jasne?
Jasne, jak brokat?- kiwnął głową.- Świetnie.
Przerzuciła
włosy na jedną stronę i wzięła głęboki oddech. Twardo wpatrywała się w
niebieskookiego.
-Musisz przestać
szukać Sebastiana i mnie.
-Co?! Chyba
zwariowałaś!- powiedział oburzony.
-Alec, ty
nie rozumiesz. Mam zadanie do wykonania,
jeśli go nie wypełnię- przełknęła ślinę- Valentine wróci. Nikt nie przeżyje. On
chcę zemsty.
-Poczekaj.
Nie rozumiem. Jakie zadanie?
-Muszę
przywrócić dawnego Sebastiana. Sebastiana, który was uratował. Sebastiana, który nie ma w sobie ani kropli
demona. Sebastiana, który unicestwi raz
na zawsze Valentine- ostatnie słowa powiedziała z obrzydzeniem.
-Ale…-
zaczął nie mogąc dobrać słów.
-Musze przy
nim tylko być.- westchnęła.- To brzmi dziwnie ale muszę to zrobić.
-Kin
powiedzieć chociaż gdzie będę mógł cie odnaleźć?
-Odpowiedz
to: Clary i Maks.
-Nie
rozumiem!
-Lustro-
dziewczyna zaczęła się rozmazywać.
-Kin!-
wrzasnął.
Otworzy gwałtownie
oczy. Serce dudniło mu w piersi jak
oszalałe. Pot spływał strużkami po ciele. Wyskoczył z łóżka i pobiegł do
łazienki. Oparł się o zlew i spojrzał w lustro. Oczy przekrwione. Kilkudniowy
zarost. Cienie pod oczami. Westchnął nabrał zimnej wody i opłukał twarz. Skarcił
się za niechlujstwo. W łazience odbył wszyscy potrzebne czynności aby
doprowadzić się do stanu normalności. Jednak myśli przeszkadzały w skupieniu
się. Kilka razy pokaleczył sobie brodę, przez co musiał użyć Iratze. Nie
ominęły go przekleństwa, które cisnęły m się na usta.
Po godzinie wyszedł z pokoju. Skierował się
prosto do salonu. Gdzie wszyscy siedzieli z ponurymi minami.
-Co jest?-
spytał po czym usiadł koło Izzy.
Magnusa nie
było. Zrobiło mu się przykro lecz nic nie powiedział. Doskonale wiedział, że
czarownic potrzebuje czasu. Czas teraz jest jak złoto.
-Królowa
Jasnego Dworu nie żyje- mruknął Parabatai- Nikt nie wie co się stało. Faire są
w żałobie.
-Mamy podejrzenie na pewną osobę…- zaczęła
Isabella, kątem oka Alec dostrzegł, że Clary wyprostowała się.
-Sebastian-
dokończył.-Posłuchajcie miałem dzisiaj sen z Kin.
-Parabatai
wiem, że twojego życie seksualne jest na niskim poziome i domagasz się czegoś
od Magnusa ale nie chcemy znać szczegółów.
-Jace-
warknął- Nie o to mi chodziło. Nie przerywaj mi- zagroził mu palcem- Chodziło
mi o to, że odpowiedz to : Lustro, Clary i Maks.
-Co ja?-
spytał okularnik.
-Maks powiedz
mi co ci się kojarzy się z Lustrem?- Isabella zmarszczyła brwi.
Poprawił
okulary i po dłuższej chwili odpowiedział.
-Lustro
kojarzy mi się z jeziorem Lyn w Idrisie. Ale nie koniecznie musimy być to jezioro lecz
brama. Valentine przywołał Anioła Razjela prosząc o przysługę… Nie… Czekajcie…
-Lustro to
brama- powiedział powoli Simon, który teraz się odezwał- Połowa „zagadki”
została rozwiązana ale o co chodzi z tobą, Clary?
-Nie wiem-
wzruszyła ramionami- Idę zrobić kawę. Ktoś chcę?- wszyscy bez wyjątku poprosiły
o napój, jedynie Maks poprosił o gorącą czekoladę.
Po kilku
minutach ciszy przyszła Clary z parującym napojem. Jak zwierzęta rzucili się po
napoje. Alec jednym łykiem wpił całą zawartość. Gorący napój patrzył go w język
i przełyku.
-Już wiem!-
wrzasnął Maks.
-Mów- rzucił
Simon, który musiał ściągnąć mokrą od kawy koszulę. Nie był z tego powodu zadowolony.
-Clary
potrafisz dalej tworzyć runy?
-Tak-kiwnęła
głową.
-Pamiętasz
jak jakie runy używałaś aby otworzyć bramę…
-Sugerujesz,
że Clary ma otworzyć bramę, aby…
-Znaleźć
tego dupka, który zabił połowę nocnych łowców, nie wspominając o podziemnych?-
Simon wzruszył ramionami- No co?
-Jest jedno
ale…- zaczął Alec- Brama przeniesie osobę, która wiem gdzie chcę iść. A nie
wiemy gdzie oni są.
-Moje
obrazki wiedzą…- szepnęła Clary, po czym wybiegła z salonu i wróciła z pustymi
rękami- Nie mogę ich znaleźć kładłam je na pewno na parapecie !
-Clary- Jace
złapał ją za nadgarstki- Wszystkie rysunki oddałaś Magnusowi, aby ten wysłał je
Ragnor ‘owi nie pamiętasz?
-No super!
Gdyby mamy jakiś punkt zaczepienia brakuje nam tylko kluczowego elementu…-
prychnęła Izzy.
-Zaraz
napiszę ognisty list do Magnusa… A w tym czasie ćwiczę jakby zaraz miała być
wojna. Clary dopóki sprawa się nie rozwiąże, nie mów nic swojej matce. Jeszcze
tego nam brakuje. Izzy, Maks, Jace ani słowa mamie. Musimy ją gdzieś wysłać…-
przeczesał włosy.- Niech Razjel ma was w opiece.
Subskrybuj:
Posty (Atom)